
Pierwsze było proste mydło bez dodatków zrobione w warszawskiej, studenckiej kuchni Anny – za formę służył karton po mleku.
– Zaczęłam szukać w sieci przepisów na kosmetyki naturalne, głównie mydła. Bardzo je lubiłam, bo zawsze była mi bliska filozofia eko, zależało mi też na jakości produktów, których używałam do pielęgnacji, ale miałam problemy z kupieniem ich w Polsce. 15 lat temu nie były jeszcze ogólnodostępne. Odkąd sama zrobiłam pierwsze, złapałam bakcyla. Pielęgnowałam go w zaciszu domowym, robiąc mydła dla siebie, potem dla rodziny, przyjaciół – wspomina Anna Bieluń, współzałożycielka Ministerstwa Dobrego Mydła.

Sprawiało jej to coraz większą frajdę, więc zaczęła myśleć o profesjonalnej produkcji kosmetyków. Problemów nastręczały jednak formalności. Studiując przepisy i uczestnicząc w szkoleniach, dowiedziała się, że otwarcie pracowni kosmetycznej wiąże się z wieloma obostrzeniami prawnymi, a do tego wymaga wkładu finansowego, którego nie miała.
Mijały lata – w 2013 r. pochodząca z Kamienia Pomorskiego Anna Bieluń miała już 26 lat. Nadal mieszkała w Warszawie i pracowała jako fotograf, będąc jednocześnie mamą dwulatka. Czegoś jej jednak brakowało.
Wszystko dla mydła

Wtedy stało się coś zaskakującego. Do Anny Bieluń zadzwonił kolega, który śledził jej pierwsze kroki w branży kosmetycznej. Powiedział, że Urząd Marszałkowski w Szczecinie organizuje konkurs, w którym można dostać dotację na rozkręcenie własnej działalności.
– Mieszkałam wtedy w Warszawie z małym dzieckiem. Nie miałam szans na otworzenie własnego biznesu w Szczecinie. Zadzwoniłam do siostry i zapytałam, czy pomoże mi wystartować. Do dziś nie wiem, czemu się zgodziła. Miała swoje plany zawodowe – już wtedy, jako dziewiętnastolatka, wiedziała, że chce zostać architektem. To było jej wielkie marzenie – twierdzi bizneswoman.
Urszula Bieluń, obecnie Ośmiałowska, bo o niej mowa, na studia już jednak nie wróciła.
– Początkowo planowałam tylko krótką dziekankę. Wykombinowałam, że pomogę Ani i szybko wrócę do swoich spraw. Mydło wciągnęło mnie jednak po uszy, do dziś nie mogę i już nie chcę się z tej przygody wydostać – przyznaje młodsza z sióstr.
W szczecińskim konkursie zdobyły 40 tys. zł dofinansowania do własnego biznesu, więc mogły przekuć plan w rzeczywistość. Potem już nie zwolniły tempa. Wygraną zainwestowały w lokal, który stał się ich biurem i pracownią, a był po prostu mieszkaniem po rodzicach w Kamieniu Pomorskim. Kilka miesięcy szukały pomysłu na graficzną oprawę przedsięwzięcia – logotyp, stronę internetową. Wreszcie spanikowane zadzwoniły do Łukasza Hendzla, kolegi Anny ze studenckiej ławy, który prowadził wówczas Paris+Hendzel Studio. To był strzał w dziesiątkę. Przez tydzień przygotował identyfikację wizualną Ministerstwa.

Pozostawała organizacja pracy. Najpierw Anna Bieluń krążyła między rodzinną miejscowością a Warszawą i sterowała firmą zza komputera, a jej siostra działała stacjonarnie. Z czasem precyzyjnie podzieliły się obowiązkami.
Okazało się, że Urszula jest dobra w kwestiach operacyjnych: świetne sobie radzi ze sprawami ustawodawczymi, księgowymi, z procedurami i kasą fiskalną, natomiast starsza siostra przoduje w pisaniu receptur, tworzeniu kosmetyków, dizajnu opakowań, prowadzeniu mediów społecznościowych i kampanii reklamowych.
Chałwa, śliwka, czekolada

