Wysokie stopy procentowe obniżyły perspektywy konsumpcji w Polsce

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2024-11-12 20:00

Całkiem niedawno słabe dane o sprzedaży detalicznej wywołały lekki popłoch na rynku wokół spółek handlowych. Teraz widać, że doprowadziły też do wyraźnej rewizji w dół przez NBP projekcji konsumpcji. Zdaniem ekonomistów banku centralnego konsumenci wyraźnie więcej oszczędzają z powodu wysokich stóp procentowych.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Kilka dni temu pisałem o tym, że NBP zrewidował w dół projekcję PKB dla Polski: tempo rozwoju ma do 2026 r. wynosić lekko poniżej 3 proc. Od tego czasu bank centralny opublikował więcej szczegółów projekcji i widać dokładnie, co odpowiada za przewidywane osłabienie wzrostu wobec wcześniejszych przewidywań. Jest to przede wszystkim niższa ścieżka popytu krajowego, która wynika ze słabszej konsumpcji i słabszych inwestycji. W obu przypadkach jest to w dużej mierze pochodna wysokich stóp procentowych.

Najciekawsza w tym wszystkim jest konsumpcja, ponieważ była typowana na pewniaka do mocnego wzrostu w 2024 r. z powodu spadku inflacji. Ten motor gospodarki trochę jednak zawodzi. O ile jeszcze w lipcu bank centralny przewidywał, że konsumpcja w drugiej połowie 2024 r. wzrośnie o 4,4 proc., to teraz zrewidował to do 3,1 proc. Wprawdzie jest to wciąż dodatnia dynamika, ale po bardzo słabym 2023 r. można było oczekiwać dużo lepszych wyników.

Tym samym ekonomiści banku centralnego bardzo serio potraktowali ostatnie słabe dane o sprzedaży detalicznej. W październiku wywołały one duży rozgłos na rynku finansowym i nie tylko. GUS podał bowiem, że we wrześniu sprzedaż w sklepach w Polsce spadła realnie o 3 proc. rok do roku, co było odczytem szokującym — nikt na rynku nie oczekiwał spadku, nigdy wcześniej rozbieżność między prognozami a faktycznymi danymi nie była tak duża (przynajmniej od ośmiu lat według obliczeń ekonomistów mBanku). Wydawało się, że to może być jakiś nieoczekiwany i przejściowy szum w danych.

Ja sam pisałem wówczas tak w Danych Dnia: „Tak duże wahnięcie na poziomie całej gospodarki, a nie jednego sklepu lub rynku, musiałoby oznaczać recesję konsumpcji, a nic innego nie wskazywało na możliwość wystąpienia takiej recesji: bezrobocie jest stabilne, zatrudnienie w samym handlu wręcz rośnie, płace w gospodarce rosną, nastroje konsumentów są umiarkowanie dobre. Wygląda to na jakieś zaburzenie statystyczne. Możliwe, że wpływ na to miała powódź, aczkolwiek dotknęła ona zbyt mały obszar kraju, by wpłynąć istotnie na dane makroekonomiczne”.

Sama ujemna dynamika mogła być rzeczywiście przejściowa, ale najwyraźniej analitycy banku centralnego zbadali głębiej dane i nie dopatrzyli się w nich poważnych problemów. Słabość sprzedaży detalicznej we wrześniu, nawet jeżeli wyolbrzymiona przez różne efekty kalendarzowe i sezonowe, sygnalizuje słabość konsumpcji, stąd rewizja w dół projekcji przez NBP.

Fundamentalnie analitycy tłumaczą to wysokimi oszczędnościami biorącymi się m.in. z wysokich realnych stóp procentowych. To z tego powodu przy realnym wzroście wynagrodzeń sięgającym 10 proc. wzrost konsumpcji nie przekracza 4 proc. Gospodarstwa domowe odbudowują nadwyrężone w okresie inflacji poduszki finansowe.