W ramach konsultacji społecznych, które zakończyły się 31 maja 2017 r., złożyło jednak ponad 50 uwag i rekomendacji. Krytykuje m.in. brak elastyczności proponowanych rozwiązań i terminów. Chodzi np. o narzuconą liczbę punktów ładowania energii elektrycznej. Dla Warszawy założono budowę tysiąca do 2020 r. Dzisiaj jest ich około 50. W Holandii, która jest jednym z liderów elektromobilności w Europie, nie ma odgórnych limitów.
— Zaufano rynkowi. Zależnie od tempa przybywania samochodów elektrycznych liczba punktów ładowania i ich lokalizacja są modyfikowane. Rolą państwa jest zaś stymulacja, także finansowa, rynku, by jak najszybciej osiągnął rentowność — zauważa Maciej Mazur z PSPA. Zastrzeżenia dotyczą też tego, że ustawa przewiduje znacznie mniejsze wsparcie rynku gazowego. W Polsce działa tylko 26 ogólnie dostępnych stacji tankowania CNG (gaz sprężony) i jedna LNG (skroplony). Dla porównania: w Czechach stacji CNG jest ponad 100. Wątpliwości budzą też limity komunikacji zbiorowej w miastach. 30 proc. taboru w gminach, które mają ponad 50 tys. mieszkańców, mają stanowić pojazdy zeroemisyjne, czyli wykorzystujące wyłącznie napęd elektryczny.
— W ten sposób została wykluczona możliwość wykorzystania innych paliw alternatywnych: CNG, LNG, biometanu, wodoru. Samorządy, które wcześniej kupiły większą liczbę autobusów napędzanych CNG lub LNG — np. w Tychach i Częstochowie — zostaną poszkodowane — mówi Maciej Mazur.