Krzysztof Czeszejko-Sochacki, adwokat, obecnie szef Kancelarii Sejmu RP, uważa, że zagraniczne firmy świadczące w naszym kraju usługi prawne prowadzą nieczystą walkę z polskimi kancelariami. Chodzi m.in. o reklamę tego typu usług, której w Polsce zabraniają obowiązujące zasady etyki wykonywania zawodu adwokata i radcy prawnego. Poza tym, nasi prawnicy mają bardzo ograniczony dostęp do poważnych kontraktów i zarabiają dużo mniej od zachodnich konkurentów.
- Dlaczego został Pan szefem Kancelarii Sejmu? Czy źle Panu było w biznesie prawniczym?
— Nieee! Było bardzo dobrze. Tylko gdzieś w środku poczułem potrzebę zmiany. Myślę, że 21 lat w adwokaturze to wystarczający czas na to, żeby w końcu spróbować coś w życiu zmienić, nauczyć się czegoś nowego, a może coś jeszcze osiągnąć... Nie myślę tutaj o jakimś spektakularnym sukcesie, ale o samorealizacji, o zaspokojeniu ambicji.
- I nie kierował się Pan interesem czysto materialnym? Nie chce mi się wierzyć.
— Wręcz przeciwnie! W sensie materialnym straciłem na tym — delikatnie mówiąc — bardzo dużo. Ale mam tak stabilną sytuację majątkową, że przepraszam za określenie „stać mnie na to”, żeby pełnić tę funkcję.
- Nikt Panu nie zarzucał, że przyszedł Pan do Sejmu po to, żeby formalnie nie zarabiać, ale gdzieś w szarej strefie zbijać kokosy?
— Akurat z tego punktu widzenia to stanowisko jest szczęśliwe. Nie daje raczej nikomu możliwości pomówienia mnie o cokolwiek, chociaż... generalnie pomówić można każdego o wszystko. Zresztą nie mam styku ze zdarzeniami, które mogłyby nasuwać poważną wątpliwość co do uczciwości czy rzetelności wykonywania moich obowiązków. Poza tym, mówiąc już zupełnie wprost: nie potrzebuję szukać dodatkowych źródeł korzyści ani „znajomościowych”, ani finansowych, ani żadnych innych. Mam ten komfort, że przy ustabilizowanej sytuacji życiowej mogę poświęcić się nowej pracy.
- A co ze starą? Tęskni Pan? Interesuje Pana jeszcze rynek usług prawnych? Co tam się ciekawego dzieje? Jak Pan ocenia jakość usług świadczonych przez polskich adwokatów? Dlaczego...
— Spokojnie. Może po kolei. Co do jakości usług, to na pewno nie będę oryginalny, jeżeli stwierdzę, że pozostawia ona jeszcze wiele do życzenia. Trzeba jednak pamiętać, że poziom naszych prawników jest oczywiście zróżnicowany, jak w każdym środowisku zawodowym. Co do rynku, to myślę, że co najmniej od 10 lat życie zawodowe adwokatów i radców prawnych, czyli podmiotów, które świadczą pomoc prawną, staje się coraz trudniejsze.
- To dziwne, bo mogłoby się wydawać, że im się polepszyło i to znacznie. Dlaczego jest tak źle?
— Przede wszystkim dlatego, że walka o klienta jest walką nieuczciwą.
- Jak to?
— Są firmy, którym wolno więcej.
- Czyli?
— Firmy — w tym konsultingowe — z dużym kapitałem zagranicznym, które, nie wiem, czy pan zauważył, często prowadzą bardzo brutalną reklamę swoich usług.
- Na czym niby ta brutalność polega?
— Chociażby na zamieszczaniu informacji w ogłoszeniach prasowych o świadczeniu takich, a nie innych usług.
- Cóż w tym złego? To chyba normalne.
— Nie, proszę pana, to nie jest normalne. Adwokatom i radcom prawnym nie wolno się reklamować. W ogóle! A jakoś dziwnie dzieje się tak, że te firmy reklamują świadczone przez siebie usługi prawne...
- A istnieje zakaz takiej reklamy?
— Oczywiście. W zasadach etyki wykonywania zawodów adwokata i radcy prawnego tego rodzaju zakaz jest bardzo czytelny.
- Ale chyba nie ma konkretnego zapisu prawnego?
— Można np. zawiesić w Internecie stronę z informacją, że kancelaria istnieje i dodać do tego podstawowe informacje o firmie. W prasie można się tylko wtedy ogłosić, kiedy informujemy na przykład o zmianie adresu siedziby kancelarii. To jest oczywiście tylko pretekst do tego, żeby się zareklamować, ale pod pewnymi rygorami i też przy założeniu, że stało się coś, co powoduje taką konieczność.
- Tak. Ale chciałbym żebyśmy coś wyjaśnili. Mówi Pan o kodeksie etycznym czy o ustawie — konkretnym przepisie prawnym, który zabrania kancelariom reklamy? Bo jeżeli o kodeksie etycznym, to nie mamy się o co sprzeczać. Dlatego, że zachodnie firmy może i łamią polską etykę, ale nie łamią obowiązującego w naszym kraju prawa.
— Mówię o zasadach etyki wykonywania zawodu.
- A jednak.
— Ale one są obowiązujące! One wynikają z ustawy o adwokaturze, która upoważnia Naczelną Radę do określenia takich zasad.
