Xawery Wolski wplata życie w swoje rzeźby

Ewa Tyszko
opublikowano: 2023-12-15 13:34

Pod krytym gontem dachem dworu w Dańkowie, sięgającego XVIII w., można spotkać się ze sztuką – tradycyjną meksykańską i nowoczesną polską. To za sprawą Xawerego Wolskiego, znanego na świecie twórcy monumentalnych rzeźb, który przywrócił świetność rodowej posiadłości, i jego partnerki Nory, która dla Dańkowa porzuciła słońce Meksyku.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Cztery hektary wokół posiadłości – park i dwa stawy z groblą – stały się plenerową galerią. Rzeźby stoją też w zamienionych w galerie sztuki budynkach dawnego laboratorium i magazynów. Przed wejściem do dworu miejsce znalazła pierwsza ustawiona tu rzeźba – dwa splecione białe ogniwa symbolizujące połączenie przeszłości z teraźniejszością i łańcuchy rodzinnego DNA.

Francja, Włochy, Meksyk

Xawery Wolski zawsze był niespokojnym duchem. Studiował w Krakowie, na ASP Warszawie, później w Académie des Beaux-Arts w Paryżu, gdzie przerwał studia, by poświęcić czas rzeźbieniu marmuru we włoskiej Carrarze. Ostatecznie skończył studia w Aix-en-Provence. Zamieszkał w Paryżu, w którym przygotował pierwsze wystawy, a dzięki stypendium rządu francuskiego wyjechał do Ameryki Południowej, by studiować dawne techniki użytkowania ziemi.

– Myślałem wtedy, że kolorowy, radosny Meksyk będzie moim miejscem na świecie, trafiłem tam, nie znając nikogo, a po kilku dniach byłem otoczony przyjaznymi ludźmi. Najważniejsza wówczas meksykańska galeria zaproponowała mi współpracę i już po kilku dniach dostałem informację, że udało się sprzedać kilka dużych rzeźb tylko na podstawie zdjęć. Coś takiego spotkało mnie pierwszy raz w życiu – wspomina artysta.

W Meksyku spędził wiele lat. Kupił dom w stolicy – w dzielnicy Condesa, centrum życia artystycznego skupiającym ludzi wolnych zawodów. Przez lata powstawały prace, które stopniowo zapełniały kolejne powierzchnie magazynowe.

Miejsce przy stole

Dwór w Dańkowie przodkowie artysty kupili w początkach XX w. Pod ich kuratelą stał się wzorowym gospodarstwem rolnym, potem ośrodkiem badań genetycznych nad krzyżówkami buraków cukrowych i odmian zbóż. Działające tu laboratorium zdobywało nagrody na międzynarodowych wystawach. Ta działalność uratowała dwór podczas II wojny, bo Niemcy potrzebowali tego ośrodka, by zapewniać produkcję żywności dla wojska. W tym czasie pod kominem gorzelni ukrywała się żydowska rodzina z Mogielnicy. W czasach PRL Dańków zmienił się w PGR, w którym kontynuowano prace nad udoskonalaniem pszenicy i żyta.

– Mój ojciec, Tadeusz Wolski, urodził się i wychował tutaj. Pozwolono mu po wojnie dalej tu pracować jako wynalazcy pszenżyta, naukowcowi. Objął nawet stanowisko naczelnego hodowcy zbóż. Chodził do pracy do swojego dawnego domu, patrząc, jak ten popada w ruinę. Na pewno boleśnie to odczuł, ale nie dawał tego po sobie poznać. Zabierał mnie z sobą do pracy, tam siadałem obok kobiet, których zadaniem było staranne odliczanie stu ziaren każdej nowej odmiany. Potem te ziarna trafiały do dalszych badań. Pamiętam to skupienie i ciszę, rodzaj medytacji i spotkania z nieskończonością. Nie przypadkiem swoją pierwszą rzeźbę wykonaną na ASP nazwałem „Ziarno”. Podarowałem ją właśnie ojcu, a w moich pracach motyw nieskończoności wciąż powraca w różnej formie – opowiada Xawery Wolski.

W 1999 r. Tadeusz Wolski odkupił od państwa rodową siedzibę. Wraz z żoną Anną z Branickich rozpoczęli prace nad przywróceniem dworowi dawnej świetności. Tadeusz Wolski zmarł już pod – znowu – własnym dachem. Kilka lat po śmierci ojca Xawery Wolski przyjechał do Polski.

– W Dańkowie w jadalni stał stół – replika rodzinnego, bo z oryginalnego wyposażenia nie zostało nic, zachowała się tylko pamiątkowa księga z początku XX w. Mama siadała zawsze u jego szczytu, wcześniej to miejsce należało do ojca, jeszcze wcześniej do dziadka. Tamtego dnia wskazała mi miejsce u szczytu. Pamiętam tę chwilę zrozumienia, że tu jest moje miejsce… – mówi artysta.

Wraz z partnerką, Norą, spakowali do kilku kontenerów rzeźby, meble, porcelanę, obrazy, książki. Przez kilka lat dzielili życie między Polskę i Meksyk, w końcu podjęli decyzję, że zostają w Polsce na stałe.

