Według informacji „Bloomberga” i „Wall Street Journal” Amerykanie i Chińczycy rozpoczęli proces finalizacji prowadzonych od prawie dwóch lat rozmów handlowych. Jedynie dwie kwestie dzielą gospodarcze supermocarstwa od sukcesu negocjacji. Pierwszą jest proces wychodzenia z już nałożonych przez USA ceł – Chińczycy oczekują ich zniesienia natychmiast po podpisaniu umowy, Amerykanie woleliby rozłożyć to w czasie, by kontrolować, czy Państwo Środka wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Drugim problemem jest kwestia czysto techniczna – ustalenie daty ceremonii podpisania umowy, jako że obaj przywódcy - Donald Trump i Xi Jinping - mają kalendarze pękające w szwach od wizyt zagranicznych. W mediach za oceanem spekuluje się, iż szczyt finalizujący rozmowy mógłby się odbyć w okolicach 27 marca.
Chińskie ustępstwa
Chińczycy w ramach przyszłej umowy mają proponować obniżenie taryf celnych na produkty rolne, chemiczne i samochodowe, a także zakup gazu ziemnego o wartości 18 mld USD od Cheniere Energy, firmy z siedzibą w Houston w Teksasie, z którą umowę na 24 lata w listopadzie 2018r. podpisało PGNIG. Ponadto częścią porozumienia ma być także przyspieszenie przez Azjatów eliminacji przepisów ograniczających zagraniczną własność przedsiębiorstw samochodowych i zmniejszenie ceł na importowane pojazdy poniżej obecnego poziomu 15 proc.
W ostatnich dniach, przy okazji kolejnej rundy negocjacji w Waszyngtonie, prezydent Donald Trump zgodził się na opóźnienie planowanej wcześniej na 1 marca podwyżki ceł na import chińskich dóbr z 10 do 25 proc. W zamian Chińczycy zaoferowali wzrost zakupów amerykańskich dóbr o wartości 1,2 bln USD w ciągu sześciu lat. To istotna deklaracja dla amerykańskich władz zwracających szczególną wagę na bilans handlowy, zważywszy że w 2017 r. Chiny kupiły z USA dobra o wartości jedynie 130 mld USD.
Europa boi się Trumpa?
Żyjąc w obawie przed eskalacją sporu handlowego, europejski przemysł niechętnie inwestował i ze strachem spoglądał w przyszłość, czego efektem były zmniejszające się zamówienia i rosnące zapasy. Zakończenie tego sporu mogłoby się więc wydawać lekiem na całe zło. Jednakże, jak ocenia Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego, zakończenie sporu na linii USA - Chiny skieruje całą uwagę prezydenta Trumpa na innego ważnego partnera handlowego Stanów Zjednoczonych – Unię Europejską.
- Paradoksalnie, z naszego punktu widzenia, podczas gdy niepewność gospodarcza związana z Chinami na pewno się zmniejszy, niepewność wobec przyszłości relacji handlowych na linii UE - USA wzrośnie. Stanowiska stron trwających od dłuższego czasu negocjacji nie wydają się do siebie zbliżać. W szczególności, jeśli kością niezgody pozostanie kwestia sektora motoryzacyjnego, wykreowana w ten sposób niepewność pozostanie barierą dla globalnego wzrostu gospodarczego – mówi ekonomista.
Piotr Kalisz zwraca także uwagę na różnice między Chinami a UE dotyczącą decyzyjności.
- W przypadku Chin jest zdecydowanie łatwiej o porozumienie ze względu na scentralizowanie decyzyjności w rękach Xi Jinpinga, podczas gdy proces decyzyjny w Unii Europejskiej jest silnie zdecentralizowany, co widzieliśmy choćby w ostatnich latach przy okazji ratyfikacji umowy CETA – zauważył główny ekonomista Citi Handlowego.
Z kolei Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, uważa, że porozumienie Chin ze Stanami Zjednoczonymi może być dobrym prognostykiem dla porozumienia UE - USA ze względów politycznych.
- Mając w perspektywie przyszłoroczne wybory prezydenckie, Donald Trump będzie próbował sprzedać umowę z Chinami wyborcom. Ponadto administracja USA nie zdecydowała się na razie na eskalację sporu celnego z UE po raporcie Amerykańskiej Izby Handlowej z 17 lutego, co jest dobrym prognostykiem dla Starego Kontynentu, gdyż wydaje się, że prezydent nie chce pozostawać w otwartym sporze z Unią Europejską przed walką o reelekcję – mówi ekonomista.
Rafał Benecki jest jednak sceptyczny wobec szans na przyspieszenie wzrostu gospodarczego po podpisaniu nowych umów handlowych.
- Dane ze światowych gospodarek wskazują, że przekroczyliśmy już punkt szczytowy obecnego cyklu gospodarczego. Zakończenie chińsko-amerykańskiego konfliktu pozwoli na ograniczenie strat w światowej wymianie handlowej, ale nie zmieni tego, że światowa gospodarka zaczęła już w wchodzić w etap recesji – konstatuje Rafał Benecki.