Po dwuletnich wahaniach znów startują konsultacje aukcji częstotliwości 5G. Są zmiany, bo tym razem regulator ma konkretne wymagania co do jakości sieci.
Polska prowizorka w zakresie 5G może wreszcie się skończyć. Większość krajów unijnych rozdzieliła już między operatorów częstotliwości z tzw. pasma C (3,6-3,8 GHz), mającego być fundamentem sieci w nowej technologii. Polska jeszcze tego nie zrobiła, bo ogłoszona już na początku 2020 r. aukcja została w kontrowersyjnych okolicznościach odwołana, a potem regulator — Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE) — czekał na określenie rządowych wymogów w sprawie cyberbezpieczeństwa. Nie doczekał się, bo projekt ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa (KSC) wciąż nie wyszedł z rządu.
— Chcieliśmy skoordynować nowy proces konsultacji z pracami nad ustawą o KSC, choć od początku zakładaliśmy, że nie będziemy czekać na jej wejście w życie. Po ponownej analizie na przełomie listopada i grudnia uznaliśmy, że ruszamy z konsultacjami. Otrzymaliśmy pozytywną opinię rządowego komitetu ds. cyberbezpieczeństwa, uwzględniliśmy też treść nowych dyrektyw unijnych. Ze względu na sytuację ekonomiczną, m.in. rosnące koszty, a także ze względu na wysokie prawdopodobieństwo uruchomienia funduszy z UE na inwestycje, postanowiłem uruchomić postępowanie — mówi Jacek Oko, prezes UKE.

Finansowe oczekiwania
Pierwsza tura ogłoszonych we wtorek konsultacji potrwa 45 dni. Potem urząd będzie miał 15 dni na odpowiedź na uwagi, ewentualnie wystartuje druga tura, a następnie operatorzy zaczną szykować się do aukcji i licytować. Według UKE częstotliwości mogą do nich trafić w sierpniu.
Wymogi dla uczestników postępowania (skala inwestycji w infrastrukturę telekomunikacyjną w ostatnich latach oraz posiadane już zasoby częstotliwości) określono tak, że w aukcji będzie mogła wystartować tylko wielka czwórka: Orange, T-Mobile, Play i Plus. Cenę wywoławczą za każdy z czterech dostępnych bloków ustalono na 450 mln zł, choć bloki nie są sobie równe — na dwóch z nich pojedyncze gminy w Polsce będą czasowo wyłączone ze względu na istniejące już rezerwacje pasma dla operatorów lokalnych, a na jednym część pasma będzie wyłączona ze względu na możliwe interferencje z bazą wojskową w Redzikowie (Pomorskie).
— Oczekujemy, że uzyskamy z aukcji około 2 mld zł. Nie zmieniliśmy ceny wywoławczej w stosunku do poprzedniego postępowania, ale wprowadziliśmy nowe wymogi ilościowe i jakościowe wobec operatorów, by zagwarantować użytkownikom końcowym wysoką przepustowość sieci — mówi Jacek Oko.
Opublikowana przez UKE dokumentacja aukcyjna i utrzymana na starym poziomie 450 mln zł cena wywoławcza za blok częstotliwości jest pozytywnym zaskoczeniem. Zakładam w swoim modelu 650 mln zł wydatków na blok z pasma C na operatora. Nie spodziewałem się skoku na kasę telekomów w wykonaniu UKE, choć oczywiście wiadomo, że potrzeby budżetowe są spore. Było jednak ryzyko podniesienia ceny wywoławczej — minęły w końcu dwa lata i sama inflacja uzasadniałaby podwyżkę o 15-20 proc. Brak podwyżki to pozytywna wiadomość dla telekomów, widać to zresztą po wtorkowej reakcji kursów na GPW. Spodziewam się, że aukcja zakończy się szybko i nie będzie tak mocnej licytacji, jak przy aukcji LTE. Nakłady inwestycyjne, jakie będą musieli w krótkim i średnim terminie ponieść operatorzy na rozbudowę sieci, na tym etapie trudno oszacować — zmieniają się ceny komponentów. Nie wydaje się jednak, by zobowiązania inwestycyjne zawarte w dokumentacji opublikowanej przez UKE w znaczący sposób odbiegały od tego, co operatorzy sami by realizowali, nie oczekuję więc znaczących zmian w ich CAPEX-ie.
