Wybory prezydenta oczywiście okażą się ważne

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-04-01 20:00

Krajowe Biuro Wyborcze portiernię zamyka w najbliższy piątek o godzinie 16 i będzie to ostatnia chwila na wniesienie przez pełnomocników komitetów wyborczych pudeł z arkuszami podpisowymi.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Obowiązek zebrania co najmniej 100 tys. prawidłowych podpisów wyborców popierających danego kandydata nie jest żadnym problemem dla struktur partyjnych, natomiast odbije się od tego wysokiego progu część chętnych, którzy zapragnęli w wyborach prezydenta RP wyłącznie zaistnieć. Liczba zarejestrowanych przez Państwową Komisję Wyborczą (PKW) kandydatów, których zobaczymy 18 maja ustawionych alfabetycznie na kartach do głosowania, na pewno okaże się rekordowa w całych dziejach III RP. Osobiście już na starcie kampanii typowałem, że może ich być nawet 25 – czyli ponad dwa razy więcej, niż ostatnio w latach 2015 oraz 2020, gdy wystartowało po 11 kandydatów.

Druga tura wyborów prezydenckich 1 czerwca jest oczywistą oczywistością. Paradoks polega na tym, że na razie należy o niej mówić „przypuszczalna”, albowiem formalnie zaistnieje dopiero po oficjalnym podaniu przez PKW wyników pierwszej, co nastąpi zapewne wieczorem 19 maja. Oczywistość rozstrzygającej dogrywki 1 czerwca została właśnie potwierdzona przez Rafała Trzaskowskiego, sondażowego pewniaka do wejścia do niej. Zapowiedziany przez premiera Donalda Tuska tzw. wielki majowy marsz patriotów w Warszawie początkowo miał się odbyć w niedzielę, 11 maja – ale ten termin uznany został za przedwczesny. Kandydat KO na konferencji w Pałacu Kultury i Nauki oznajmił przesunięcie marszu na niedzielę, 25 maja, dzielącą obie tury głosowania. Zmiana bardzo logiczna, oczywiście przy założeniu, że coś się sondażowo nagle nie posypie i Rafał Trzaskowski na pewno w dogrywce wystąpi. Wszystkie znaki na wyborczym niebie i ziemi wieszczą, że inaczej być nie może.

Najciekawszym wątkiem konferencji było odniesienie się kandydata KO do przyszłego orzeczenia przez Sąd Najwyższy (SN) ważności wyborów prezydenta. Stworzona w epoce PiS Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, która wyda to orzeczenie, z definicji nie jest uznawana przez rządzące tzw. konsorcjum 15 października za sąd. Niedawno podjęta została przez większość rządową karkołomna próba ustawowego przekazania kompetencji owej izby grupie 15 najstarszych stażem sędziów SN, ale Andrzej Duda odmówił podpisania tego prawnego – gorzko tak stwierdzać, ale to najczystsza prawda – bubla. W związku z tym wszyscy uczestnicy prezydenckiego wyścigu są po prostu skazani na obiektywny werdykt izby tak niechcianej przez rząd. Swoją drogą trudno pojąć, czemu środowisko KO z jego aliantami tak skrzętnie zamiata pod dywan bardzo niewygodną okoliczność, że to właśnie wraża neoizba bez jakichkolwiek problemów, wręcz jednomyślnie zatwierdziła prawidłowość i ważność przełomowych wyborów parlamentarnych z 15 października 2023 r.

Rafał Trzaskowski wbrew doktrynie jego partii postawił osobistą tezę w sprawie orzeczenia SN. Stwierdził bardzo logicznie „nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek przy zdrowych zmysłach próbował kwestionować wynik wyborów”. Podpisuję się pod tą tezą dwoma rękami jako wielokrotny przewodniczący obwodowej komisji wyborczej, czyli tej bezpośrednio przyjmującej w lokalu wyborców i potem liczącej głosy. Być może 18 maja oraz 1 czerwca będę enty raz pełnił tę funkcję. Takich komisji będzie blisko 30 tysięcy, zaś SN wyda całościowy werdykt po odrzuceniu absolutnej większości absurdalnych wniosków odnoszących się do hipotetycznych pojedynczych błędów. Mucha nie siada, wybory oczywiście uznane zostaną przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN za ważne.