Turkusowa etola skradła ślubne show

Marta Prus
opublikowano: 2025-04-04 13:30

Zaczęło się od rysunków i fascynacji filmami, potem były studia z projektowania i praca dla marek modowych. Dziś Grażyna Osiecka prowadzi własne atelier w Warszawie i tworzy ślubne okrycia, które budzą zainteresowanie również za granicą.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Moda towarzyszyła jej od dziecka. Najpierw rysowała, potem zafascynowała się filmowymi kostiumami i eksplozją stylów lat 90., podsycaną przez MTV. Jednym z momentów przełomowych, który wpłynął na jej postrzeganie mody, był seans „Piątego elementu” w reżyserii Luca Bessona. Futurystyczne stroje zaprojektowane przez Jeana-Paula Gaultiera stały się dla niej źródłem inspiracji. Zaczęła patrzeć na projektowanie jak na formę sztuki.

Wiedziała, że po maturze chce iść w stronę projektowania, filmoznawstwa, kreacji. Padło na Warszawę, ale szybko się okazało, że wybrana szkoła jej nie odpowiada – zamiast twórczej przestrzeni poczuła rozczarowanie. Zrezygnowała z uczelni i zaczęła pracę w Ambasadzie Włoch, stamtąd poleciała do Genewy. Pracując jako pomoc domowa, po raz pierwszy zetknęła się ze światem dyplomacji i przyjęć. Zobaczyła z bliska szyk międzynarodowych elit.

– To był wielki świat, mogłam obserwować kreacje, dodatki, biżuterię… Ich klasa mnie urzekła, bo nie miałam styczności z czymś takim – wspomina Grażyna Osiecka, projektantka mody.

Po powrocie do Polski trafiła do krakowskiej Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru. Tam poczuła swobodę twórczą i zaczęła realizować projekty, o których wcześniej marzyła. Miała wokół siebie wykładowców, którzy potrafili jej podpowiedzieć, w jakim kierunku iść. Jej kolekcja dyplomowa składała się z męskich swetrów na rzepy – z odpinanymi elementami, które pozwalały zmieniać formę w zależności od potrzeby. Można było odpiąć rękawy, skrócić długość lub przekształcić model w coś innego. Kolekcja została bardzo dobrze przyjęta – pojawiła się nawet w publikacjach w magazynach branżowych. Grażyna Osiecka była przekonana, że pójdzie w stronę mody męskiej.

Ślub motywacją do zmiany

Życie jednak napisało inny scenariusz. Po przeprowadzce do Warszawy zaczęła szukać pracy w zawodzie. Przez dekadę projektowała dla różnych marek torby, buty, bieliznę męską i damską, a nawet odzież dziecięcą. Po urodzeniu córki zdecydowała, że nie chce wracać do pracy etatowej. Szukała przestrzeni twórczej, która będzie w pełni jej. Wtedy znajoma poprosiła ją o zaprojektowanie sukni ślubnej, Grażyna Osiecka stworzyła do niej turkusową etolę, czyli futrzany szal w stylu lat 20. i 30., który skradł całe show. To nadało jej pracy nowy kierunek – projekt okazał się początkiem specjalizacji. Wkrótce przyszły kolejne zamówienia na podobne etole. Najpierw od znajomych, potem od ich koleżanek.

Pierwsze etole szyła w domu, często po dwie, trzy sztuki, i wystawiała na portalach i platformach sprzedażowych. Zdjęcia robiła sama w domowych warunkach na manekinie. Jeśli się sprzedały, zamawiała nowe futro. Czasami skupowała końcówki tkanin od lokalnych zakładów – trzy czy pięć metrów wystarczało na kilka projektów. Do dziś korzysta ze sprawdzonych hurtowni, wyszukuje też futra z resztek kolekcji projektantów z całego świata. Pierwsze zamówienia były ściśle dopasowane do klientek, a kolorystyka etoli była ustalana indywidualnie podczas rozmów. Brała pod uwagę ich potrzeby i konkretne stylizacje. Z czasem zaczęła przyjmować klientki w domu. Miała próbki futer i kilka fasonów do przymierzenia, można było je zamawiać w różnych wariantach kolorystycznych.

Własny butik na warszawskiej Ochocie otworzyła pięć lat temu. Wygrała konkurs na lokal w starej kamienicy, a remont sfinansowała z oszczędności z jednego, bardzo intensywnego sezonu. Klientki mogą tam przymierzyć gotowe fasony, dobrać rozmiar czy skonsultować kolory. Także zamówienia online są personalizowane – projektantka pyta o wzrost, sylwetkę i rozmiar biustu, by etola podkreślała, a nie zaburzała proporcje sylwetki.

