W wielkim stylu wracają m.in. słynne papiery CDO (obligacje zabezpieczone portfelami kredytów udzielonych na zakup nieruchomości). Jak szacuje bank RBS, emisje tego typu papierów opartych na nieruchomościach komercyjnych (takich jak hotele, biura czy centra handlowe) sięgną w tym roku w USA 10 mld USD. To aż dziesięciokrotnie więcej, niż wyniosły w ubiegłym roku, wciąż jednak o 85 proc. mniej niż sięgały w szczytowym 2006 r.
Specjaliści wskazują na wzmożony popyt za strony inwestorów, obstawiających ożywienie na amerykańskim rynku nieruchomości. Napływ kapitału napędzają niskie stopy procentowe Fedu, które zachęcają inwestorów do poszukiwania wyżej oprocentowanych – a więc i bardziej ryzykownych – lokat. Efekt? Premia za ryzyko, jakiej domagają się nabywcy najlepszej jakości papierów CMBS (także opartych na rynku nieruchomości komercyjnych), zamiast papierów rządowych, stopniała do 1 punktu proc., choć jeszcze na koniec 2011 r. sięgała 2,23 punktu proc.
Najbardziej rozchwytywane są najbardziej ryzykowne obligacje (np. te związane z portfelami nieruchomości o podwyższonej liczbie wakatów). Jak wynika z danych Bloomberga, w ich przypadku premia za ryzyko spadła najniżej od pięciu lat. Mimo wywindowanych cen banki, w tym brytyjski Barclays, wciąż zalecają inwestorom kupowanie papierów finansujących rynek nieruchomości komercyjnych.
- Przy takim popycie, jak obserwujemy, bankierzy z Wall Street szperają w swoich szufladach, żeby znaleźć cokolwiek, co generuje przepływy, a jednocześnie nadaje się do zamiany na papier wartościowy – komentował wzmożoną aktywność banków przy tego typu emisjach Ed Shugrue, prezes amerykańskiej firmy doradczej Talmage.
To jednak budzi obawy komentatorów, ostrzegających przed powstaniem podobnej bańki jak ta sprzed kilku lat. Jak zauważa Bloomberg, papiery o podobnej strukturze jak w czasach kryzysu wracają już pod innymi nazwami. Agencja przyznaje jednak, że tym razem emitenci przykładają więcej uwagi, by pomóc inwestorom rozróżnić pomiędzy papierami o lepszej i gorszej jakości. Tymczasem przed kryzysem pojęciem CDO obejmowano praktycznie wszystkie obligacje zabezpieczone portfelami kredytów.
Największe zaniepokojenie towarzyszy jednak powrotowi opartych na dźwigni tzw. syntetycznych CDO, których emisje przeprowadzone przez amerykańskie banki, sięgnęły od początku roku 1 mld USD. Umożliwiają one inwestorom spekulację pod zmiany cen papierów opartych na rynku nieruchomości, bez konieczności faktycznego posiadania instrumentu bazowego.
- Historia sprzed lat powtarza się, choć na mniejszą skalę – ostrzegał w rozmowie z Bloombergiem Neil Barofsky, który w czasie najgłębszego kryzysu nadzorował program skupu toksycznych aktywów obecnych na bilansach banków.
Wracają instrumenty, które wywołały kryzys
opublikowano: 2013-04-09 18:26
Poprawa koniunktury na amerykańskim rynku nieruchomości wraz z wyjątkowo łagodną polityką Fedu sprawiły, że wróciły instrumenty niewidziane tam od załamania rynku tzw. kredytów subprime, zauważa agencja Bloomberg.