Zagranica zaczyna doważać polskie aktywa

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2023-10-20 06:00

Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, mówi o powyborczym paliwie do wzrostu na giełdzie i o potencjalnych beneficjentach zmiany władzy.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Indeksy na GPW zaczęły rosnąć na kilka dni przed wyborami, ale na poważnie wystrzeliły w powyborczy poniedziałek. Jak rozumiem, rynek do ostatniej chwili obstawiał raczej inny wynik?

Sebastian Buczek: Można powiedzieć, że częściowo optymistyczny wynik był dyskontowany przez warszawską giełdę, bo zaczęło rosnąć jeszcze przed wyborami, natomiast rezultat głosowania okazał się lepszy od oczekiwań rynkowych, stąd bardzo gwałtowny wyskok w poniedziałek i we wtorek. WIG znalazł się na poziomie powyżej 70 tys. pkt, zbliżając się do najwyższego poziomu w tym roku zanotowanego pod koniec lipca.

Czy powyborczy skok indeksów jest uzasadniony i czy utrzyma się w średniej perspektywie? Przecież ani sytuacja gospodarcza, ani otoczenie nie zmieniły się w żaden sposób w dzień wyborów...

Rynki mają tendencję do tego, że lubią dyskontować przyszłość, więc wynik wyborów rozpalił umysły przynajmniej części inwestorów zagranicznych. Jest to dość fundamentalna zmiana po ośmiu latach rządów PiS i po takiej sytuacji, że w trzecim kwartale ubiegłego roku — również w rezultacie wojny w Ukrainie — niektórzy inwestorzy zagraniczni całkowicie zamykali ekspozycję na rynek polski, sprzedając ostatnie akcje. Wydaje się, że wygrana opozycji w tych wyborach otwiera nowy rozdział. Wielu inwestorów zagranicznych jest po prostu mocno niedoważonych, czyli ma w portfelach mało polskich akcji i obligacji. To zdarzenie polityczne powoduje, że o Polsce będzie mówiło się teraz znowu lepiej. Może to powodować, że część inwestorów będzie swoje niedoważenie zamykać, co oznacza popyt na polskie akcje i obligacje — i to nie tylko na poniedziałkowej czy wtorkowej sesji, ale w dłuższym okresie.

W kontekście tego niedoważenia polskich aktywów... Sam pan wspomniał, że wynikało ono przynajmniej częściowo z wojny w Ukrainie. Czy faktycznie inwestorzy zagraniczni niedoważali pozycje w Polsce z powodu jakości naszych władz?

Na pewno konflikt polskich władz z Unią Europejską w ostatnich latach nie pomagał. Na pewno też wybuch wojny był przysłowiowym gwoździem do trumny w przypadku niektórych inwestorów z zagranicy. To spowodowało, że inwestujące w naszej części Europy różne fundusze były zamykane. Turcja wcześniej wypadła z orbity zainteresowań, wybuch wojny natomiast spowodował, że inwestorzy zagraniczni musieli zamykać się na innym dużym rynku, czyli w Rosji. Z większych rynków w naszej części Europy w zasadzie pozostawała tylko Polska, ale z taką polityką, która prowadziła coraz bardziej w kierunku wyjścia z Unii Europejskiej. W związku z tym część inwestorów zagranicznych zdecydowała się w ubiegłym roku zamykać pozycje i fundusze w tej części kontynentu. Wydaje się, że teraz przynajmniej część tych inwestorów będzie wracać z nadzieją, że to, co się wydarzyło w niedzielę wyborczą, jest nowym otwarciem — i to otwarciem nie na najbliższe miesiące, lecz na najbliższych kilka lat. Można zakładać, że kapitał będzie płynął tylko w naszą stronę — inwestorzy z zagranicy nie mieli polskich akcji i obligacji, to nie mają czego sprzedawać, mają natomiast dużo miejsca na polskie aktywa i powinni je kupować. Tym bardziej że wyceny polskich akcji nadal są atrakcyjne. Dobre przykłady to banki czy Orlen. Mimo wzrostów i po wyborach, i we wcześniejszych miesiącach w przypadku banków cały czas potencjał wzrostowy oceniamy na poziomie od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu procent. Nasza prognoza, że WIG dojdzie do poziomu 80 tys. pkt, wydaje się uzasadniona — i to w wariancie bazowym, a nie optymistycznym. Polscy inwestorzy powinni się cieszyć: mamy wreszcie szansę na to, by zachowywać się lepiej niż rynki zagraniczne, w tym rynek amerykański.

Na GPW najwyraźniejszymi beneficjentami zmiany władzy są banki i spółki skarbu państwa. Na jak długo, pańskim zdaniem, takim spółkom starczy paliwa do wzrostów?

