Wojna handlowa z Ukrainą to nie tylko walka o zboże

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2023-09-19 20:00

Wiele wskazuje na to, że Polska i Ukraina są na progu małej wojny handlowej. Polska blokuje import zbóż z Ukrainy, a nasz sąsiad zapowiada pozwy do Międzynarodowej Organizacji Handlu i wprowadzenie własnych blokad na niektóre polskie towary. Konflikt niewątpliwie zagraża dobrym relacjom obu krajów w krytycznym momencie dla bezpieczeństwa naszego regionu.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Sądzę, że sama sprawa zboża nie jest tu najważniejsza, a konflikt ujawnia wiele sprzecznych interesów. Ich rozwikłanie jest jak najbardziej możliwe, ale wymaga ostrożnego poruszania się obu stron. Nie wydaje się, by można było za spór obarczyć tylko jeden z krajów.

Konflikt jest złożony, ale spróbuję ustrukturyzować kilka moich przemyśleń. Nie mam pełnej wiedzy o wszystkich faktach związanych ze sprawą (np. o skali oszustw przy transporcie, czy niejawnych negocjacjach między rządami), staram się natomiast ułożyć fakty, które znam i wyciągnąć wstępne wnioski. Zacznę od kwestii czysto ekonomicznych, a przejdę do ważniejszych — jak sądzę — problemów politycznych.

Dla Ukrainy kwestia eksportu zbóż ma nieporównanie większe znaczenie niż import zbóż dla Polski. Zboża stanowią 20 proc. sprzedaży zagranicznej Ukrainy i zaledwie 1 proc. sprzedaży zagranicznej Polski (w tym tylko 8 proc. sprzedaży całego sektora rolno-spożywczego). Co więcej, Unia Europejska stała się dla ukraińskiego zboża oknem na świat. Patrząc na samą pszenicę, do 2021 r. UE odpowiadała za zaledwie około 1,5 proc. ukraińskiego eksportu, a od 2023 r. już za niemal 50 proc., bez uwzględnienia w pełni tranzytu. Sprawa ma zatem duże znacznie dla bezpieczeństwa Ukrainy, a relatywnie niskie dla bezpieczeństwa Polski, patrząc na całą gospodarkę. Potencjalnie możemy wyrządzić Ukrainie istotne szkody, chroniąc jednocześnie dość ograniczony segment gospodarki, który prawdopodobnie można było ochronić innymi instrumentami – wsparciem finansowym dla rolników, skuteczniejszym rozwojem potencjału magazynowego, nadzorem nad tranzytem itd.

Jednocześnie patrząc z drugiej strony, samo zablokowanie przez Polskę importu to nie będzie dla Ukrainy przeszkoda nie do obejścia. Polska na przełomie 2022 i 2023 roku odpowiadała za ok. 8 proc. ukraińskiego eksportu pszenicy. Około jedna czwarta z tego może zostać przekierowana do Niemiec, część przez Rumunię i Bułgarię do Grecji, a część zwiększonym transportem morskim przez Rumunię do Hiszpanii. Warto nadmienić, że Hiszpania odpowiada za ok. 70-80 proc. importu zbóż z Ukrainy w UE i ten transport idzie drogą morską. A Polska miała ogromne problemy logistyczne związane z wyeksportowaniem ukraińskiego zboża, które w jakiejś mierze związane były z obciążeniem sieci logistycznej innymi przewozami do i z Ukrainy. Kijów musi zdawać sobie z tego wszystkiego sprawę. Prowadzi mnie to znów do wniosku, że sam problem zboża nie powinien stać się zarzewiem wojny handlowej.

Idźmy dalej i spójrzmy na rynkowy wpływ napływu ukraińskiego zboża. Ten ma bowiem znaczenie polityczne. O ile eksport zbóż w to dużo mniej niż 1 proc. w relacji do polskiego PKB, to udział rolników w grupie wyborców przekracza 4 proc.

Napływ zbóż z Ukrainy mógł doprowadzić do spadku cen na europejskich rynkach ogółem, a więc dla producentów zbóż mógł być czynnikiem zubażającym. Relacja cen eksportowych polskiej pszenicy do pszenicy amerykańskiej wyniosła w czerwcu 80 proc., podczas gdy w czerwcu zeszłego roku było to 95 proc. Wprawdzie zdarzało się, że relatywne ceny polskiego ziarna były tak niskie, ale raczej w innych okresach roku. Ukraińskie zboże mogło obniżyć europejskie ceny i zdenerwować rolników.

