Zastanawiamy się w ostatnich miesiącach intensywnie nad tym, dlaczego amerykańska gospodarka szybko rośnie mimo potężnej dawki niepewności. Niektórzy mówią: America is Great Again. Ale ciekawą rzecz powiedział Ray Dalio, znany inwestor i właściciel firmy inwestycyjnej Bridgewater, człowiek, którego książki są w Polsce szeroko czytane w gronie ludzi interesujących się gospodarką:
„Myślę, że sedno problemu polega dziś na tym, że nie można już patrzeć na amerykańską gospodarkę jako na całość. Trzeba ją analizować przez pryzmat ogromnych różnic. Weźmy na przykład sektor sztucznej inteligencji. To w istocie około trzech milionów ludzi – 1 proc. społeczeństwa – którzy wyznaczają kierunek, a wokół nich funkcjonuje kolejne 5–10 proc. Razem tworzą świat, od którego zależy cała reszta globu. A potem mamy dolne 60 proc. populacji – zupełnie inny świat. Te 60 proc. Amerykanów czyta i rozumie teksty na poziomie dziecka ze szkoły podstawowej. To poważny problem. Co gorsza, wyniki wciąż się pogarszają, a wraz z tym ta część społeczeństwa staje się coraz mniej produktywna, wręcz wypychana poza obręb nowoczesnej gospodarki”.
Czy Ray Dalio ma rację? Sprawdziłem w danych, na które czasem spoglądam: na dynamikę płac w USA w rozbiciu na różne segmenty rynku (u nas nie ma tak ciekawych danych), w tym w rozbiciu na ludzi z wyższym wykształceniem i ogół społeczeństwa. I rzeczywiście widać, że premia za wykształcenie ponownie rośnie. Ponownie, ponieważ przez ostatnie 10 lat nie było jej widać, a w latach 2021-23 wręcz malała. Różnica w dynamice płac na korzyść osób z dyplomem college’u jest w tym roku najwyższa od 2013 r.
Takich danych potwierdzających, że jakość życia w USA pogarsza się mimo solidnego wzrostu gospodarczego, jest więcej. Na przykład wskaźniki nastrojów konsumentów znajdują się wyraźnie poniżej długoletnich średnich, na poziomach cechujących okresy stagnacji i podwyższonego bezrobocia, a nie ekspansji. O dualizmie gospodarki mówi się coraz częściej w debatach ekonomicznych w Stanach.
Nie jest to oczywiście zjawisko nowe. Temat nierówności ekonomicznych był szczególnie intensywnie debatowany 10-15 lat temu, kiedy pojawiła się duża fala publikacji dokumentujących rozziew między zamożnymi i całą resztą. Przypisywano to różnym czynnikom: upadkowi związków zawodowych, globalizacji, a także specyficznemu kierunkowi zmiany technologicznej.
Ten ostatni element, czyli zmiana technologiczna, jest tu szczególnie interesujący. Przypomnę, co o efektach rewolucji cyfrowej oraz będącej jej konsekwencją rewolucji AI pisał Daron Acemoglu, turecko-amerykański noblista, w książce „Power and Progress” wydanej w 2023 r.:
„Nasze społeczeństwo stało się już dwuwarstwowe. Na szczycie znajdują się wielcy potentaci, którzy mocno wierzą, że zasłużyli na swoje bogactwo dzięki niesamowitemu geniuszowi. Na dole mamy zwykłych ludzi, których liderzy technologiczni postrzegają jako podatnych na błędy i dojrzałych do zastąpienia. W miarę jak sztuczna inteligencja penetruje coraz więcej aspektów współczesnych gospodarek, wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, że te dwie warstwy będą się od siebie oddalać”.
Czy to, co dzieje się dziś w USA, to sygnał, że pesymistyczna wizja Acemoglu się spełnia? Z danych wysokiej częstotliwości zawsze trudno jest wyłuskać długookresowy trend w czasie bieżącym. Ale na pewno istnieje ryzyko, że Dalio i Acemoglu mają rację.
