Wydatki na obsługę długu sektora rządowego i samorządowego wyniosą w tym roku 2,6 proc, PKB, szacuje Ministerstwo Finansów. Spłata odsetek od samego zadłużenia skarbu państwa to 1,9 proc. PKB. Na tym drugim przykładzie dobrze widać, jak szybko rosną koszty obsługi tych zobowiązań. Jeszcze w 2022 r. było to 1,1 proc. PKB.
Wzrost kosztów to pochodna co najmniej dwóch czynników. Pierwszym są stopy procentowe, które w Polsce są wysokie na tle innych państw Unii Europejskiej, a zwłaszcza strefy euro. Drugi to powiększanie się samego długu. Ten obejmujący sektor rządowy i samorządowy, czyli liczony metodą unijną, zwiększy się z ok. 54,6 proc. PKB w 2024 r. do 61,3 proc. PKB w 2027. Tak przynajmniej zakłada MF w Strategii zarządzania długiem sektora finansów publicznych w latach 2025-28.
Kosztowna obronność
Resort finansów od dawna wskazuje, że rosnący dług to efekt zwiększenia wydatków na obronność. Zgodnie z unijną metodologią wydatki na sprzęt wojskowy są co prawda zaliczane do deficytu dopiero w momencie dostawy sprzętu, ale w długu uwzględniane są od razu. Bo trzeba je sfinansować i dzieje się to najczęściej poprzez emisję obligacji.
"Rosnący od 2023 r. dług i jego wzrost w perspektywie średniookresowej to efekt przedpłat za sprzęt wojskowy, który zostanie dostarczony w kolejnych latach" – podkreśla Ministerstwo Finansów w Średniookresowym planie budżetowo-strukturalnym.
Dlatego zapowiedziane przez przedstawicieli Komisji Europejskiej wprowadzenie tzw. klauzuli wyjścia dla wydatków obronnych jest dla Polski dobrą wiadomością, ale tylko częściowo. Na konferencji bezpieczeństwa w Monachium Ursula von der Leyen, przewodnicząca KE, zapowiedziała, że wydatki obronne nie będą uwzględniane przy wyliczeniach limitów deficytu i zadłużenia, które są podstawą do oceny polityki budżetowej państw członkowskich. To właśnie przekroczenie tych limitów wpędziło Polskę w unijną procedurę nadmiernego deficytu i zmusiło do opracowania planu wprowadzenia większej dyscypliny w państwowych finansach.
Swoboda, ale z rozsądkiem
Plany KE zwiększają prawdopodobieństwo zdjęcia z nas unijnej procedury. To oznacza, że rząd będzie miał większą swobodę w kształtowaniu wydatków budżetowych. Ale w praktyce zakres tej swobody nie będzie duży.
Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych zwraca uwagę, że koszty obsługi długu publicznego w Polsce należą do najwyższych w Unii Europejskiej. I tak naprawdę margines elastyczności w budżecie zależeć będzie od tego, jak duży wzrost gospodarczy uda się uzyskać, by móc te koszty zaabsorbować. Na razie widoki na to są raczej słabe: ekspert uważa, że nie ma większych szans na to, żeby uzyskiwać w dłuższym okresie tempo wzrostu PKB na poziomie 5 proc. rocznie, choćby ze względu na skutki wojny celnej, która zdaje się nadciągać.
- W takim kontekście warto zadać sobie pytanie, czy rząd będzie stać na dalsze szybkie narastanie długu. Być może ważniejsze będzie to, żeby dług nie wpadł jednak w spiralę i nie powstał efekt kuli śnieżnej – mówi Sławomir Dudek.
Podobnie uważa Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Jego zdaniem wyjęcie wydatków obronnych poza limity nie powinno być okazją do swobodnego zwiększania zadłużenia.
- Decyzję KE chyba powinno się rozumieć w ten sposób, że nie należy wymuszać budżetowego zaciskania pasa na krajach wydających więcej pieniędzy na poprawę bezpieczeństwa. Ale w Polsce polityka fiskalna i tak jest ekspansywna. Wzrost deficytu i długu to nie tylko efekt inwestycji militarnych, ale też większych wydatków społecznych. Ten dodatkowy dług i deficyt może być wykorzystany przez kraje, które prowadziły bardziej ostrożną politykę fiskalną - chociażby Niemcy – mówi Grzegorz Maliszewski.
Dyscyplina i tak wskazana
Ekspert ocenia, że w przypadku Polski wysokie koszty obsługi zadłużenia można by zmniejszyć złagodzeniem polityki pieniężnej. Ale obniżki stóp procentowych to tylko jeden kierunek. Drugi to zwiększenie popytu na polskie obligacje, a więc przyciągnięcie nowych grup inwestorów, również z zagranicy. Trudno jednak równoważy się rosnącą podaż długu, a słabe perspektywy na ograniczenie deficytu również w tym nie pomagają.
- Inwestorzy nie przychodzą ze względu na niepewność co do decyzji Rady Polityki Pieniężnej, ale też brak wiary w spadek potrzeb pożyczkowych polskiego rządu. Bo ostatecznie nawet wyjęcie wydatków obronnych poza proceduralne limity nie oznacza przecież zmniejszenia tych potrzeb – mówi Grzegorz Maliszewski.
A to prowadzi do wniosku, że rząd i tak nie uniknie jakiegoś przeglądu pozostałych wyjątków. Sławomir Dudek zwraca jednocześnie uwagę, że propozycje, jakie płyną z Komisji Europejskiej, sugerują, że gospodarka europejska miałaby wejść w tryb gospodarki quasi wojennej, czyli takiej, gdzie bezpieczeństwo i wydatki z nim związane stałyby się priorytetowe.
- Pojawia się więc pytanie, czy przy takich priorytetach powinno być miejsce na jakieś fanaberie w budżecie. Bo wtedy na każdy wydatek patrzymy, czy służy głównemu celowi. Czyli gdy na przykład wspieramy budownictwo mieszkaniowe, to tak, żeby nowe inwestycje uwzględniały budowę schronów. A jak wydajemy więcej na edukację, to rozwijamy naukę przysposobienia obronnego. Ale czy na 13. i 14. emerytury jest wtedy miejsce? To wymaga politycznej decyzji – mówi Sławomir Dudek.
Jego zdaniem tak naprawdę nie wiadomo jeszcze, jakie konkretnie wydatki zostaną wyłączone poza limit: czy wszystkie, czy na przykład tylko na nowe inwestycje w sprzęt. A to także istotne dla kształtowania się deficytu i długu.