Unia Europejska właściwie nie potrzebuje już Polski

Adam L. Kalus
opublikowano: 2001-04-20 00:00

Unia Europejska właściwie nie potrzebuje już Polski

Wabiąc Polskę członkostwem w swych szeregach, Unia Europejska ze swojego punktu widzenia osiągnęła już wszystko. Oto przykłady:

- otwarcie polskiego rynku na produkty unijne;

- opanowanie sektora banków i ubezpieczeń;

- udział przedsiębiorstw unijnych w prywatyzacji naszego przemysłu;

- liberalizacja rynku walutowego, ze stopami sprzyjającymi kapitałowi zagranicznemu;

- uszczelnienie polskiej granicy wschodniej, skutkujące poważnym ograniczeniem wymiany handlowej;

- przystąpienie Polski do NATO.

Skutkiem powyższych koncesji UE zdobyła rynek konsumencki prawie 40-milionowego kraju, nieograniczoną możliwość lokowania nadwyżek finansowych na wysoko oprocentowanym i nieopodatkowanym rynku kapitałowym, zahamowanie napływu uciekinierów oraz — poprzez członkostwo Polski w NATO — zabezpieczenie swoich inwestycji i interesów w naszym kraju. Zapewne właśnie z tego powodu dużo wcześniej znaleźliśmy się w NATO niż w UE. A w zamian Polska nie uzyskała nic!

Adwokatem naszej sprawy przestały być Niemcy, na które tak bardzo liczyliśmy. Zawiodła nasze oczekiwania prezydencja francuska, a obecnie zawodzi szwedzka. Niedawno na spotkaniu w Göteborgu komisarz Verheugen oraz pani minister Lindh nie wymienili nawet Polski wśród państw mających szansę znaleźć się w pierwszej grupie. Od dwóch lat nie uruchomiono programu SAPARD, za środki którego można by przystąpić do restrukturyzacji polskiego rolnictwa.

Zamiast gestów świadczących o zbliżeniu stanowisk i interesów, zdarzają się sygnały nieprzyjazne i obłudne. Komitet Naukowy UE umieścił Polskę na liście krajów o największym zagrożeniu BSE — chociaż szkodliwą mączkę sprowadzaliśmy właśnie z krajów UE, jako całkowicie zdrowy produkt. Zaskakująco niekorzystne dla Polski okazało się również stanowisko Komisji Europejskiej w przedmiocie dostępu nowych członków do unijnego rynku pracy. Jednoznacznie poparła ona Niemcy i Austrię, stanowczo domagające się okresów przejściowych. Jeżeli stanowisko KE zatwierdzi Rada UE, wówczas Polska czekać będzie na dostęp do unijnego rynku pracy 7 lat od daty formalnego wejścia do Unii. Aż tyle czasu będziemy członkami drugiej kategorii, jako że swobodny przepływ osób — obok swobody przepływu kapitału i towarów — stanowi filar wspólnoty. Nieznana pozostaje data — choćby najwcześniejsza możliwa — naszego członkostwa w UE. Podanie jej miało nastąpić na czerwcowym szczycie w Göteborgu, jednak już nie jest to takie pewne. Unia podobnie zachowuje się wobec innych krajów kandydackich, o czym były premier Czech Vaclav Klaus mówił z goryczą w Nowym Jorku.

Całą tę niejasną sytuację można przerwać w ten tylko sposób, że damy Unii wyraźnie do zrozumienia, iż nadszedł już kres naszych ustępstw i cierpliwego oczekiwania. Najwyższy czas, aby UE otwarła kasę na potrzeby dostosowania się nowych członków oraz podała datę ich przyjęcia. To jedyny sposób na arogancję Brukseli.