Przepis określający wymóg uzyskania zgody krajowych organizatorów na wykorzystywanie wyników sportowego współzawodnictwa przez bukmacherów (art. 31 ust. 2 ustawy o grach hazardowych) miał wykończyć czarny rynek, a wykańcza... legalnie działające firmy.
W kwietniu 2019 r. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) postanowił przyjrzeć się sprawie. Pod lupę wziął działalność Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz Ekstraklasy. Po analizie wszczął postępowanie, mające na celu ustalenie, czy doszło do naruszenia przepisów ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów przez organizatorów współzawodnictwa.
Kilka dni temu do UOKiK dotarło pismo, w którym Polskia Izba Gospodarcza Branży Rozrywkowej i Bukmacherskiej (PIGBRiB) skarży się na przewlekłość postępowania. Sprawdziliśmy, na jakim jest ono etapie. Departament komunikacji UOKiK przekazał „PB’’, że nadal trwa zbieranie i analiza materiału dowodowego, więc wskazanie terminu zakończenia postępowania nie jest możliwe. Tak więc od dwóch lat nie zmieniło się nic.
Sprawiedliwość
Obecne brzmienie przepisu powoduje, że organizacje sportowe mogą uzależniać udzielanie zgód bukmacherom od zapłaty rażąco wysokich wynagrodzeń liczonych, zależnie od organizacji i rodzaju sportu, w milionach i dziesiątkach tysięcy złotych za sezon.
— Żądanie zapłaty za korzystanie z wyników współzawodnictwa sportowego osłabia pozycję legalnie działających spółek bukmacherskich, gdyż mimo płacenia w Polsce bardzo wysokiego podatku od gier,dodatkowo ponoszą wspomniane opłaty — mówi Adam Lamentowicz, szef PIGBRiB, zrzeszającej takie podmioty jak LV Bet, Totolotek czy Superbet.
Izba wskazuje również na odmowę renegocjacji umów między bukmacherami a organizatorami rozgrywek w związku z pandemią, która dotknęła branżę w ostatnich dwóch sezonach.
Zdaniem Ekstraklasy natomiast czasowe zawieszenie rozgrywek nie mogło znacząco wpłynąć na zawarte umowy, ponieważ wszystkie mecze w sezonie 2020/21 zostały rozegrane.
— Ekstraklasa zrobiła to jako jedna z pierwszych lig w Europie. W związku z przesunięciem części meczów dokonaliśmy przesunięcia terminów opłat licencyjnych od bukmacherów. Są to opłaty uzależnione od przychodów, więc w okresach, kiedy nie były rozgrywane mecze, były ono odpowiednio mniejsze — tłumaczy Bartosz Orzechowski, menedżer ds. komunikacji w Ekstraklasie SA.
Z opinią PIGBRiB nie zgadza się również Polska Liga Siatkówki, która w związku z zeszłoroczną przerwą w rozgrywkach obniżyła kwoty licencyjne za ubiegły sezon.
— W trakcie pauzy w rozgrywaniu meczów podpisaliśmy aneksy z firmami bukmacherskimi — mówi Kamil Składowski, dyrektor działu komunikacji w Polskiej Lidze Siatkówki.
Murowanie bramki
PIGBRiB zarzuca organizatorom rozgrywek nadużywanie pozycji i ustalanie horrendalnie wysokich opłat. Łącznie firmy płacą około 1 proc. swoich przychodów brutto w formie opłat na organizacje sportowe. Przed atakami broni się Ekstraklasa, podkreślając dobrowolny charakter podpisywanych z nią umów.
— Jeśli bukmacherzy chcą rozwijać biznes, w świetle prawa muszą uiszczać opłaty licencyjne — mówi Bartosz Orzechowski.
Ekstraklasa podkreśla ponadto, że kwoty otrzymywane z licencji wypłacane są klubom z przeznaczeniem na szkolenie dzieci i młodzieży. W minionym sezonie kwota sięgnęła 12 mln zł.
Podobne stanowisko prezentuje Polska Liga Siatkówki, która przed rozpoczęciem sezonu 2021/22 zaogniła sytuację dwukrotnie podnosząc wysokość opłat licencyjnych i nie widząc w tym nic nadzwyczajnego.
— To logiczna konsekwencja wzrostu popularności rozgrywek, który wiąże się z sukcesami naszych klubów na arenie międzynarodowej — mówi Kamil Składowski.
Końcowy gwizdek
Nad sprawą wisi widmo dogrywki. Obie drużyny mają argumenty. Szkoda, że sędzia jest opieszały.