Były to zresztą dziwne dni. W piątek czekano przede wszystkim na miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy. Okazał się być, delikatnie mówiąc, zaskakujący. Oczekiwano wzrostu zatrudnienia w kwietniu w sektorze pozarolniczym zbliżonego do jednego miliona, a tymczasem było to tylko 266 tysięcy. Na domiar złego dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano wyraźnie (ponad 90 tys.) w dół, a stopa bezrobocia wzrosła do 6,1% (oczekiwano spadku z 6,0 do 5,8%).
Natychmiast rozgorzała ideologiczno-ekonomiczna dyskusja. Nie na temat tego dlaczego ekonomiści tak mocno się mylą ;-). Republikanie twierdzili, że hojna polityka socjalna z darmowymi pieniędzmi dla Amerykanów znacznie zmniejszają chęć do podjęcia nisko płatnych zajęć, a przedsiębiorcy chcą zatrudniać tylko nie mają kogo zatrudniać.
Demokraci twierdzą, że po prostu działanie programów pomocowych jeszcze nie w pełni jest widoczne, bo one (oprócz tych bezpośrednich dopłat i hojnych zasiłków dla bezrobotnych) jeszcze przecież nie działają, więc rola administracji i Kongresu jest nadal bardzo duża i stoją przed nimi poważne wyzwania.
Po części zapewne prawda leży gdzieś pomiędzy tymi ocenami. Nie ma bowiem badań na temat braku rąk do pracy – są tylko dochodzące z różnych zakątków gospodarki informacje o tym, że tak się zdarza. Faktem jest jednak, że hojne zasiłki i wypłaty z pewnością część Amerykanów zniechęciły do podejmowania pracy. W drugiej połowie roku ten czynnik zniknie. Na razie firmy muszą po prostu więcej płacić, a to dodatkowo zwiększy inflację.
Jak zareagował rynek akcji w USA? Małą euforią. Indeksy wzrosły, a S&P 500 i DJIA ustanowiły nowe rekordy. Mocno stracił dolar (na wykresie indeksu dolara znowu rośnie zagrożenie podwójnym szczytem), ale rentowność obligacji wzrosła (słabe dane powinny ją obniżyć). Drożały surowce – cena miedzi pobiła rekord wszech czasów z 2011 roku, a złoto umocniło wstępny sygnał kupna. Jedynie ropa nie zdrożała (szkodzi jej czekanie na wynik rozmów z Iranem). W poniedziałek nawet cyberatak na ważny rurociąg w USA praktycznie na cenę ropy też nie wpłynął.
Wszystko wyglądało aż za dobrze, ale mimo tego zachowanie amerykańskiego rynku akcji w poniedziałek mogło nieco zaskoczyć. Przez 2/3 sesji indeks S&P 500 trzymał się blisko poziomu neutralnego, DJIA bił rekordy, a NASDAQ się osuwał. Jednak w ostatnich dwóch godzinach podaż mocniej przycisnęła, przez co NASDAQ stracił 2,55%, S&P 500 1,04%, a DJIA jedynie 0,1%.
Odpowiedzialny za to przyśpieszenie wyprzedaży mógł być Goldman Sachs, który ostrzegł, że sektor FAAMG (nie FAANG – zamiast Netflix był Microsoft) ma 21% w S&P 500 (typowo 14%). Podwyżka podatków obniży zyski tych spółek o 9%, a w drugiej połowie roku bogaci inwestorzy będą wyprzedawali akcje.
Przecena NASDAQ pokazuje jak wrażliwy jest to obecnie rynek. Rośnie prawdopodobieństwo utworzenia zapowiadającego dalsze spadki podwójnego szczytu (jeśli NASDAQ pokona 12.600 pkt., czyli okolice 10% korekty). Ja zakładam, że do tego nie dojdzie, ale na razie taka reakcja rynku po dwóch nieśmiałych sesjach zwyżki wybije graczom z głowy marzenia o nowych rekordach na NASDAQ. Jeśli ten indeks będzie spadał to zaszkodzi też szerokiemu rynkowi.
W Polsce piątek i poniedziałek były dla byków dobrymi dniami. W piątek ponad dwuprocentowa zwyżka WIG20 potwierdziła wybicie z czteromiesięcznego trendu bocznego i można było powiedzieć, że hossa wreszcie zawitała na GPW. Podobnie zachowały się indeksy mniejszych spółek.
W poniedziałek zapowiadało się na kolejny duży wzrost. WIG20 zyskiwał blisko dwa procent, ale początek sesji w USA zdjął jeden punkt procentowy, co najlepszego wrażenie nie zrobiło. We wtorek rano sygnał kupna nadal obowiązywał i będzie obowiązywał o ile indeks nie wróci znowu poniżej 2025 pkt. Więcej o rynkach i o wyroku Sądu Najwyższego dotyczącego kredytów „frankowych” (rano we wtorek wydawało się, że rozprawa się odbędzie) w piątek rano na stronach iWealth.
https://iwealth.pl/majowa-korekta-dotyka-jedynie-czesc-rynku-akcji/