Wątpliwy kryptobiznes nadciąga do Polski

opublikowano: 14-03-2022, 20:00

Rejestr firm miał ucywilizować branżę kryptowalut, ale - zdaniem ekspertów - w praktyce jest magnesem dla naciągaczy, którym państwo nadaje pozory wiarygodności.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • ile firm uzyskało wpis do specjalnego rejestru,
  • dlaczego chętnie zabiegają o znalezienie się w tej bazie, skoro nasz kraj nigdy nie był przyjazny kryptowalutom,
  • przed czym eksperci ostrzegają ministerstwo finansów,
  • co można zrobić, aby lepiej kontrolować kryptobiznesy,
  • jakie kraje oprócz Polski są wciąż atrakcyjne dla firm z branży krytpo i dlaczego Estonia przestała być dla nich taka być.

Od listopada ubiegłego roku w Polsce działa „rejestr działalności w zakresie walut wirtualnych”. Za jego prowadzenie odpowiada katowicki fiskus, a dokładnie dyrektor tamtejszej izby administracji skarbowej. Na liście widnieje już 118 firm z branży (stan na 11 marca), w tym głównie kantory i giełdy. Niemal każdego dnia rejestr wydłuża się o kolejne podmioty. Czy „przystawienie pieczątki” przez państwowy urząd oznacza, że klient może czuć się bezpiecznie, powierzając firmie pieniądze? Zdaniem ekspertów - absolutnie nie.

Pozorne bezpieczeństwo

Do rejestru musi wpisać się każdy podmiot prowadzący lub organizujący obrót kryptowalutami albo oferujący do tego narzędzia, np. cyfrowy portfel. Niewywiązanie się z tego obowiązku może firmę słono kosztować - przepisy przewidują karę do 100 tys. zł. Uzyskanie wpisu to jednak nie problem. Wystarczy uiścić opłatę w wysokości 616 zł oraz spełnić wymóg niekaralności i posiadania przez osoby zarządzające wiedzy lub doświadczenia w zakresie walut wirtualnych. Zdaniem Aleksandry Kopeć, prawniczki specjalizującej się w prawie rynków kapitałowych i właścicielki kancelarii FinLegalTech, bardzo łatwo jest spełnić te kryteria.

– Z doświadczeń moich klientów wynika, że dokonując wpisu, organ stwierdza jedynie spełnianie warunków formalnych wniosku, nie bada zaś szczegółowo dokumentów potwierdzających spełnianie kryteriów. Wystarczające okazuje się złożenie stosownych oświadczeń, zamiast np. dołączenia wypisu z Krajowego Rejestru Karnego czy certyfikatów dokumentujących wiedzę i doświadczenie ― mówi Aleksandra Kopeć.

Podobne spostrzeżenia ma Artur Kuczmowski, starszy partner w kancelarii Thompson&Stein, która pomaga małym i średnim przedsiębiorcom zarejestrować i prowadzić firmę za granicą, m.in. w Estonii, która jeszcze niedawno była kryptowalutowym rajem.

Nic za tym obowiązkiem [wpisem do rejestru ― red.] nie idzie, żadne poważniejsze wymogi regulacyjne ani też konieczność przygotowania dokumentacji ― podkreśla Artur Kuczmowski.

Koniec wolnoamerykanki tuż tuż

Zdaniem Artura Kuczmowskiego problemy rynku kryptowalut w ciągu dwóch najbliższych lat powinno rozwiązać unijne rozporządzenie MiCA (z ang. markets in crypto assets). To najważniejszy akt w historii tego rynku. W poniedziałek (14 marca) poprawki do projektu przyjęła Komisja Gospodarcza i Monetarna. W następnej kolejności zajmie się nim Parlament Europejski (PE). Akt wspiera innowacje, dba o stabilność finansową systemu i ochronę inwestorów przed nadmiernym ryzykiem. Przepisy mają zapewnić jasność i pewność prawa emitentom i dostawcom kryptoaktywów. Ponadto pozwolą firmom posiadającym zezwolenie w jednym państwie członkowskim świadczyć usługi w całej Unii. Rozporządzenie nie dotyczy zagadnienia cyfrowego pieniądza, bo to leży w gestii banków centralnych. W listopadzie zeszłego roku informowaliśmy na łamach „PB”, że nie tylko Europa zbroi się w przepisy - największe gospodarki świata również to robią.