– Zeszły rok był dla mnie przełomowy także pod względem zagranicznej sprzedaży. Coraz częściej trafiają do mnie klientki z innych krajów – mówi Grażyna Osiecka.

Zagraniczna sprzedaż ruszyła od zamówień ze Stanów Zjednoczonych. Klientki z USA najczęściej wybierały kolorowe etole – intensywną fuksję, zieleń, kobalt. To był dla projektantki sygnał, że estetyka odważnych barw znajduje miejsce nawet w kontekście ślubu czy eleganckiego wyjścia, choć u nas takie wybory wciąż należą do rzadkości.

– W Polsce, jeśli klientki decydowały się na nietypowy kolor, to zazwyczaj był to odcień butelkowej zieleni. Mocna fuksja, tak popularna w USA, nigdy nie pojawiła się u mnie w zamówieniach z Polski – mówi projektantka.

Z czasem do jej klientek dołączyły Francuzki, Niemki, Angielki, pojawiły się zamówienia z Holandii, a nawet z Australii. W krajach zachodnioeuropejskich dominują bardziej klasyczne wybory – szczególnie popularne są etole o dłuższym włosiu w odcieniach brązu, które pasują zarówno do sukni ślubnej, jak też do stylizacji wieczorowej. Coraz większą część zamówień stanowią także futra i etole w tonacjach kości słoniowej oraz écru – wybierane właśnie na ślub.

Drugi obieg, który działa sam

Od początku szyje tylko ze sztucznych futer. Często sprowadza je też z zagranicy – czasem tylko kilka metrów, nawet skrawki, z których powstaje jedna unikatowa sztuka.

– Współpracuję od lat z hurtowniami w Polsce, które znają moje potrzeby. Przysyłają próbki, a czasem zamawiają materiały specjalnie dla mnie. Muszę dotknąć futra, założyć je, przeczesać, sprawdzić parą z żelazka, zobaczyć, jak się zachowuje. To nie jest kupowanie w ciemno – tłumaczy projektantka.

Świadomie rezygnuje z zamawiania dużych partii – woli mniejsze, lepiej przemyślane zakupy. Minimalizuje odpady, szyje w ograniczonych ilościach, a wiele projektów ma tylko jedną wersję. Projektantka nie promuje też futer jako dodatków na jeden raz. Zachęca do ich ponownego wykorzystania – podczas innych okazji lub przez inne osoby.

– Staram się wykorzystywać wszystko. Nawet jeśli coś kupuję bez dotykania, to wiem, z jakiego zakładu pochodzi, i mogę zaufać jakości. Jeśli tylko mam możliwość, jeżdżę na miejsce i wybieram sama – mówi Grażyna Osiecka.

Choć nie prowadzi wypożyczalni ani nie wprowadziła oficjalnego systemu drugiego obiegu, wie, że jej etole żyją dalej.

– Nie kontroluję tego, ale wiem od klientek, że moje okrycia pojawiają się na Vinted, OLX czy w grupach ślubnych. Nawet gdy są już sprzedane, dziewczyny zapisują sobie moje nazwisko z ogłoszenia i w taki sposób trafiają do mnie. To dla mnie ogromna radość, bo wiem, że jeśli etola jest dobrze przechowywana, może służyć kilku pannom młodym – wyjaśnia projektantka.

To dla niej sygnał, że jej produkty dobrze znoszą upływ czasu i odpowiadają na potrzeby kolejnych użytkowniczek.

– Największym wyzwaniem jest to, że pracuję głównie z nowymi klientkami. Ślub to wydarzenie jednorazowe, więc cały czas muszę docierać do kolejnych osób. Często trafiają do mnie z polecenia – mówi Grażyna Osiecka.

Myśli o kolekcji młodzieżowej – inspiracje podsuwa jej nastoletnia córka – i o dodatkach z futer, które miałyby lżejszy, codzienny charakter. Pierwsza minikolekcja młodzieżowa spotkała się z dużym zainteresowaniem, więc trwają prace nad dodatkami i nowymi fasonami, choć szczegóły na razie zostają tajemnicą. Marzy się jej też otwarcie filii w Krakowie, w którym studiowała i do którego ma ogromny sentyment.

Wolne chwile spędza w galeriach sztuki, muzeach czy na wystawach – potrafi wsiąść w pociąg tylko po to, by obejrzeć coś inspirującego. Czyta biografie artystów i projektantów, choć równie chętnie sięga po historie malarzy czy innych twórców. Spokoju szuka w lesie, szczególnie w rodzinnych stronach.

– Chciałabym, żeby więcej kobiet miało świadomość, jak ważnym elementem ślubnej stylizacji może być dobrze dobrane okrycie – podsumowuje Grażyna Osiecka.