Ceny ropy rosną, ponieważ w Hongkongu odnotowano więcej zakażeń koronawirusem; ceny niklu rosną, bo w Indonezji nie pracują fabryki; ceny węgla rosną, gdyż Unia Europejska planuje wprowadzenie kolejnych sankcji na Rosję – tego rodzaju komunikaty od kilku tygodni wpływają na kursy większości surowców. Inwestorzy, którzy dotychczas podbijali ceny akcji, masowo skupują kontrakty terminowe, utrudniając realizację jakichkolwiek krótkoterminowych strategii inwestycyjnych. Na rynku pozostali jednak tradycyjni długoterminowi gracze, których horyzont czasowy nie ogranicza się do kilku miesięcy. Starają się oni przewidzieć, jak trwały jest wpływ czynników makroekonomicznych obecnie kształtujących rynek.
W wyniku agresji Rosji na Ukrainę rozmiary podaży większości surowców stanęły pod znakiem zapytania, co doprowadziło do ich panicznego skupu na giełdach. Wojna na Ukrainie trwa już jednak dwa miesiące i na przykładzie ropy przekonaliśmy się, że całkowity niedobór produkcji niektórych surowców energetycznych nie jest możliwy, a państwa mają możliwość bezpośrednio wpływać na ceny. Ponadto z czasem popyt na nie może maleć w wyniku całkowitej transformacji energetycznej państw rozwiniętych.
Pułapka podaży
Wieść o ograniczeniu produkcji danego dobra zazwyczaj automatycznie przyciąga giełdowe byki pragnące zarobić dzięki potencjalnie wyższym cenom. Podobnie było w dniu inwazji Rosji na Ukrainę, kiedy to dało się zauważyć znaczny odpływ kapitału z akcji w kierunku kontraktów na surowce, z których słyną państwa zaangażowane w konflikt. Strategia ta z pewnością była trafiona w perspektywie kilku dni, jednak może się okazać, że obecne uwarunkowania ekonomiczne przekreślają ją w długim terminie.
Jako pierwsi doświadczyli tego inwestorzy, którzy w Stanach Zjednoczonych rzucili się na drewno budowlane. Sprowadzane częściowo z lasów rosyjskich wydawało się pewniakiem do nagłego wzrostu ceny. Szanse na zyski przekreśliły jednak inflacja oraz spowolnienie gospodarcze – konsumenci w obliczu rosnących cen zrezygnowali z wszelkich dodatkowych budów i inwestycji budowlanych. Popyt klientów indywidualnych robiących zakupy w dyskontach stanowi prawie połowę całkowitego zapotrzebowania na drewno budowlane, dlatego jego spadek znalazł odzwierciedlenie w kursie giełdowym - w Chicago w poniedziałek, 11 kwietnia, spadł o ponad 8 proc.
O istotności warunków makro dla cen surowców przypomniał inwestorom również kurs ropy. Po dwóch tygodniach wojny za wschodnią granicą NATO za baryłkę czarnego złota trzeba było zapłacić prawie 130 USD. Wieści o uwolnieniu rezerwy amerykańskiej oraz wzroście podaży z państw OPEC+ (o którym było tak naprawdę wiadomo od zeszłego roku) sprowadziły ceny ropy do poziomu 100 USD za baryłkę, niewiele wyższego niż przed wybuchem wojny.
Zmiana myślenia
Ostatnie dwa lata sprawiły, że rynek surowców stał się popularny wśród żyjących ze spekulacji graczy giełdowych. Zakładając, że tak pozostanie, informacje dotyczące podaży do końca konfliktu Rosji z Ukrainą będą jednym z głównych czynników wpływających na ceny. Nie oznacza to jednak, że będzie można na nich zarobić. Aby ograniczać koszty przedsiębiorstw prywatnych rządy będą kontrolować ceny większości surowców.
Dobrą strategią długoterminową może być więc całkowita rezygnacja z inwestycji w tradycyjne surowce. Analitycy wskazują, iż wkrótce pojawi się nowy cykl surowcowy, który na nowo stworzy trendy rynkowe. Poprzedni, wywołany przez rozwój gospodarczy Chin, był mocno związany ze stalą i ropą. Coraz większa świadomość ekologiczna społeczeństwa oraz działania środowiskowe przedsiębiorstw wskazują na możliwy wzrost nowych sektorów.
- Nowy supercykl może nie być podobny do tych z przeszłości. Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że trwałe przejście na niskoemisyjne źródła energii i środki transportu, wraz z odejściem od industrializacji w kierunku cyfryzacji, może znacząco zmienić to, które towary doświadczą największego wzrostu popytu - mówi Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxii.

Coraz większa świadomość ekologiczna społeczeństwa oraz działania środowiskowe przedsiębiorstw wskazują na wzrost popularności nowych sektorów. Mimo że zagrożenie wojną uwydatniło znaczenie tradycyjnych surowców energetycznych, w przyszłości, w czasie pokoju nastąpi ich marginalizacja.
- Szeroko zakrojone zmiany na rynku mogą negatywnie wpłynąć na surowce kopalne, takie jak ropa naftowa, węgiel i gaz ziemny. Obecnie globalna gospodarka zdaje się kłaść nacisk na inne dziedziny. Warto zatem zwrócić uwagę na metale takie jak miedź, kobalt, lit, mangan, nikiel i grafit czy metale ziem rzadkich – dodaje Daniel Kostecki.
W zeszłym roku ceny litu wzrosły na giełdzie metali w Chinach o około 500 proc. W marcu 2022 r. na giełdzie w Chicago nikiel zyskał 250 proc. wartości, co spowodowało przerwę w notowaniach. Kursy pozostałych rzadkich metali rosną bardziej stabilnie, ponieważ nie są w żaden sposób związane z rosyjską podażą. Ich popularność jednak rośnie, o czym świadczy poszerzanie oferty londyńskiej giełdy surowców o pallad i mangan, dotychczas zupełnie niszowe materiały.
W długim terminie z pewnością należy zainteresować się miedzią, która jest kluczowym surowcem w transformacji energetycznej na świecie. Miedź jest obecnie nie do zastąpienia pod względem właściwości przewodzenia, dlatego rosnące zainteresowanie samochodami elektrycznymi oraz zieloną energią spowoduje, że w perspektywie 5-10 lat cena nie tylko może się podwoić, ale być nawet kilkakrotnie wyższa.
Surowce, które teoretycznie nie mają długoterminowych perspektyw wzrostowych, to surowce rolne. Mogą utrzymywać się przez chwilę na wysokich poziomach, ale w przypadku zbóż w perspektywie dwóch-trzech sezonów pojawi się odpowiedź farmerów na wysokie ceny. Nie jest to oczywiście takie łatwe w przypadku kawy czy kakao, dlatego zwyżki w przypadku soft commodities mogą utrzymywać się nieco dłużej, gdyż nowe nasadzenia rodzą plony dopiero po kilku latach.