Aleksandra Kopeć uważa, że tak prowadzony rejestr może przynieść więcej szkody niż pożytku.

– Nie jestem zwolenniczką zbyt daleko posuniętych regulacji, ale w tym przypadku rejestr nie spełnia swojej funkcji ― nie cywilizuje branży i nie buduje wiarygodności przedsiębiorców kryptowalutowych w kontaktach m.in. z bankami. Może natomiast budować pozorne poczucie bezpieczeństwa wśród klientów tych przedsiębiorców ― przestrzega ekspertka.

Gruszki na wierzbie

Czy wiąże się z tym realne zagrożenie? Robert Wojciechowski, prezes Izby Gospodarczej Blockchain i Nowych Technologii (IGBiNT) i OAAM Consulting, firmy specjalizującej się m.in. we wdrażaniu technologii blockchain, nie ma co do tego wątpliwości. Z jego doświadczeń wynika, że w 90 proc. konceptów kryptowalutowych chodzi tylko o zebranie pieniędzy, a w zamian firma nie ma nic do zaoferowania. Mogą za nią stać oszuści albo ludzie mający na sprzedaż jedynie dobre intencje i pomysł z niewielką szansą na realizację.

― W obecnym kształcie wpis do rejestru jest czymś na kształt certyfikatu, na którym firma może zbić kokosy, nawet jeśli za jej biznesem nie kryje się realna wartość ― uważa Robert Wojciechowski.

Jego zdaniem podmiot prowadzący rejestr przed dokonaniem wpisu powinien weryfikować model biznesowy firmy, czego obecnie nie robi.

Warunki europejskie:
Warunki europejskie:
Artur Kuczmowski, starszy partner Thompson&Stein, Aleksandra Kopeć, właścicielka kancelarii FinLegalTech, oraz Robert Wojciechowski, prezes Izby Gospodarczej Blockchain i Nowych Technologii, na co dzień współpracują z firmami z branży kryptowalut. Zdaniem ekspertów regulacje są potrzebne, aby ucywilizować, a przede wszystkim ujednolicić europejski rynek, na którym firmy upodobały sobie kilka jurysdykcji. Wciąż chętnie wybierają Gibraltar, Wielką Brytanię i Szwajcarię. Coraz rzadziej Estonię, Liechtenstein, Niemcy. Nowe kierunki to Litwa i Polska.
materiały prasowe

Artur Kuczmowski zwraca uwagę, że kuleje też weryfikacja pod kątem przeciwdziałania praniu pieniędzy (AML), czemu z założenia miało służyć utworzenie rejestru. Chodziło o wdrożenie do polskiego prawa tzw. rekomendacji FATF przy okazji nowelizacji ustawy o AML i finansowaniu terroryzmu. Przedstawiciel Thompson&Stein podkreśla, że jednostka odpowiedzialna za prowadzenie polskiego rejestru nie ma tak zaawansowanych narzędzi analitycznych do kontrolowania podmiotów pod kątem przestrzegania wymogów AML jak np. estoński Financial Intelligence Unit.

Nauka na błędach

Estonia zjadła zęby na kryptobranży - i się sparzyła. Kilka lat temu wprowadziła regulacje, które uczyniły z niej kryptowalutowe eldorado. Do niewielkiego kraju nad Bałtykiem tłumnie ciągnęły firmy - rejestr zbliżony do naszego szybko rozrósł się do tysięcy pozycji. Swoboda regulacyjna trwała do czasu, aż estoński rząd zorientował się, że tym sposobem daje legitymację wątpliwym podmiotom, których należycie nie kontroluje.