Jakościowe wymagania
Po zakończeniu aukcji każdy operator będzie miał trzy lata na postawienie co najmniej 3,8 tys. stacji bazowych na terenie całego kraju. UKE wymaga, by co najmniej 500 z nich pojawiło się w mniejszych gminach, liczących 10-20 tys. mieszkańców, a co najmniej 700 w gminach liczących 20-50 tys. mieszkańców. Wymaga też, by już po roku na 85 proc. powierzchni kraju przepustowość sieci mobilnej wynosiła co najmniej 30 Mb/s.
Z biegiem lat wymogi jakościowe będą rosły — po pięciu latach na 94 proc. powierzchni sieć ma mieć przepustowość co najmniej 100 Mb/s. Priorytetem będzie szybkie pokrycie siecią o wysokiej przepustowości głównych szlaków kolejowych oraz autostrad i dróg ekspresowych, a w dalszej kolejności dróg wojewódzkich.
Obecnie, głównie za sprawą sieci LTE (4G), nieco ponad dwie trzecie kraju jest pokryte siecią o przepustowości powyżej 30 Mb/s, a 58 proc. powyżej 100 Mb/s. Jednocześnie 26,7 proc. ma dostęp do przepustowości poniżej 3 Mb/s.
— Co istotne — w zakresie spełnienia tych wymagań jesteśmy neutralni technologicznie, czyli operatorzy nie będą musieli robić tego za pomocą wyłącznie pasma C, ale wszystkich dostępnych częstotliwości i technologii, również LTE. Wymagamy od nich wysokiej przepustowości, nie przepływności — zakładamy, że jeśli na jakimś obszarze faktyczna przepływność będzie mniejsza ze względu na wysoki popyt na usługi i dużą liczbę użytkowników, to operatorzy sami będą widzieć ekonomiczne uzasadnienie do wzmocnienia tam infrastruktury — tłumaczy Jacek Oko.
Nowe rozdanie
Opóźnienie rozdysponowania częstotliwości było związane m.in. z kwestiami cyberbezpieczeństwa — przede wszystkim tym, z których dostawców usług będą mogli korzystać operatorzy. Od ponad dwóch lat toczy się dyskusja o tzw. dostawcach wysokiego ryzyka, których sprzęt — jeśli taką decyzję podejmie rząd — będzie musiał zostać wycofany z użytkowania.
Te procedury, związane w praktyce z dostawcami chińskimi (głównie z Huaweiem, z którego sprzętu na dużą skalę korzysta większość operatorów), mają być uregulowane w ustawie o KSC, której wciąż nie ma.
— Startujemy w obecnym otoczeniu regulacyjnym, ale kwestie cyberbezpieczeństwa po długich rozmowach z operatorami regulujemy w specjalnym załączniku, który przewiduje samodzielną ocenę ryzyka i zasady postępowania z dostawcami sprzętu w celu minimalizacji uzależnienia się od jednego dostawcy. Jako urząd jesteśmy neutralni technologicznie, nie odnosimy się do konkretnych dostawców — wyjaśnia Jacek Oko.
Aukcja pasma C to tylko jeden z elementów nowego rozdania częstotliwości. UKE zapowiada, że w przyszłym roku powinna też wystartować procedura w sprawie pasma 700 MHz zwolnionego przez telewizję naziemną. To tzw. pasmo pokryciowe, pozwalające przy mniejszej infrastrukturze zapewnić dostęp do nowej sieci na dużej powierzchni.
W 2023 lub 2024 r. powinno też dojść do zmian w rozdysponowaniu pasm 900 i 1800 MHz, a także przydzielenia wolnego bloku w pasmie 800 MHz używanego przez sieć LTE.
Operatorzy telekomunikacyjni na razie nie odnoszą się konkretnie do przedstawionych przez UKE zapisów i wymagań.
— Jesteśmy zadowoleni, że po ponad dwóch latach UKE powrócił do procesu dystrybucji pasma C niezbędnego do pełnego wykorzystania technologii 5G w Polsce. Obecnie analizujemy przedstawione warunki i odniesiemy się do nich w konsultacjach — mówi Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange’a.