Wola, zgoda, tempo - całkiem nowe muzeum

Janusz Milanowski
opublikowano: 2005-04-18 00:00

W Toruniu w ciągu kilku miesięcy powstał projekt Centrum Sztuki Współczesnej, znalazła się działka. I pieniądze — przede wszystkim z Unii. Niebywałe!

Przed rokiem minister kultury Waldemar Dąbrowski zainaugurował w Toruniu narodowy program zakładania tzw. Towarzystw Zachęty Sztuk Pięknych. Ich cel? Tworzenie kolekcji i muzeów sztuki współczesnej. Spodobało się.

— Do każdej złotówki, którą da minister na zakup dzieł sztuki, dołożę drugą złotówkę! — zapowiedział hojnie marszałek województwa kujawsko-pomorskiego Waldemar Achramowicz.

Prezydent Torunia Michał Za leski nie pozostał w tyle. Obiecał na muzeum sztuki współczesnej działkę na tzw. Jordankach — czyli 7 hektarach w centrum miasta, na obrzeżach Starówki. Za to miejsce każdy nabywca dałby się pokroić! Wtedy natychmiast powstało stowarzyszenie Znaki Czasu, które postanowiło taki obiekt zbudować. Za co?

— Za unijne pieniądze — oświadczył Marek Żydowicz, szef fundacji Tumult, twórca jedynego na świecie festiwalu operatorów filmowych Camerimage (został prezesem regionalnych Znaków Czasu).

Był początek maja. Wniosek na dotację unijną należało złożyć do połowy września. Brakowało — bagatela — koncepcji zagospodarowania przestrzennego terenu Jordanek, która spełniałaby wymogi konserwatorskie.

Przegnany Lynch

W Polsce po II wojnie światowej nie powstał gmach żadnego nowego muzeum. Istnieją natomiast zbiory sztuki współczesnej, rozrzucone w muzeach narodowych Warszawy, Poznania czy Muzeum Sztuki w Łodzi. Niezłymi kolekcjami mogą się też pochwalić muzea okręgowe m.in. w Toruniu czy Bydgoszczy. Brak jednak nowoczesnego centrum skupiającego wyłącznie sztukę współczesną, jak Muzeum Guggenheima w Bilbao czy Tate Modern Gallery w Londynie.

Toruń (ponad 208 tys. mieszkańców) z reformy administracyjnej w 1998 r. wyszedł obronną ręką — w porównaniu z innymi miastami średniej wielkości. Przestał być stolicą województwa, ale zyskał „stołeczność” — został siedzibą samorządu wojewódzkiego. Mieszkańcy boleśnie jednak odczuli (ambicje!) przegraną z Bydgoszczą batalię o siedzibę NSA i IPN; u rywala znalazł się też oddział NBP i posterunek Straży Granicznej.

A inwestycje? Ostatnia dekada nie była najlepsza. Inwestorzy przy lada okazji wytykali miastu wyjątkową — nawet jak na polskie przyzwyczajenia — machinę biurokratyczną. Pikantnego przykładu dostarczył sędzia komisaryczny, który słynnemu reżyserowi Davidowi Lynchowi nie pozwolił sfotografować od środka upadłych zakładów chemicznych Polchem. Nie dziwota, że przy stolikach toruńskich pubów nikt nie wierzył, że stowarzyszeniu Znaki Czasu uda się ruszyć z budową Centrum Sztuki Współczesnej.

Trójporozumienie

Toruńsko-bydgoskie Znaki Czasu zarejestrowano jako pierwszą taką wspólnotę w Polsce. To grono autorytetów z dziedziny sztuki czy nauki z Torunia i z Bydgoszczy.

— Stworzyliśmy regionalny model stowarzyszenia, pokonując bariery politycznych niechęci naszych miast — podkreśla wiceprezes Znaków Czasu Jerzy Brzuskiewicz, artysta plastyk.

— Przy dużym wsparciu prezydenta miasta szybko przygotowaliśmy procedurę przetargową — by ogłosić konkurs dla architektów. Moją ambicją było, aby wzięli w nim udział architekci światowej klasy. Nie pozwoliły na to finanse i czas... No i narzuciliśmy olbrzymie tempo — mówi Marek Żydowicz.

Koncepcja powstała podczas rozmów marszałka województwa (SLD), prezydenta Torunia (Ordynacka) i przedstawicieli Znaków Czasu — w gabinecie ministra Dąbrowskiego. Prezydent zobowiązał się do wydzielenia urzędniczej służby, która zajmie się projektem, marszałek poprze wniosek o dotację unijną. Marek Żydowicz dostał pełnomocnictwa od prezydenta miasta, a także od ministra kultury. Mógł dzięki nim „nadzorować” urzędników samorządowych, występując jako przedstawiciel jednego bądź drugiego. Żadna ze spraw nie utknęła gdzieś na biurku.

Poza koteriami

W połowie lipca miasto ogłosiło konkurs na koncepcję urbanistycznego zagospodarowania Jordanek, gdzie ma powstać Centrum Sztuki Współczesnej. Prócz tego obiektu miasto chce, by na Jordankach znalazł się też podziemny parking, sala koncertowa i galerie. Sądowi konkursowemu przewodniczył Bohdan Paczowski (znakomity architekt, erudyta, zaprzyjaźniony kiedyś z Gombrowiczem), mieszkajcy w Paryżu, Szwajcarii, a także w Luksemburgu.

— Ktoś spoza wszelkich układów towarzyskich. Pan Paczowski dawał gwarancję obiektywizmu i kompetencji — podkreśla Marek Żydowicz.

Na konkurs wpłynęło 19 zgłoszeń z całej Polski, w tym 14 pełnych opracowań. Wygrał projekt wrocławskiego architekta Edwarda Lacha. Na podstawie tego pomysłu opracowano studium wykonalności. I dopiero wtedy można było złożyć wniosek o dotację.

Teraz sukces

Marszałek województwa słowa dotrzymał: poparł wniosek. Przed świętami Bożego Narodzenia Toruń dostał prezent od zarządu województwa — 30 mln zł na budowę. Pieniądze pochodzą z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Toruń otrzyma je jako refundację przeprowadzonej inwestycji. Poza tym na budowę po 5 mln zł przekażą minister Dąbrowski i samorząd miasta.

— Udowodniliśmy sceptykom, że w mieście takim jak Toruń można zrobić coś ponad koteriami i układami. Tempo, w jakim nasi urzędnicy nad tym pracowali, nie mieści się w żadnych standardach polskiej rzeczywistości, a współpraca między samorządami, ministrem i społecznym stowarzyszeniem może być wzorem dla całej Polski — mówi z dumą Marek Żydowicz.

Bez ortodoksów

A co dalej? Pewnie tak: na utrzymanie budynku i zespołu ludzi pieniądze przekazuje urząd marszałkowski oraz urząd miasta. Budynek pozostaje własnością miasta, program realizuje stowarzyszenie Znaki Czasu, wyznaczające główne kierunki działań i poszukiwań. Administrację Centrum powołują obydwa samorządy i stowarzyszenie. Do utrzymania Centrum Sztuki Współczesnej dorzuci się też ministerstwo.

— Dyrektor takiej placówki, powołany w drodze konkursu, musi mieć zdolności menedżerskie, ale i wykształcenie artystyczne. To nie może być ośrodek, w którym będą siedzieli ludzie z kompleksami, obawami czy regionalni „ortodoksi” — sumuje Marek Żydowicz.