Widzowie żądają rodzimych filmów
Komercyjne stacje zechciały łożyć na polską kinematografię
NACZYNIA POŁĄCZONE: W filmy komercyjne zainwestujemy około 70 proc. naszych środków. Resztę chcemy skierować w produkcje eksperymentalne, w młodych twórców. Bo to oni w przyszłości będą napędzać koniunkturę — twierdzi Sławomir Suss, dyrektor generalny HBO Polska. fot. Tomasz Zieliński
W końcu zaczyna się coś dziać na krajowym rynku kinematografii. Canal+ odkręcił kurek i ogłosił powrót do finansowania rodzimych filmów. Produkcyjny akces zgłosiła też Wizja TV i HBO Polska. Tymczasem w Agencji Produkcji Filmowej powstał zator: do realizacji zgłoszono ponad 30 projektów.
Do tej pory istniały trzy źródła finansowania rodzimej kinematografii: Telewizja Polska, Komitet Kinematografii i Canal+.
Wobec powściągliwości innych stacji telewizyjnych w tej dziedzinie, C+ wstrzymał swoje inwestycje.
W połowie października, po czteromiesięcznej przerwie, wznowił jednak finansowanie polskich filmów. W przyszłym roku postanowił wydać na ten cel 4 mln USD. W tym czasie pojawiło się nowe źródło. Wizja TV zadeklarowała, że przeznacza na ten sam cel do 10 mln USD rocznie. Minął miesiąc i oto stacja HBO Polska wkroczyła do akcji. Zapowiedziała, iż w ciągu najbliższych 5 lat zainwestuje w polską kinematografię co najmniej 10 mln USD.
— Od początku naszej działalności pytano nas, czy będziemy inwestować w polskie filmy. Tymczasem to nie była kwestia „czy?ŐŐ, tylko „kiedy?ŐŐ. Odpowiedź jest prosta: dzisiaj — mówi Sławomir Suss, dyrektor generalny HBO Polska.
Tylko dlaczego?
Wymagania rynku
Canal+ w swojej koncesji posiada zapis o konieczności finansowania polskiej kinematografii. Nie on jednak stymuluje działalność C+ w tej dziedzinie.
— Działamy przede wszystkim dla dobra polskiego kina. W grę wchodzą również aspekty komercyjne, to jest przecież naturalne. Od trzech lat regularnie finansujemy polskie produkcje. Dzisiaj Wizja i HBO chcą mieć pozycję mecenasa. Tylko na to czekamy, niech pokażą, na co ich stać — ironicznie stwierdza Dominique Lesage, dyrektor informacji Canal+ Polska.
— Na rynku jesteśmy dwa lata, ale dopiero teraz możemy wyłożyć pieniądze na krajowe produkcje. Chcemy produkować, bo widzimy w tym dobry interes. Osiągnęliśmy zysk, który nam na to pozwala. Naprawdę wiemy, na co nas stać — ripostuje Sławomir Suss.
— Polacy lubią polskie filmy. Więc nie pozostaje nam nic innego, jak je produkować. To nie jest kwestia nakazów, lecz wymagań rynku — twierdzi Dorota Zawadzka, dyrektor Działu Informacji Wizji TV.
Rola straży pożarnej
Najpoważniejszym udziałowcem krajowego rynku kinematografii, jest Telewizja Polska. Rocznie na produkcję filmów wydaje średnio 20 mln zł. Fakt, że pojawiły się konkurencyjne źródła finansowania, wcale jej nie martwi. Wręcz przeciwnie.
— Do tej pory występowaliśmy w roli straży pożarnej. Musieliśmy reagować praktycznie na wszystkie potrzeby rynku. Bardzo się cieszę, że sytuacja się zmienia. Odetchniemy z ulgą, jeśli te wszystkie deklaracje rzeczywiście się sprawdzą. Każdy milion dolarów, to poważny zastrzyk dla kinematografii — komentuje tę sytuację Mirosław Bork, dyrektor Telewizyjnej Agencji Teatralnej i Filmowej w TVP.
— Jeśli rzeczywiście sprawdzą się obietnice Canal+, Wizji i HBO, to należy przed nimi uchylić kapelusza — deklaruje Jan Dworak, prezes Stowarzyszenia Niezależnych Producentów Filmowych i Telewizyjnych.
Błąd w sztuce
Tymczasem w Agencji Produkcji Filmowej (APF) powstał zator. Do realizacji przedstawiono ponad 30 projektów. Instytucja została powołana przez Komitet Kinematografii (KK) do koordynacji produkcji filmów z udziałem budżetu państwa. Na ich realizację w tym roku ma do dyspozycji 15 mln zł.
— Liczba złożonych projektów dwukrotnie przekroczyła nasze oczekiwania. Wysłałem do wszystkich producentów informację, by jak najszybciej dołączyli kompletne budżety produkcyjne. Być może znajdą się jeszcze jakieś dodatkowe pieniądze z KK. W ubiegłym roku otrzymaliśmy część sumy nie wykorzystanej na odbudowę kin zniszczonych przez powódź — relacjonuje Kazimierz Siomo, dyrektor APF.
— Jeśli rzeczywiście podjęto decyzję o realizacji tych projektów i nie ma na to pieniędzy, to jest poważny błąd w sztuce — mówi Jan Dworak.
— Takie sytuacje są nieuniknione. Kondycji rynku nie poprawią coraz większe inwestycje. Wpłynie na nią nowa ustawa o kinematografii, która być może kiedyś zostanie uchwalona. Ale jeżeli będzie nakładała na nas wysokie podatki, to wylane zostanie dziecko z kąpielą — zapewnia Sławomir Suss.