Tak jak wcześniej mówiłem — wydaje się, że to proces rozłożony w czasie. Mieliśmy do czynienia z pierwszą euforyczną reakcją w poniedziałek i wtorek, kiedy indeksy giełdowe rosły po kilka procent dziennie. Oczywiście nie będzie tak, że taka dynamika się utrzyma, będziemy mieli do czynienia z wolniejszym procesem dostosowawczym. Ponieważ inwestorzy z zagranicy mogą w zasadzie tylko kupować polskie aktywa, bo mają ich bardzo mało w portfelach, zakładamy że relatywne lepsze zachowanie warszawskiej giełdzie powinno być procesem wielomiesięcznym. Oczywiście wpływ na sytuację na GPW będą miały wydarzenia na giełdach światowych, szczególnie na giełdzie w Nowym Jorku. Nie będzie tak, że nam będzie rosło, gdy tam będzie spadać. Mówimy bardziej o pewnej relacji: jeżeli sytuacja na rynkach na świecie będzie z grubsza neutralna, to u nas powinna być nieco lepsza i polskie akcje powinny wreszcie zachowywać się mocniej. To wynika tak z niedoważenia inwestorów z zagranicy, jak też poziomu wycen, który jest bardzo niski. Dobrym przykładem jest największa spółka na GPW, czyli Orlen. Podstawowym rodzajem zysku, na który patrzą inwestorzy, jest EBITDA. Jeśli założymy, że w Orlenie wyniesie on w tym roku 40 mld zł, to wskaźnik, na który zwracają uwagę wszyscy, czyli EV/EBITDA, wyniesie 2. W przypadku porównywalnych spółek to poziom 3-3,5, a czasem nawet 4. To pokazuje, jak polskie spółki na skutek tego, co działo się w krajowej polityce i tego, co wydarzyło się w Ukrainie, są relatywnie niedrogie. Teraz wydarzenie polityczne, jakim są wybory, uruchamia siły, dzięki którym dyskonto, z jakim notowane są polskie aktywa, powinno się zmniejszać.

W dłuższej perspektywie rynek spodziewa się m.in. odblokowania pieniędzy z KPO. W jakich sektorach szukałby pan teraz niedowartościowanych beneficjentów zmiany nastawienia UE do Polski i zmiany polityki gospodarczej polskiego rządu?

Pewnie uwaga inwestorów jest w tym przypadku skierowana przede wszystkim na sektor budowlany, natomiast nie jest on najmocniejszy na warszawskiej giełdzie. W zasadzie mamy jedną spółkę, która z perspektywy dużych inwestorów zagranicznych jest odpowiednio duża i płynna, czyli Budimex. Pozostałe spółki są zbyt małe i ze względu na niską płynność nie są interesujące. Mogą być interesujące dla krajowych inwestorów. Problem z Budimeksem jest taki, że to obecnie spółka z kapitalizacją 12,5 mld zł, czyli patrząc po wynikach dość wysoką. Jest to na pewno bardzo dobra spółka, ale kurs w tym roku urósł o ponad 80 proc., więc potencjał do wzrostu niekoniecznie jest duży. W przypadku mniejszych spółek budowlanych krajowi inwestorzy będą mogli coś znaleźć, przy czym krótkoterminowe wyniki tych spółek są różne. Niektóre mają trudniejszy okres i wygląda to teraz nie najlepiej. Pieniądze z KPO i lepsze relacje z Unią Europejską są bardzo dobre z perspektywy całej gospodarki i większości sektorów reprezentowanych na GPW. Gdzie bym widział jakieś mankamenty? Pewnie w przypadku tych firm, które dużo eksportują. Złoty powinien się umacniać w dłuższym okresie do euro i dolara, więc eksporterom to nie będzie sprzyjać. Poza eksporterami poprawa relacji z UE i pieniądze z KPO powinny jednak działać stymulująco dla większości sektorów, pewnie na czele z sektorem budowlanym, który jednak nie jest najprostszy z inwestycyjnego punktu widzenia.

Rozmawiał Marcel Zatoński

Szukaj Pulsu Biznesu do słuchania w Spotify, Apple Podcasts, Podcast Addict lub Twojej ulubionej aplikacji

dziś: „Jak daleko akcje pojadą na wyborczym paliwie”

goście: Piotr Bielski – Santander Bank Polska, Jerzy Nikorowski – biuro maklerskie BNP Paribas, Sebastian Buczek – Quercus TFI, Andrzej Powierża – biuro maklerskie Banku Handlowego, Sobiesław Kozłowski – Noble Securities