
„Puls Biznesu”: Konfederacja Lewiatan ma biuro w Brukseli i tam spotykają się państwo m.in. z lobbystami...
Kinga Grafa: Biuro funkcjonuje już od 19 lat. Uruchomiliśmy je jeszcze przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Jesteśmy też, jako jedyna polska organizacja, członkiem Business Europe, czyli federacji unijnego biznesu. I na jej forum zabiegamy o interesy polskich firm i pracodawców. Staramy się jak najlepiej przedstawiać nasze argumenty i osiągać kompromisy z innymi federacjami.
Lewiatan to organizacja, która skupia różne firmy z różnych branż, bardzo często takie, które mają rozbieżne interesy. Jak państwo ustalają wspólne stanowisko oraz to, za czym lobbować?
W centrali w Warszawie pracują eksperci, którzy zajmują się różnymi obszarami, np. kwestiami cyfrowymi, społecznymi, związanymi z gospodarką w obiegu zamkniętym czy energią. Rozmawiają bezpośrednio z firmami i uzgadniają wspólne stanowisko. Jeśli interesy są całkowicie rozbieżne, co się zdarzyło np. w sprawie prawa autorskiego, wspólnego stanowiska możemy nie mieć.
W jaki sposób państwa organizacja dba o interesy polskich firm? Co konkretnie robi?
Podam przykład: osiągnęliśmy ostatnio sukces w sprawie mechanizmu SPC Manufacturing Waiver. Chodzi o to, by nasze firmy farmaceutyczne mogły produkować leki generyczne na eksport do krajów trzecich w okresie obowiązywania dodatkowego świadectwa ochronnego po patencie. Wcześniej nie było to możliwe, a teraz polskie firmy będą mogły zaczynać produkcję eksportową w okresie tych pięciu dodatkowych lat. To jest bardzo ważne dla naszych przedsiębiorstw i duży sukces Lewiatana.
Rozmawiali państwo o tych kwestiach z poszczególnymi europosłami?
Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, przedstawialiśmy argumenty. Takie kontakty z różnymi interesariuszami, wsłuchiwanie się w ich argumenty to normalny element pracy posłów. Jeśli są sensowne i jesteśmy w stanie przekonać parlamentarzystów, to nie ma w tym nic nagannego. Bo lobbing — jeżeli się odbywa według czystych i czytelnych reguł — jest czymś naturalnym. We wspomnianej kwestii mieliśmy bardzo duże wsparcie np. posła Tadeusza Zwiefki czy Kosmy Złotowskiego.
Czy spotykają się państwo tylko z polskimi europarlamentarzystami?
Nie tylko, choć rzeczywiście najczęściej z polskimi. Myślę, że do interesów polskich firm i polskich pracodawców łatwiej przekonać Polaków. Oczywiście jeżeli sprawa wymaga otwarcia na przedstawicieli innych krajów, to działamy też w sposób szerszy.
Jak układa się współpraca z tymi parlamentarzystami?
Generalnie dobrze. Oczywiście z niektórymi osobami współpracuje się łatwiej, z niektórymi trudniej. To zależy m.in. od tego, kto pracuje w jakiej komisji i na ile ważne są dla niej sprawy biznesu. Bardzo ważne z naszego punktu widzenia są np. Komisja ENVI zajmująca się środowiskiem i bezpieczeństwem, zdrowiem publicznym, Komisja Employment zajmująca się sprawami społecznymi, ITRE, ECON, Komisja Budżetowa. Współpracę z członkami tych komisji oceniam dobrze, ale liczymy na jeszcze lepszą w kolejnym rozdaniu.
Skąd nadzieja?
Polska gospodarka jest coraz silniejsza, nasze firmy coraz lepiej sobie radzą na rynku unijnym, więc nasz głos automatycznie powinien być coraz bardziej słyszalny w UE. Przeprowadziliśmy nawet ankietę wśród firm i zapytaliśmy o ich oczekiwania dotyczące kolejnego parlamentu. Na czoło wysuwają się kwestie jednolitego rynku, przeciwdziałania protekcjonizmowi państw, działania na rzecz zmniejszania barier biurokratycznych. Mamy mocny mandat od firm i wydaje mi się, że jest tu naprawdę spore pole do popisu.
Czyli wbrew temu, co czasami można usłyszeć, polskie przedsiębiorstwa mają powody do tego, żeby z nadzieją patrzeć w przyszłość?
Myślę, że tak. W naszych firmach jest spora energia, spory dynamizm i głód sukcesu. Wydaje się więc, że to jest swego rodzaju trampolina do tego, by osiągać jeszcze większe sukcesy.