Ukraińskie zboże dzieli polityków

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2023-04-27 20:00

Dyskusja o bezpieczeństwie żywnościowym pokazała, jak bardzo różne są opinie na ten temat, także między polskim i czeskim rządem.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W debacie żywnościowej podczas EKG w Katowicach poruszono bardzo różne tematy — od kwestii wpływu ETS-ów i kosztów energii na produkcję rolną do jakości i dostępności żywności w Europie i na świecie. Najbardziej aktualna była jednak kwestia napływu ukraińskiego zboża do UE. Tu też pojawiły się skrajni

e różne opinie i niemałe emocje. Dyskutanci wskazywali na nieuchronność transportu ukraińskich produktów rolnych przez państwa wspólnoty oraz na potencjalne korzyści, jakie mogą z tego wyniknąć, m.in. dla Polski.

Skrajne punkty widzenia:
Skrajne punkty widzenia:
Miroslav Skřivánek, wiceminister rolnictwa Czech (czwarty od lewej, z mikrofonem), dostrzega problemy wynikające z napływu produktów rolnych z Ukrainy na unijny rynek. W jego kraju dotyczą one m.in. sektora cukru. Uważa jednak, że wprowadzanie zakazów wwozu nie jest rozwiązaniem. Jego polski odpowiednik, Janusz Kowalski (trzeci od lewej), ma dokładnie przeciwną opinię i liczy na to, że takie myślenie zwycięży w Unii Europejskiej.
Marek Wiśniewski

— Rosja właśnie zapowiedziała, że w związku z atakami ukraińskich dronów nie przedłuży porozumienia o korytarzu zbożowym. Wtedy jedynym wyjściem dla Ukrainy będzie tranzyt przez kraje Unii Europejskiej — powiedział Andrzej Szurek, członek rady dyrektorów ukraińskiej firmy IMC.

Chodzi o wynegocjowane przez ONZ i Turcję w lipcu 2022 r. porozumienie z Rosją, umożliwiające bezpieczny eksport ukraińskich produktów rolnych przez Morze Czarne.

— Ukraina ma nadwyżkę wielu produktów rolnych i musi je wyeksportować. Jeśli chcemy, żeby była naszym przyjacielem, nie możemy jej na siłę wypychać na Morze Czarne. Wierzę, że tranzyt zboża z Ukrainy będzie szedł przez Polskę i oba państwa na tym dobrze zarobią — przekonywał Zenon Daniłowski, prezes Makaronów Polskich.

Inaczej na obecną sytuację patrzy jednak Janusz Kowalski, wiceminister rolnictwa. Opowiada się wprawdzie za tranzytem zboża przez Polskę, ale uważa, że mamy do czynienia z międzynarodową rozgrywką polityczną, i to wcale nie z Rosją, tylko wewnątrz Unii Europejskiej.

— Nie mam wątpliwości, że państwom starej piętnastki — szczególnie Niemcom, Holandii czy Francji — zależało na tym, żeby relacje polsko-ukraiński się pogorszyły. Nie ma zgody na to, żeby za straty polskich rolników nie zapłaciła Unia Europejska. Jestem przekonany, że to wymusimy — stwierdził polityk Solidarnej Polski.

Jego zdaniem bardzo dobrze się stało, że polski rząd zainicjował pod koniec marca poważną debatę na temat ceł na ukraińskie produkty.

— Bruksela nie reagowała na to, że rolnicy z co najmniej pięciu państw są poszkodowani. Ofensywa polskiego rządu spowodowała to, co powinno wydarzyć się dużo wcześniej — powiedział Janusz Kowalski.

Diametralnie inne spojrzenie ma Miroslav Skřivánek, wiceminister rolnictwa Czech.

— Czechy postanowiły przyłączyć się do zakazów, bo spełnianie warunków jednolitego rynku unijnego uważamy za ważne, ale zakazy to nie jest rozwiązanie — powiedział wiceminister.

Czesi zintensyfikowali więc kontrole, jednak żadna z nich, a tylko w zeszłym tygodniu przeprowadzono ich aż 50, nie wykazała jakichkolwiek różnic w zanieczyszczeniu ziarna z Ukrainy i ziarna czeskiego.

— Właśnie się dowiedziałem ile próbek przebadali Czesi, ale nigdy nie słyszałem, ile przebadała Polska. Cały czas słyszymy, że zboże, które do nas przyjeżdża, jest mocno zanieczyszczone, a nawet szkodliwe — podkreślił Jerzy Plewa, ekspert Team Europe, przed laty szef agendy Komisji Europejskiej ds. rolnictwa i obszarów wiejskich (DG AGRI).

Przypomniał m.in., że obowiązuje — wynegocjowany w 2014 r. i dwa lata później parafowany przez wszystkie państwa członkowskie — układ stowarzyszeniowy Ukrainy z UE. Jest w nim mowa o stopniowej redukcji stawek celnych na wiele towarów, a część produktów rolnych jest objęta kwotami bezcłowymi.

Jego zdaniem swoistym paradoksem jest to, że przyjęty przez polski rząd zakaz wwozu dotyczy np. importu wina czy ogórków, tymczasem można je zupełnie legalnie importować z Rosji.

— Nie wiem, czy to jest wizerunkowo takie dobre dla Polski — stwierdził ekspert Team Europe.

Ten argument nie przekonał jednak Janusza Kowalskiego.

— Jestem i pozostanę zwolennikiem zamknięcia polskiego rynku przed nieoclonymi produktami z Ukrainy. Cła, cła i jeszcze raz cła. Mam nadzieję,, że ten sposób myślenia zwycięży w Unii Europejskiej. Ukraińska kukurydza powinna być oclona najwyższą stawką przewidzianą przez WTO, czyli 94 EUR za tonę. Niemcy czy Francja mogą sobie wprowadzić niższą stawkę — powiedział wiceminister rolnictwa.

Jerzy Plewa podkreślił, że polscy rolnicy mogą liczyć na wsparcie Brukseli.

— UE już przyznała pierwszą transzę pomocy dla polskich rolników, dyskutowana jest druga. Gdy w 2014 r. Rosja wprowadziła embargo na polskie jabłka, największą pomoc — 500 mln EUR — dostali polscy producenci — podsumował Jerzy Plewa.

Zdaniem Miroslava Skřivánka Europa da sobie radę z problemem ukraińskiego zboża. Ukraina ma się stać członkiem UE, więc nastąpi zbliżenie przepisów prawa, czego skutkiem będzie poprawa jakości jej produktów rolnych.

— Nie możemy odwracać się plecami do procesów integracyjnych, bo oznaczałoby to porzucenie własnych wartości i tożsamości. Kiedy Polska, Czechy, Bułgaria czy Rumunia chciały wejść do Unii Europejskiej, jej starzy członkowie nie bali się ich wpuścić na swoje rynki. Teraz przychodzi ktoś, kto puka do drzwi i potrzebuje pomocy. Może ma poszarpaną koszulę i pustą torbę, ale my mamy pełną torbę i szafę pełną nowych koszul. Czy mamy zamknąć oczy i udawać, że go nie widzimy? — pytał retorycznie czeski wiceminister.