Pod koniec lata ubiegłego roku wydawało się, że nic już nie uratuje Smeo, online’owej platformy faktoringowej dla małych i średnich firm. Wyglądało na to, że podzieli los innych polskich fintechów, które dobrze zaczęły, znalazły inwestora, a on potem, z różnych powodów, nie mógł, nie chciał dosypywać pieniędzy do wiecznie głodnego biznesu. Tak było chociażby z Fandlą, też z branży faktoringowej, którą przejęła Pragma.
W dodatku 2023 r. był czasem ciężkiej próby dla fintechów na całym świecie, spadły wyceny, a inwestycje drastycznie cięto. Smeo w pierwszej połowie roku miało przyobiecane po 1 mln EUR dokapitalizowania od każdego z dwóch dotychczasowych inwestorów. Ze względu na coraz trudniejszą sytuację spółki i pogarszającą się w związku z tym ocenę ryzyka pieniądze jednak nie wpłynęły. A Smeo potrzebowało ich jak tlenu.
35 mln zł prywatnych pożyczek
Smeo miało sprawny system informatyczny i ciekawy model biznesowy oparty na całkowicie zdalnym sposobie rozliczeń faktoringowych. Po słabszym początku 2023 r. w II kwartale popyt na usługi faktoringowe mocno przyspieszył. Potrzebny był jednak kapitał. Smeo miało specyficzny model finansowania - pożyczało pieniądze od osób fizycznych. Zamożnych, bo bywały pożyczki nawet po kilka milionów złotych. Łącznie uzbierało się 35 mln zł. Kiedy stopy procentowe wystrzeliły, koszty obsługi zadłużenia zaczęły dusić faktoringowy fintech.
Brak obiecanego dokapitalizowania miał podwójnie negatywne konsekwencje dla Smeo. Zarząd był już po słowie z jednym z brytyjskich funduszy, który gotów był wejść kapitałowo do spółki zaraz po tym, jak pieniądze wyłożą dotychczasowi inwestorzy. Brak wpłaty położył umowę.
Latem ubiegłego roku zarząd ruszył w świat w poszukiwaniu nowego inwestora dla Smeo: od Niemiec przez Rumunię, Danię, Wielką Brytanię po USA. Łącznie odbył 14 spotkań. Bez efektu. Spółka zmuszona była szukać ochrony przed wierzycielami. 31 sierpnia miała wystąpić do sądu z wnioskiem o upadłość. Kilka dni wcześniej Mariusz Kurzac, prezes Smeo, będąc w Poznaniu na rozmowach biznesowych, dostał od jednego z partnerów kontakt do Everest Finanse, właściciela marki Bocian Pożyczki. 28 sierpnia był już w Śremie na spotkaniu. Po skróconym due diligence Everest Finanse zadeklarował, że w to wchodzi. 15 września umowa była gotowa. Everest Finanse dał Smeo 5 mln zł, żeby mogło rozpocząć postępowanie w zastępstwie układu (PZU). Obiecał kolejny zastrzyk po zakończeniu tego procesu.
Jak skonwertować dług na kapitał
W ramach PZU spółka dostaje trzy miesiące na dogadanie się z wierzycielami, znalezienie inwestora i przedstawienie planu wyjścia z problemów. Ostatni warunek Smeo mogło odhaczyć, bo plan restrukturyzacji był gotowy. Prawdziwym wyzwaniem był punkt pierwszy. Wierzycielami spółki było 90 pożyczkodawców, którym Smeo było winne 35 mln zł.
Trzeba pamiętać, że był to czas głośnego konfliktu między pożyczkodawcami Janusza Palikota. Rynek stracił zaufanie do przedsięwzięć finansowanych z prywatnego długu. W dodatku Smeo nie miało bezpośredniego kontaktu z wierzycielami, bo finansowanie pożyczkami organizował pośrednik. Gdy pojawiły się problemy z płatnościami, umył ręce. Smeo dało sobie jednak radę.
- Skonwertowaliśmy na kapitał 31,5 mln zł długu – mówi Mariusz Kurzac, prezes Smeo.
Everest Finanse, zgodnie z obietnicą, dorzucił drugie 5 mln zł. Łącznie Smeo zostało dokapitalizowane kwotą 41,5 mln zł.
