Związany z pandemią COVID-19 kryzys wywindował wartość dolara, najbardziej uderzając w waluty szeregu rynków wschodzących i gospodarek opartych na wydobyciu surowców. Jednak zdaniem Charliego Robertsona, głównego ekonomisty Renaissance Capital, ta przecena to świetna okazja do zakupów.

— Mamy do czynienia z najlepszą od ponad 20 lat okazją do zakupów na rynkach wschodzących — ocenia specjalista w rozmowie z agencją Bloomberg.
Od początku roku brazylijski real, południowoafrykański rand i peso meksykańskie straciły do dolara solidarnie po co najmniej 22 proc. To czyni z nich trzy najgorzej spisujące się w tym czasie waluty (dla porównania złoty jest na „jedynie” 9-procentowym minusie). Za ich kupowaniem przemawiają historycznie niskie wyceny, utrzymanie przez gospodarki dostępu do finansowania oraz perspektywa osłabienia dolara, ocenia Charlie Robertson.
Ropa paliwem dla rubla
Zdaniem specjalisty odbijać powinny także notowania rubla, który od początku roku stracił do dolara 18 proc. Kupno rosyjskiej waluty za dolara może być dobrym sposobem na wykorzystanie prawdopodobnego odbicia cen ropy, której eksport jest źródłem połowy wpływów krajowego budżetu. W średnim terminie ceny „czarnego złota” powinny odbić do 45-50 USD za baryłkę, wspierając szereg aktywów uzależnionych od koniunktury na tym rynku, przewiduje specjalista Renaissance Capital.
Po tym jak obliczany przez MSCI indeks notowań walut z rynków wschodzących znalazł się najniżej od trzech lat, dno wyprzedaży jest na wyciągnięcie ręki, twierdzi Charlie Robertson. Do wsparcia gospodarek krajów rozwijających się gotowe są Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, a je dnocześnie administracji Donalda Trumpa zależy na osłabieniu dolara, argumentuje specjalista.
— Waluty rynków wschodzących są najtańsze od okresu po kryzysie azjatyckim i niewypłacalności Rosji, kiedy nastawienie do nich było równie negatywne jak obecnie. Tak niskie wyceny są naprawdę warte uwagi — przekonuje Charlie Robertson.
Najgorsze nie minęło
Opinie 48-letniego ekonomisty, który zasłynął m.in. trafnym obstawianiem umocnienia obligacji Rumunii pod koniec lat 90. oraz zwyżek południowoafrykańskiego randa w 2016 r., wciąż są jednak w mniejszości. Wśród największych zarządzającychaktywami nadal przeważa pogląd, że najtrudniejszy moment jest jeszcze przed inwestorami.
Tego zdania jest także Piotr Matys, strateg walutowy Rabobanku, który uważa, że recesja w USA i strefie euro będzie miała wyjątkowo poważne konsekwencje dla globalnej gospodarki. Po takim szoku nastroje konsumentów będą się podnosić bardzo długo, zwiększając ich skłonność do oszczędzania. W rezultacie eksporterzy z gospodarek rozwijających się nie będą mogli liczyć na szybkie ożywienie popytu na swoje produkty.
Do tego mogą dojść skutki geopolityczne, bo już teraz w USA pojawiają się głosy, że Chiny, jako kraj odpowiedzialny za wybuch pandemii, powinny pokryć straty gospodarcze innych. Obecne odbicie na rynkach akcji należy rozpatrywać raczej w kategoriach korekty związanej z poprawą danych epidemiologicznych, ocenia specjalista.
— Do powrotu trwałych napływów kapitału na rynki wschodzące potrzebne będą zdecydowane sygnały, że pandemia ma szczyt za sobą nie w poszczególnych krajach, ale w skali świata. Na mocniejsze odbicie w globalnej gospodarce możemy długo poczekać — ocenia Piotr Matys.
Dlatego według niego dna wyprzedaży walut z rynków wschodzących należy spodziewać się najwcześniej w maju, a być może nawet w lipcu. Mimo to londyński strateg Rabobanku zgadza się, że w dłuższym terminie będzie to oznaczało dobrą okazję do selektywnych zakupów walut z rynków wschodzących. Wówczas inwestorzy będą preferowali waluty tych krajów, gdzie straty gospodarcze okażą się stosunkowo najmniejsze.
— Można próbować je typować na podstawie tego, czy reakcja rządów daje szanse na ochronę przedsiębiorstw i miejsc pracy, czy bardziej skupia się na próbach konsolidacji władzy. Wyprzedaż węgierskiego forinta miała związek z tym, że bliższy tego drugiego modelu jest premier Viktor Orban. Mam nadzieję, że polski rząd podąży jednak tą pierwszą ścieżką — ocenia Piotr Matys.