― Estonia od dłuższego czasu zaostrza regulacje dotyczące firm zajmujących się obrotem kryptowalutami, co nie oznacza, że chce się ich pozbyć. Rządowi zależy, żeby w kraju zostały najbardziej transparentne podmioty ― twierdzi Artur Kuczmowski.

Dokręcanie śruby nie wszystkim jest na rękę, więc konsekwencją jest exodus. Obecnie estońskie wymogi regulacyjne spełnia zaledwie 300-400 firm. Przedstawiciel Thompson&Stein z niepokojem obserwuje ich migrację. Kierunek? Litwa i... Polska.

Nowa ziemia obiecana

― W obu krajach firmy obecnie mają tak cieplarniane warunki do rozwoju jak jeszcze trzy lata temu w Estonii. Uściślając, mogą uzyskać wpis do „rejestru działalności w zakresie walut wirtualnych”, co daje im namiastkę wiarygodności. Dzięki temu mogą nawiązać współpracę z niektórymi instytucjami z licencją pieniądza elektronicznego - o ile te w swoim regulaminie nie mają dodatkowych wymogów ― i uzyskać w ten sposób pośrednio dostęp do rachunku bankowego oraz systemu SWIFT ― wyjaśnia przedstawiciel prawnik.

Na świecie mało który bank otwiera rachunki kryptogiełdom i kantorom ze względu na zbyt duże ryzyko prania brudnych pieniędzy i finansowania terroryzmu. Fintechy mają większą swobodę w dobieraniu sobie partnerów i klientów - decyduje apetyt na ryzyko.

Z obserwacji Artura Kuczmowskiego wynika, że na rynku działają firmy, które oferują pomoc zagranicznym podmiotom w rejestracji spółki kryptowalutowej z wirtualnym biurem i bez konieczności fizycznej obecności w naszym kraju.

― Działalność takich firm kryptowalutowych nie stanowi wartości dodanej dla polskiej gospodarki, natomiast może wpłynąć negatywnie na wizerunek kraju ― uważa ekspert.

Jak uniknąć uwiarygadniania przez państwo potencjalnych naciągaczy?

― Należy powołać specjalną komórkę, znającą realia obrotu kryptowalutami, która będzie monitorowała firmy wpisane do rejestru ― uważa Artur Kuczmowski.

Radzi też czym prędzej wypracować wytyczne dla tego typu podmiotów oraz stworzyć elektroniczne kanały służące bieżącej wymianie informacji pomiędzy firmami a jednostką kontrolującą.

Ciemna strona krypto

O rosnącej liczbie cyberprzestępców, którzy dorobili się fortuny na oszustwach i kradzieżach kryptowalut, regularnie alarmuje firma analityczna Chainalysis. W raporcie z pierwszej połowy lutego tego roku amerykańska firma wskazuje na tzw. wieloryby, czyli przestępców, którzy nielegalnie posiadają co najmniej 1 mln USD w kryptowalutach - w sumie zgromadzili 25 mld USD. Oszustów żerujących na kryptowalutowej modzie pełno jest też w Polsce. Z plagą mierzyliśmy się w roku 2020, gdy notowania bitcoina były na rekordowym poziomie. Wówczas oszuści łupili ofiary pod pretekstem pomocy przy inwestycji w coiny. Obecnie modne są zbiórki w kryptowalutach dla Ukrainy. W tym przypadku zaleca się szczególną ostrożność, aby z jednej strony nie dać się naciągnąć złodziejowi, a z drugiej - nie wesprzeć Rosji, która za pomocą coinów może omijać sankcje gospodarcze. Kilka lat temu dużym problem - zarówno na świecie, jak i w Polsce - były upadające giełdy kryptowalut.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane