W polskiej gospodarce dominują branże o niskiej produktywności, a jednocześnie znaczenie najbardziej wydajnych przedsiębiorstw jest relatywnie niskie. Branże z wysoką produktywnością (wartość dodana na godzinę pracy przekraczająca 72 EUR) tworzą w Polsce zaledwie 5,8 proc. wartości dodanej, co pokazuje skalę wyzwania rozwojowego.
Dla porównania — w Czechach odsetek ten wynosi już 20,9 proc., średnia unijna sięga 23,1 proc., a w Niemczech aż 39,3 proc. Na Węgrzech (6,0 proc.), w państwach bałtyckich (9,6 proc.) i na Słowacji (14,8 proc.) te odsetki też są wyższe. W państwach wyznaczających granicę technologiczną świata, czyli w najwyżej rozwiniętych gospodarkach, takich jak Belgia czy Holandia, osiągają poziom przekraczający 50 proc. Nie są to może przełomowe dane, ale doskonale obrazują dystans dzielący Polskę od gospodarek wyżej rozwiniętych – znacznie wyraźniej niż standardowa (średnia) miara produktywności na pracownika.
Nasuwa się jednak naturalne pytanie: czy ta struktura produktywności ulega zmianie? I tak, i nie.
Nie – bo widać pewną hermetyczność. Udział najbardziej produktywnych sektorów w generowaniu PKB pozostaje w Polsce wręcz niezmienny od dekady. Co ciekawe, w tym samym okresie w Czechach i na Węgrzech odnotowano znaczący wzrost tego udziału po pandemii. Skąd ta różnica? Głębsza recesja, która dotknęła te gospodarki podczas pandemii, stworzyła warunki do wyłonienia się mechanizmu, który Joseph Schumpeter nazwał kreatywną destrukcją – recesja eliminuje z rynku podmioty najmniej efektywne, jednocześnie uwalniając kapitał ludzki i fizyczny, który następnie przepływa do firm o wyższej produktywności.
Ten oczyszczający efekt kryzysu, potwierdzony empirycznie choćby w badaniach portugalskiego sektora przedsiębiorstw, mógł właśnie zadziałać w gospodarkach naszych południowych sąsiadów. Z drugiej strony to nasza gospodarka szybciej rośnie po pandemii niż gospodarka Czech i Węgier. Czyli to, co dobre w krótkim okresie dla efektywności firm i twórczej destrukcji, nie zawsze jest dobre dla gospodarki ogółem.
Tak – bo transformacja w polskim sektorze przedsiębiorstw niewątpliwie zachodzi. Gdyby było inaczej, produktywność stałaby w miejscu, podczas gdy faktycznie szybko rośnie. Kluczowe jest to, że firmy o średniej produktywności systematycznie wypierają te o niskiej. Innymi słowy, przybywa podmiotów o coraz wyższej efektywności, brakuje jednak znaczących przetasowań na samym szczycie rozkładu.
Może być tak, że w Polsce transformacja w kierunku gospodarki zdominowanej przez wysoko produktywne firmy postępuje, ale stabilnie. To bardziej ewolucja niż rewolucja. Droga do wysokiej produktywności kraju nie jest jednak prosta ani uniwersalna – gdyby istniał jeden sprawdzony wzorzec, Polska dawno już by go wdrożyła. Choć pewne fundamenty są wspólne dla wszystkich gospodarek (stabilność makroekonomiczna, sprawne instytucje), każde państwo musi odnaleźć własną ścieżkę.
Pewnym katalizatorem zmian może okazać się znaczący wzrost realnego kursu złotego, przekładający się na wyższe ceny polskich dóbr dla zagranicznych odbiorców. Historycznie niski realny kurs walutowy ukierunkował naszą gospodarkę na wytwarzanie stosunkowo prostych, mało złożonych produktów. Nie jest przypadkiem, że w Czechach złożoność produkcji i eksportu systematycznie rosła przez ostatnie dekady, podczas gdy w Polsce pod tym względem mieliśmy stagnację. Ale obecnie obserwowana zmiana relacji kosztów pracy może odwrócić ten niekorzystny trend. A jesteśmy na to przygotowani: możemy produkować więcej złożonych rzeczy (co powoli robimy), bo mamy dobrze wykwalifikowanych ludzi.
*Nota metodologiczna. Dla lat 2008-22 dostępne są wyłącznie dane o wartości dodanej na pracownika (nie na godzinę pracy) oraz na dwucyfrowym poziomie klasyfikacji NACE, a nie na bardziej szczegółowym poziomie trzycyfrowym. Dla zobrazowania tej różnicy – kod dwucyfrowy C26 obejmuje całą 'Produkcję komputerów, wyrobów elektronicznych i optycznych', podczas gdy kody trzycyfrowe pozwoliłyby wyodrębnić np. C261 (produkcja elektronicznych komponentów) czy C262 (produkcja komputerów i urządzeń peryferyjnych). Pierwszy wykres dotyczy wydajności pracy na godzinę i poziomu trzycyfrowego (bardziej szczegółowego), podczas gdy wykresy 2 i 3 dotyczą wydajności na pracownika i poziomu dwucyfrowego (mniej szczegółowego).