Umowa o handlu USA-UE da firmom impuls

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2013-09-18 00:00

Dla USA umowa o wolnym handlu to nie to samo co w UE. Ale Amerykanie też wierzą w jej pozytywne skutki.

Od wakacji, gdy ruszyły negocjacje na temat transatlantyckiego partnerstwa w handlu i inwestycjach (TTIP) między UE a USA, jesteśmy bombardowani informacjami o jego zbawiennym wpływie dla gospodarki. Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, mówi o „milionach etatów”.

Osiągniemy porozumienie. Gdybyśmy nie byli tego pewni, w ogóle nie zaczynalibyśmy rozmów — twierdzi Elena Bryan, która reprezentuje rząd USA w rozmowach z Unią Europejską na temat TTIP. [FOT. WM]
Osiągniemy porozumienie. Gdybyśmy nie byli tego pewni, w ogóle nie zaczynalibyśmy rozmów — twierdzi Elena Bryan, która reprezentuje rząd USA w rozmowach z Unią Europejską na temat TTIP. [FOT. WM]
None
None

Komisja Europejska podaje szacunki londyńskiego instytutu CEPR, z których wynika, że Unia zarobi 119 mld EUR, co oznacza 545 EUR dla czteroosobowej rodziny (a USA 95 mld EUR, czyli po 655 EUR na rodzinę). Eksport z UE do USA ma urosnąć o 28 proc., czyli o 187 mld EUR. Tymczasem amerykańska administracja nie policzyła, co TTIP da amerykańskiej gospodarce.

— W ogóle nie przygotowujemy zwykle takich szacunków, bo prognozy opierają się na założeniach — mówi Elena Bryan, senior trade representative, która reprezentuje rząd USA w rozmowach z Unią Europejską na temat TTIP. Jest jednak przekonana, że umowa da impuls przedsiębiorcom po obu stronach Atlantyku. Na przykład producentom samochodów. CEPR szacuje, że ich eksport z UE do USA urośnie o 149 proc.

— Dziś mnóstwo aut jest eksportowanych z USA do UE i z UE do USA. Na obu kontynentach produkuje się dwa modele, na każdy z tych rynków. Samochody z USA są bezpieczne. Samochody z UE też są bezpieczne.Oba rynki mają wysokie standardy. Jestem Amerykanką, ale bez problemu przesiadłam się do europejskiego auta. Więc o co chodzi?! Mój ulubiony przykład to lusterko wsteczne, którego wielkość różni się o 1 cm. Albo przemysł farmaceutyczny — dziś koncerny rejestrują leki w dwóch agencjach, wypełniając oddzielne formularze. Może mógłby powstać jeden wspólny formularz, z którego każda agencja brałaby potrzebne informacje? To samo dotyczy przemysłu chemicznego. Wy macie REACH, my mamy TSCA. Nikt nie chce pozbyć się regulacji, ale można je ujednolicić — twierdzi Elena Bryan.

To właśnie ujednolicenie regulacji ma być największym krokiem naprzód. Zniesienie ceł nie będzie mieć dużego wpływu na handel, bo średnie taryfy to 3,5 proc.

— Żadna ze stron nie chce zmniejszenia kwestii dotyczących zdrowia, bezpieczeństwa publicznego czy ochrony konsumentów. Często jednak wymogi agencji są odmienne, choć cel mają taki sam. Można się porozumieć, by akceptować przepisy drugiej strony. Można przyjąć część standardów partnera. W przyszłości regulatorzy mogliby wspólnie pracować od początku tworzenia przepisów — marzy Elena Bryan.

Najwięcej kłopotów spodziewa się w w negocjacjach dotyczących rolnictwa. Amerykanie popierają wielkie farmy, Europa chroni produkcję ekologiczną. — Ale interes jest obopólny. UE eksportuje do USA towary za 16 mld USD, a USA do UE — za 6 mld USD — podkreśla Elena Bryan. Wbrew powszechnej opinii, GMO nie jest problemem.

— Często muszę obalać mit: nie ma żadnego zakazu sprzedaży produktów GMO w Unii. Sprzedawanych jest tu około 50 produktów modyfikowanych genetycznie. I UE, i USA mają systemy regulacyjne. Życzylibyśmy sobie tylko, by system zatwierdzania w UE był szybszy — mówi Elena Bryan. Obala jeszcze jeden mit. W Polsce powtarza się data zakończenia negocjacji w październiku 2014 r., przed zmianą prezydencji w UE.

— Może się okazać, że mamy zbyt wiele do zrobienia. Na pewno nie poświęcimy istotnych kwestii ze względu na brak czasu — zaznacza Elena Bryan.