1Jak pan ocenia wystąpienie Janet Yellen, szefowej Fedu, z 10 lutego 2016 r.?
Większego zaskoczenia nie było. Zresztą widać to i po reakcji rynku, który przyjął je dość spokojnie. Wahnięcie na parze EUR/USD wynikało tylko z tego, że wystąpienie można było odebrać jako bardziej gołębie, niż sygnały płynące dotychczas z Fedu.
2Najważniejsze wątki?
Tak jak w styczniu Fed zaznaczył, że spadek cen ropy może obniżyć inflację. To żadne zaskoczenie. Odnosząc się do sytuacji globalnej, Janet Yellen stwierdziła, że dane płynące z Chin nie napawają optymizmem, ale podkreśliła, że banki amerykańskie nie mają dużej ekspozycji na rynki wschodzące, czyli głównie na Chiny. Wskazała też, że sytuacja gospodarcza Stanów Zjednoczonych jest gorsza, niż niedawno zakładano, ale wystarczająco dobra, by stopniowopodnosić stopy procentowe. Gdyby gospodarka miała się rozwijać wolniej, to wskazane byłyby tylko wolniejsze podwyżki stóp procentowych — zwłaszcza że poprawa na rynku pracy będzie wspierać dochody i wydatki Amerykanów. O tym akurat można dyskutować, bo w odróżnieniu od sytuacji sprzed 10 lat obecnie poprawa na rynku pracy nie ma prostego przełożenia na wydatki. Wydaje się, że Amerykanie zaczęli trochę oszczędzać.
3Jak po wystąpieniu będzie się rozwijać sytuacja na rynkach finansowych?
Czwartek będzie raczej spokojny. W Japonii jest to dzień wolny, a w Chinach mają wolny cały tydzień. Brak też istotnych wyników spółek. W tej sytuacji głównym czynnikiem sprawczym zmian na rynkach może być ropa. Ten sam czynnik nie może jednak w nieskończoność być katalizatorem zmian na rynkach. © Ⓟ