Ball uważa, że dno S&P500 jest w pobliżu 3100 pkt., czyli ok. 20 proc. poniżej obecnej wartości indeksu. Oznaczałoby to spadek S&P500 o 35 proc. poniżej szczytu ze stycznia tego roku. Ball przyznaje, że dla niektórych inwestorów będzie to bolesne, ale jego zdaniem nie jest to nic niezwykłego, biorąc pod uwagę pokaźny wzrost rynku akcji po odbiciu od dna zanotowanego w czasie pandemii.
- Wszyscy mamy tendencję do liczenia od szczytu, a to nie ma sensu – powiedział Ball. – To raczej erozja wcześniejszego wzrostu niż akumulacja strasznych strat. Zejście do 3100 pkt. to całkiem normalne dostosowanie w cyklu, usuwające przesadę zarówno stymulacji gospodarczej jak psychologiczną – dodał.

Weteran Wall Street uważa, że uwaga skupiać będzie się obecnie na wynikach spółek, szczególnie kiedy analitycy nie kwapią się do znaczących redukcji prognoz.
- Analitycy lubią być lubiani. Szczególnie podczas dobrego okresu oczekują zwykle, że spółki będą przekraczać prognozy i w pewien sposób powodują inflację oczekiwań – powiedział Ball.
Szef Sanders Morris Harris uwzględnił w swojej prognozie S&P500 oprócz spodziewanych obniżek prognoz wyników spółek także bardziej „jastrzębi” Fed.
- Uważam, że Fed będzie bardziej stanowczy w walce z inflacją nie zważając na popularność takich działań i bardziej stanowczy niż oczekiwaliśmy tego jeszcze miesiąc temu – powiedział Ball.