- To co grozi za ich łamanie?
— Odpowiedzialność dyscyplinarna.
- To znaczy, co?
— Od nagany po wydalenie z adwokatury. Ale to jest tylko pierwszy aspekt szkodliwego działania zachodnich kancelarii w Polsce. Przecież część spraw w ogóle nie dociera do polskich prawników. Osoby wykonujące ten zawód często nie mają nawet możliwości dotarcia do poważnych zleceń. Dlatego, że z góry zakłada się kto, jaką firmę obsługuje.
- Przypuszczam, że chodzi Panu po prostu o rozwiązania sieciowe, które na każdym rynku lokalnym budzą kontrowersje.
— Tak jest. Międzynarodowe grupy kapitałowe wchodzą do Polski ze swoimi kancelariami. Ale mało tego. Przy zamówieniach publicznych, gdzie polski prawnik mógłby się właściwie zaprezentować, najczęściej nie bierze się go w ogóle pod uwagę.
- Może jest gorszy?
— Nie. Często się po prostu słyszy: wasza firma jest za mała do obsługi tego projektu. Tymczasem możliwości polskich kancelarii są ograniczane przez pewne bariery, polegające choćby na tym, że trudno jest zatrudnić adwokata czy radcę prawnego, bo wówczas nie może on występować przed sądem. Wobec tego w kancelarii polskiej byłby on tylko w połowie użyteczny. W firmach zagranicznych natomiast jakoś nie zwraca się na to uwagi. Możliwość poważnego konkurowania z nimi jest delikatnie mówiąc trudna, a w wielu przypadkach po prostu beznadziejna. Co więcej, docierają do mnie informacje, że część firm zagranicznych nie wykonała ustawowego obowiązku dostosowania swojej formy, składu osobowego i przedmiotu działalności do obowiązujących przepisów z 1997 r.
- Ile zarabia zachodni prawnik?
— Jeżeliby pan przeanalizował, jakie stawki za prowadzenie spraw, albo też stawki godzinowe, funkcjonują w firmach zagranicznych, a jakie przy świadczeniu usług przez polskich prawników, to jest to przepaść. Godzina pracy prawnika z zagranicznej firmy funkcjonującej w Polsce kosztuje średnio 300-400 USD, a czasami sięga nawet 500 USD. Niektórzy mówią, że więcej, ale myślę, że to już jest chyba przesada.
- A gdybyśmy to mieli porównać z polskim cennikiem?
— Gdyby to przeliczyć znowu na godziny, no to byłoby jakieś 100, góra 200 USD za godzinę.
- Jak te wszystkie dysproporcje przekładają się na rynek?
— Teraz może powiem coś, co będzie dla niektórych niepopularne, ale moim zdaniem przez to niestety obniżany jest poziom świadczonych usług.
- Czyżby?
— Oczywiście. Dlatego, że adwokaci i radcy prawni, którzy są bardzo dobrze przygotowani do świadczenia takich usług nie są do nich dopuszczani.
- Może jednak są dopuszczani właśnie dzięki temu, że są zatrudniani w zachodnich kancelariach?
— Najczęściej zatrudniani są tam młodzi ludzie. Oczywiście nie tylko, bo jest też spora grupa doświadczonych prawników współpracujących. Głównie jest to jednak młodzież o różnym stopniu wykształcenia, ale przede wszystkim o niewielkim doświadczeniu zawodowym. Nie wiem, czy pan wie, że w takich firmach zdarza się, że realizacją projektu kieruje osoba, która nie ma zielonego pojęcia o polskich realiach. Często mamy do czynienia z sytuacjami, w których stykamy się z projektami umów, które są kompletnie nieczytelne. Te firmy, czy ci prawnicy starają się w szybkim tempie dostosować do naszych realiów, wzorując się na jakichś amerykańskich czy zachodnioeuropejskich umowach. Umowa przygotowana przez nich jest zazwyczaj niekompletna, niespójna, szarpana.
- Ale z drugiej strony, jest to być może przejaw słabości polskiego prawa, czyli tego, że nie jest ono wciąż dopasowane do standardów zachodnich?
— Pewnie tak i dlatego nie jestem zupełnie bezkrytyczny wobec polskich prawników. Racjonalnym rozwiazaniem tego problemu może być wymiana doświadczeń i wzajemne zrozumienie, co w efekcie może dać pozytywne rezultaty dla obu stron — już w ramach Unii Europejskiej.
- Wróci Pan jeszcze kiedyś do tego biznesu?
— Zobaczymy, jak się tutaj odnajdę, jak mnie będą postrzegać inni i co z tego wyjdzie.
Krzysztof Kazimierz Czeszejko-Sochacki
urodził się 3 października 1954 r., jest żonaty, ma syna Wiktora (student II roku WPiA UW). W 1978 r. ukończył studia magisterskie na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Jest adwokatem od 1983 r., w latach 1992-2001 był właścicielem kancelarii adwokackiej. W latach 1993-97 piastował funkcję sędziego Trybunału Stanu. Od 1997 r. jest wiceprezesem Krajowej Izby Gospodarczej (KIG), a w 1999 r. został wiceprezesem Sądu Arbitrażowego, działającego przy KIG-u. 1 listopada 2001 r. objął stanowisko szefa Kancelarii Sejmu RP. Wielokrotnie odznaczany, m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