- To największa inwestycja w sektorze fintechowym w Europie – podkreśla Mariusz Kurzac.
Po co pożyczkom faktoring
Po transakcji Everest Finanse ma nieco ponad 50 proc. udziałów w spółce, Precapital 10,14 proc., Finch 7,90 proc., a reszta należy do byłych pożyczkodawców. Umowa konwersji długu na kapitał przewiduje skup akcji przez Everest w ciągu 2-3 lat. Główny inwestor zakłada też scenariusz wprowadzenia Smeo na giełdę, co dałoby akcjonariuszom sposobność wyjścia z inwestycji. Warto przypomnieć, że ponad 10 lat temu Everest Finanse również myślało o giełdzie, ale ze względu na brak przewidywalności biznesu w zmieniającym się środowisku regulacyjnym zrezygnował z tych planów.
Takie aktywa ma grupa Everest Finanse, jedna z największych w branży pożyczkowej. Jej zysk netto w 2022 r. wyniósł 9,8 mln zł. Rok wcześniej był znacznie większy - 28,8 mln zł.
Dlaczego konserwatywny Everest Finanse, który odrzucił niejedną ofertę inwestycyjnął, zdecydował się na Smeo?
- Firma długo była start-upem i borykała się z problemami wszystkich start-upów - zbyt małej skali działania, by zapewnić pokrycie kosztów stałych. Wobec braku kapitału własnego ponosiła wysokie koszty obsługi finansowania. Ma jednak niski poziom ryzyka w portfelu, dobry system informatyczny i ciekawy model biznesowy, a po konwersji długu i dokapitalizowaniu jest zdrowa – mówi Zbyszko Pawlak, prezes Everest Finanse.
Smeo jest dla inwestora ze Śremu sposobem na dywersyfikację biznesu opartego na pożyczkach konsumenckich Bociana. Rynek detaliczny jest coraz trudniejszy, ściślej regulowany. Zbyszko Pawlak uważa, że 2024 r. będzie czasem prawdziwej próby dla całej branży, która w pełni zacznie odczuwać skutki tzw. ustawy antylichwiarskiej z końca 2022 r. Rynek dla dotychczasowego produktu pożyczkowego zacznie się kurczyć. Wejście do Smeo to natomiast krok w kierunku rosnącego rynku faktoringowego i sposobność na osiągnięcie synergii. Everest może zaoferować sieć naziemną i rozbudowane call center, Smeo know-how w biznesie finansowym online. Z czasem mogą pojawić się też produkty pożyczkowe dla małych firm. Potencjał rynku jest duży, bo samych mikroprzedsiębiorców jest ponad milion.
Kilka lat temu, jeszcze w Raiffeisen Banku, otwierałem jako jeden z pierwszych na rynku mikrofaktoring, który później zamknąłem. Biznes faktoringowy dla mikrofirm modelowo prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Marże są znacznie wyższe niż w przypadku kredytów, a potencjał rynku wydaje się bardzo duży. Problem w tym, że niezwykle trudno jest zbudować „masę”.
Obecnie w mojej spółce faktoringowej średni czas relacji z klientem wynosi 2-3 lata. W przypadku mikroprzedsiębiorcy często kończy się ona już po drugiej fakturze. Moja teza jest taka, że faktoring jest jednak zbyt trudnym produktem, zbyt skomplikowanym dla mikrofirmy, której właściciel jest prezesem, dyrektorem finansowym i prawnikiem w jednym. Dodatkowym elementem wpływającym na postrzeganie faktoringu jest udział strony trzeciej, czyli kontrahenta. Pojawia się często obawa, jaki wpływ na relacje będzie miała sprzedaż faktury.
Z operacyjnego punktu widzenia klasyczny faktor ma tę przewagę nad fintechem, że w zasadzie kontaktuje się z odbiorcą towaru tylko raz - na początku. Potem wszystko odbywa się automatycznie. Fintech musi stale podtrzymywać relacje z klientem i odbiorcą, który wystawia pojedyncze faktury. Próg wejścia jest niższy niż w klasycznym faktoringu, ale potem pojawia się problem pokrycia kosztów stałych. Żeby biznes był rentowny, trzeba mieć stale 50-100 mln zł aktywów w obrocie.