– Dańków zawsze siedział mi w głowie. Wystawy, które organizuję w różnych krajach, trwają kilka tygodni, wymagają przygotowania, aranżacji, potem wszystko znów jest zamykane w skrzyniach. Nie miałem pomysłu na stałą ekspozycję, aż przypomniałem sobie o nieużywanych magazynach w Dańkowie. Stworzyłem dwie monumentalne rzeźby specjalnie dla Dańkowa – ogniwa przy wejściu do dworu i „Powstanie” przedstawiające ogniwa wznoszące się ku niebu jako symbol odzyskania przez Polskę wolności – mówi Xawery Wolski.

Powrót do polskiego klimatu okazał się niespodziewanie bezbolesny.

– Gdy nadchodzi zima, okazuje się, że to przejście między porami roku jest łagodne – dni stają się coraz krótsze, zajęty pracą nie za bardzo zwracam na to uwagę, ale zauważyłem, że żyję coraz zgodniej z naturą – chodzę wcześniej spać, wcześniej wstaję, by korzystać ze światła dziennego. Jeśli jest zimno, to człowiek zakłada cieplejsze ubranie i tyle – wskazuje rzeźbiarz.

Budowanie mostów

Teraz artysta prezentuje swoje prace na wystawie „Sploty” w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Nawiązują do tkania, splatania i innych technik włókienniczych, do których wykorzystał takie materiały jak ziemia z Meksyku, bawełna z Indii czy jedwab z Tajlandii.

– Łódź to miejsce nasączone echem, rytmem maszyn włókienniczych, powstawania tkanin i materii, nakładania się na siebie warstw historii. Niezwykle sobie cenię budowanie mostów między sztuką współczesną a miejscami, które zawierają w sobie ładunek pamięci – mówił podczas otwarcia wystawy.

W budynku dawnego laboratorium w Dańkowie artysta pokazuje projekty, które w marcu będą prezentowane w warszawskiej galerii Leto.

– Czerwień, jak zakrzepła krew, to moja reakcja na to, co się dzieje na świecie – wojna na Ukrainie, w Izraelu – wyjaśnia kolorystykę najnowszych prac.

Sztuka dla Dańkowa

Xawery Wolski uważa, że do sukcesu, jakim jest życie ze sztuki, doprowadziło go połączenie talentu, determinacji i celu, jakim było odrestaurowanie rodzinnego dworu. Swoje prace sprzedawał już jako bardzo młody człowiek, a jeśli było trzeba, nie bał się imać innych zajęć – prowadził nawet lodziarnię w Marsylii.

– Ta decyzja o ratowaniu Dańkowa niejako zmusiła mnie do zdobywania pieniędzy. Wcześniej myślałem, że Meksyk jest miejscem, w którym zarabiam na renowację dworu. Krótko po przeprowadzce do Polski dostałem jednak propozycję udziału w zbiorowej wystawie w Zachęcie, potem otrzymałem nagrodę im. Norwida za całokształt twórczości, Sopot zdecydował się na ustawienie olbrzymiej rzeźby „Echo”, a Dańków stał się nie tylko domem, lecz także wymarzoną galerią – w parku, w byłych magazynach i dawnym laboratorium – wspomina artysta.

Ceny jego prac są bardzo zróżnicowane – rysunków i grafik zaczynają się od 5 tys. zł. Z kolei duże, odlewane z brązu rzeźby są bardzo kosztowne w produkcji, zwykle powstają zaledwie w kilku egzemplarzach. Co ciekawe, wciąż są odlewane w Meksyku. Nawet wliczając transport, to rozwiązanie korzystniejsze ekonomicznie niż odlewanie w Polsce.

– Zawsze chciałem robić duże rzeźby, chciałem odlewać z brązu, a jako młody artysta nie mogłem sobie na to pozwolić. Robiłem rzeźby z terakoty, ale z nadzieją, że kiedyś uda mi się zrobić wielkie odlewy. Dlatego tak ważne jest dążenie do celu, pragnienie i wizja. Praca na tyle mocno splata się z moim życiem, że właściwie cały czas pracuję – nie mam wyznaczonych godzin, mogę poświęcić rzeźbie czy rysunkowi tyle czasu, ile potrzebuję. Mam szczęście, że muzea się interesują moimi pracami. Wystawiam w Stanach Zjednoczonych i w Meksyku. Nie kryję, że kupują je dość wyrafinowani klienci, którzy mają już kilka, nawet kilkanaście rzeźb. Niektórzy kolekcjonerzy mają prawdziwe magazyny – traktują sztukę jako inwestycję, ale moje rzeźby na ogół są u nich w domach, bo lubią z nimi żyć. Moje prace bardzo rzadko trafiają na wtórny rynek, zostają z pierwotnymi kupcami. Co jakiś czas dostaję mejle z zapytaniem, ile ta praca jest warta, ale z zaznaczeniem, że to tylko na potrzeby ubezpieczenia, że wcale nie chcą jej sprzedawać. A młodym twórcom wchodzącym na rynek mogę doradzić tylko jedno: żeby robili swoje i za bardzo nie przejmowali się krytyką – podsumowuje Xawery Wolski.