Polsko-duńska inwestycja bałtycka dojrzewała kilkanaście miesięcy, a jej szczegóły poznaliśmy dopiero w tym tygodniu. Za 35-40 mld zł polska PGE i duński Orsted wybudują na polskiej części Bałtyku dwie farmy wiatrowe o łącznej mocy 2,5 GW. W spółce joint venture partnerzy obejmą po połowie udziałów, przy czym Orsted zapłaci za swoje 657 mln zł.
Pół na pół albo inaczej
Formuła podziału udziałów na pół jest w tym sektorze częsta, ale nie wszyscy ja stosują. PKN Orlen, który – podobnie jak PGE – kontrolowany jest przez państwo, kanadyjskiemu partnerowi, Northland Power, oddał 49 proc. udziałów w swoim bałtyckim projekcie. W branży można usłyszeć, że wcześniej o mniejszościowym pakiecie słyszeć nie chciał szwedzki Vattenfall, dlatego negocjacje zostały zakończone.
- Większość projektów w tej branży funkcjonuje w formule pół na pół. Traktujemy się po partnersku, decyzje podejmować będziemy jednomyślnie – wyjaśnia Wojciech Dąbrowski, prezes PGE.
Harmonogram zakłada, że prąd z pierwszej farmy popłynie w 2026 r., a z drugiej w 2027 r. Niewykluczone też, że współpraca poszerzy się kiedyś o kolejne morskie koncesje. PGE zamierza współpracować z państwowymi „siostrami”, czyli Tauronem i Eneą, i budować kolejne farmy. Będzie do nich szukać partnerów.
O finansowanie morskich inwestycji prezes PGE się nie martwi.
- Zainteresowanie banków i funduszy jest ogromne. Powadzimy szeroko zakrojone rozmowy – mówi Wojciech Dąbrowski.

Statek z gwarancją
Więcej potencjalnych komplikacji prezes PGE widzi w obszarze infrastruktury, która miałaby umożliwić budowę morskich farm. Po pierwsze – port instalacyjny. To miejsce, z którego będą obsługiwane projekty offshore, czyli dostawa towarów i usług dla morskiej energetyki wiatrowej. Miał się pierwotnie znaleźć w gdyńskim porcie, który ma już pierwsze doświadczenia w przeładunku elementów wież wiatrowych. Ostatnio pisaliśmy jednak w „PB”, że bardziej prawdopodobne są inne lokalizacje dla bałtyckich terminali.
- Nie byłoby dobrze, gdyby nie był w Polsce – zauważa Wojciech Dąbrowski.
Po drugie – specjalistyczny statek, służący do prowadzenia budowy morskich farm.
- Chcielibyśmy, by był to polski statek, bo miałby co robić na Bałtyku. Namawiamy stocznie do takiej inwestycji. Jej koszt można szacować na 1-1,5 mld zł. Stocznie pytają nas z kolei, czy jeśli statek powstanie, to będziemy korzystać z jego usług. Jesteśmy gotowi taką gwarancję złożyć – mówi Wojciech Dąbrowski.
Gwarancje PGE mogłyby znaleźć zastosowanie również przy budowie terminala instalacyjnego. Szczegółów rozmów prezes PGE nie ujawnia.
A CO2 drożeje
Przypieczętowanie polsko-duńskiej współpracy wiatrowej przypada na okres szybujących cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla. To rodzaj podatku od spalania węgla i, w mniejszym stopniu, gazu, który przekłada się na wyższe ceny energii dla odbiorców końcowych. Dla PGE, produkującej energię głównie z węgla, ceny CO2 mają ogromne znaczenie, a strategia grupy zakłada pozbycie się aktywów węglowych i produkowanie energii ze źródeł wyłącznie odnawialnych.
- Rosnące ceny uprawnień dowodzą, że nasz plan transformacji grupy w kierunku OZE to jedyna droga, by utrzymać w przyszłości silną pozycję na rynku – komentował w czwartek Wojciech Dąbrowski.