W trakcie weekendu miała miejsce rozmowa prezydentów USA i Rosji, ale nie przyniosła ona przełomu. Stany Zjednoczone informują o nieuchronnym zagrożeniu, a Władimir Putin oskarża zachód o brak konstruktywnego tonu w rozmowach. Rosja cały czas podkreśla, że nie ma planów inwazji, a ofensywa wobec niej jest niepotrzebna. Ryzyka geopolityczne znajdują się więc na pierwszym planie, a zmienność z tego tytułu może pozostawać duża w najbliższych dniach. W przypadku zmaterializowania się groźby inwazji na Ukrainę, odpowiedź gospodarcza krajów zachodu byłaby znaczna.
Wzrost niepewności, w połączeniu z negatywnymi implikacjami gospodarczymi, z pewnością wywołałby chwilowe załamanie cen akcji i przepływ kapitału w kierunku bardziej bezpiecznych aktywów. W takim scenariuszu cena 100 dolarów za baryłkę ropy również szybko zostałaby przekroczona. Wśród innych surowców narażonych na drastyczny wzrost można wymienić również pallad oraz platynę, których eksport z Rosji stanowi znaczną część światowej podaży.
Na rynku walutowym umacnia się dolar wraz z innymi bezpiecznymi przystaniami. Ryzyko wstrzymania dostaw surowców z Rosji czy Ukrainy jeszcze mocniej podbijałoby i tak rekordową inflacją, co banki centralne musiałyby brać pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wysokości stóp procentowych. Uwzględniając wyższe od oczekiwań styczniowe dane o inflacji w USA na poziomie 7.5%, Fed miałby twardy orzech do zgryzienia, w jakim tempie normalizować politykę monetarną.
W przypadku materializacji kolejnego szoku podażowego również inne banki centralne, które dotychczas opieszale podchodziły do podwyżek stóp zapewne zaczęłyby zaostrzać ton. Mary Daly z San Francisco Fed zakomunikowała, że tempo normalizacji uzależnione będzie od danych publikowanych z gospodarki.
W tym tygodniu w kalendarium makroekonomicznym uwaga skupiać będzie się na środowych minutkach z ostatniego posiedzenia Fed, danych o sprzedaży detalicznej oraz produkcji przemysłowej za styczeń w USA oraz pierwszych lutowych wskaźnikach koniunktury gospodarczej.