Analizując ceny, warto jednak zwrócić uwagę na dwa fakty. Po pierwsze — cena eksportu polskiej pszenicy do niemieckiej nie zmieniła się istotnie w ciągu ostatniego roku, co oznacza, że efekt cenowy oddziałuje na cały europejski rynek, a nie tylko polski. Embargo niewiele tu zmieni, bo ukraińskie zboże będzie dalej sprzedawane do innych krajów UE. Po drugie — wpływ ukraińskiego zboża na ceny w UE jest niewielki w porównaniu do wpływu innych czynników, a szczególnie dużego cyklu zapasów. W ciągu roku ceny eksportowe pszenicy spadły o 30-40 proc., nawet w USA. Po prostu zbiory są w tym roku są dobre, a magazyny pełne po sezonie, gdy świat obawiał się o dostawy i gromadził zapasy. Prowadzi to do wniosku, że embargo fundamentalnie nie poprawi sytuacji finansowej rolników. Jeżeli już, to raczej jest próbą zasygnalizowania reakcji politycznej na spadek cen. Ale znów — można było problem prawdopodobnie rozwiązać innymi instrumentami.

Bazując na tych argumentach, nie sądzę, by samo zboże mogło wywołać wojnę handlową. To jest oczywiście istotny element, nie należy go lekceważyć, ale zarówno Polska, jak Ukraina mogły wykonać krok w tył — Polska mogła nie wprowadzać embarga, tylko próbować zrekompensować rolnikom straty, a Ukraina mogła nie reagować agresywnymi zapowiedziami retorsji.

Za zbożem kryje się prawdopodobnie inny spór — odmienne postrzeganie roli partnerstwa między oboma krajami. W Polsce zaczęło panować przekonanie, że odgrywamy dla bezpieczeństwa i pomocy Ukrainie absolutnie fundamentalną rolę, która może dodatkowo przełożyć się na skokowy wzrost znaczenia naszego kraju na arenie międzynarodowe oraz że Ukraina powinna okazać za tę pomoc odpowiednią wdzięczność i wspierać aspiracje Polski. W Ukrainie natomiast, przynajmniej w niektórych kręgach decyzyjnych, zaczęło panować przekonanie, że odgrywa ona fundamentalną rolę dla bezpieczeństwa całego świata, a Polska w tej układance jest tylko jednym z kilkudziesięciu elementów. Polska powinna to rozumieć i wspierać globalną rolę sąsiada. W pewnych aspektach te wizje są sprzeczne i ta sprzeczność zaczęła być odczuwalna. Sprawa zboża dała obu krajom okazję do próby siłowego przekonania sąsiada — Polska chce pokazać, że bez nas ani rusz, Ukraina, że ma mocniejszych przyjaciół w Brukseli czy Waszyngtonie.

Na to nakłada się frustracja obu społeczeństw związana z wydłużającym się kryzysem. Ukraińcy żyją drugi rok w warunkach wojny i kryzysu ekonomiczno-społecznego z nią związanego. Polacy drugi rok z dwucyfrową inflacją i najgłębszym od 30 lat spadkiem realnych dochodów, a jednocześnie z bezprecedensową w dziejach kraju imigracją. Oba społeczeństwa oczekują, że to drugiej wykaże wdzięczność wobec poświęceń. Te oczekiwania, nie w pełni zaspokojone, rodzą frustracje, które z kolei wykorzystują politycy.

Wydaje się, że taki konflikt mógł być nieunikniony, ale on nie musi się przełożyć na fundamentalne i głębokie pogorszenie wzajemnych relacji. Sprawa zboża nie narusza fundamentalnie bezpieczeństwa obu krajów. Można jeszcze przejść przez ten konflikt bez połamanych szczęk. Rozważni politycy będą umieli zarządzić konfliktem tak, by zadziałał jak wentyl dający ujście napięciom, a nie bomba. Zobaczymy, czy tej rozwagi starczy.