Chociaż Vivendi Universal zaprzecza, jakoby chciał odsprzedawać swoje działy w kawałkach, to analitycy sądzą, że koncern zarobiłby na tej transakcji dwukrotnie więcej niż wynosi jego wartość rynkowa jako całości.
Od 2000 r., kiedy Jean-Marie Messier, prezes Vivendi Universal, kupił za 39 mld USD (159,5 mld zł) Seagram, właściciela Universal Studios i Canal+, akcje koncernu potaniały o 77 proc., a jego wartość rynkowa spadła do 36 mld USD (147,2 mld zł).
Analitycy twierdzą, że firma byłaby ponad dwukrotnie droższa, gdyby sprzedać jej działy osobno. Kosztowałaby wówczas 79 mld EUR (298,6 mld zł). Te wyliczenia oparte są na raportach kilku banków inwestycyjnych, m.in. Credit Lyonnais Securities, Fortis Bank czy Lehman Brothers. Koncern milczy na temat planów podziału.
— Mamy mocną firmę i jasne założenia na 2002 r. — twierdzi wymijająco Antoine Lefort z Vivendi.
Akcjonariusze nie są zadowoleni z polityki Jean-Marie Messiera, który dopuścił do najwyższej w historii Francji straty koncernu, i zastanawiają się nad sprzedaniem walorów.
To oznacza, że albo z firmy odejdzie prezes, albo zostanie ona wyprzedana — uważają analitycy. Za zmianą zarządu opowiada się m.in. Claude Bebear, prezes towarzystwa ubezpieczeniowego Axa, które ma 5,7 mln akcji. Przeciwnikiem tego drugiego rozwiązania jest prezydent Jacques Chirac, który zapowiedział, że może zablokować przejęcie, bo chce, by Vivendi i Vivendi Environnement, pozostały francuskie.
Tymczasem Vivendi Universal, którego dług (bez zobowiązań Vivendi Environnement) sięga 20 mld USD (75,6 mld zł), znalazł się na liście spółek zagrożonych utratą płynności, sporządzonej przez Standard & Poor’s.