Z upływem czasu udało się im otworzyć dwa sklepy stacjonarne – w Warszawie i Szczecinie – i rozbudować zespół. Dołączył do niego m.in. Maciej Ośmiałowski, który tak się zaangażował w Ministerstwo Dobrego Mydła, że z firmą połączył też życie osobiste – niebawem został mężem Urszuli i zaczął zarządzać produkcją w Szczecinie: to on opiekuje się wytwarzaniem kosmetyków i ściąga składniki z całego świata do ich produkcji.
– Zaczęłyśmy od mydła w kostce i kul kąpielowych. Naszym pierwszym bestsellerem był peeling śliwkowy. Potem stopniowo poszerzałyśmy ofertę o hydrolaty, olejki, balsamy do ciała w sztyftach czy szampony w kostce. Teraz wkraczamy w produkty do mycia twarzy i demakijażu – zapowiada Anna Bieluń.
Ich kosmetyki mają w większości naturalny skład i kiedy to możliwe, przygotowywane są rzemieślniczo: mydła miesza się za pomocą ręcznych blenderów, kule lepi za pomocą prostej prasy. Każda mydlana receptura musi wcześniej uzyskać mnóstwo potwierdzeń, że jest bezpieczna i zgodna z przepisami. Siostry unikają też wielowarstwowych opakowań, żeby ograniczyć ilość śmieci.

Skąd przychodzą inspiracje na takie oryginalne kosmetyki, jak chałwowy peeling do twarzy czy czekoladowa półkula kąpielowa?
– Zewsząd. Czasem to wpływ pory roku – latem chodzą nam po głowie produkty, które miałyby w składzie maliny albo ogórki. Jesienią na przykład dynię czy śliwki. Niekiedy sami klienci podpowiadają nam, co im się marzy – odpowiada Urszula Ośmiałowska.
Przekuć porażkę w sukces

Uczyły się wszystkiego od zera, krok po kroku.
– Czytałyśmy blogi, media branżowe, nawet Dzienniki Ustaw. Przełomowy był moment, kiedy dołączyłyśmy do Polskiego Związku Producentów Kosmetyków i Detergentów, czyli stowarzyszenia, które zrzesza polską branżę kosmetyczną. Dzięki temu zdobyłyśmy prawne i merytoryczne zaplecze na najwyższym poziomie – tłumaczy Anna Bieluń.
Przez dłuższy czas firma nie przynosiła dochodu, siostry tylko w nią inwestowały. Młodsza mieszkała z rodzicami, starsza próbowała utrzymywać się z fotografii.
– Do południa zajmowałam się synem, w weekendy fotografią, nocami pracowałam przy mydle. Średnią krajową zaczęłyśmy zarabiać w trzecim, czwartym roku działalności. Trochę to trwało, ale poświęcenie nasze i naszych rodzin pozwoliło firmie się rozwijać – mówi współzałożycielka Ministerstwa Dobrego Mydła.
Na początku nie miały pieniędzy na reklamę, więc postawiły na media społecznościowe, głównie Facebooka. Swoim znakiem firmowym uczyniły transparentność powstawania kosmetyków – dokumentujące to filmy i zdjęcia można obejrzeć choćby na firmowym Instagramie. Anna Bieluń przyznaje też, że bardzo dużo dała im reklama szeptana. Zadowoleni z kosmetyków klienci od początku polecali je swoim znajomym. Kiedy tylko Ministerstwo Dobrego Mydła notowało słabsze obroty albo zdarzyła się jakaś wpadka, przypominała sobie swoje motto, słowa Winstona Churchilla: „Sukces to przechodzenie od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu”.
Nowy dom dla mydła

Dziś sprzedają kosmetyki w około 150 punktach, głównie w małych drogeriach i sklepach ekologicznych.
– Po tych ośmiu latach muszę przyznać, że jestem zadowolona z rezultatów swojej działalności. Własna firma daje wolność – przyznaje Urszula Ośmiałowska.
Podkreśla, że jest tak, jak napisały na stronie w firmowej prezentacji: „Nie musimy wyrabiać norm, obniżać jakości, negocjować warunków, przysypiać na zebraniach, manipulować etykietami i tworzyć marketingowej iluzji luksusowego produktu. Możemy za to: marzyć, wymyślać, mylić się, poprawiać, wybrzydzać, szukać najlepszych rozwiązań do upadłego, głośno się kłócić i poprawiać to, co nam przeszkadza”.

Mają z siostrą określony plan na kolejne dwa lata. Właśnie kupiły kawałek ziemi niedaleko Szczecina i będą tam budowały profesjonalną pracownię, która umożliwi im wyższy standard produkcji. Ten, jak mówi, nowy dom dla mydła, oznacza nowe wyzwania. I już nie może się ich doczekać.