Zagraniczna nie różni się od krajowej

Jacek Zalewski
opublikowano: 2007-05-11 00:00

W cieniu wojny o lustrację dzisiaj w Sejmie odbywa się całodzienna dyskusja o polskiej polityce zagranicznej. Z tej okazji posłowie i telewidzowie zobaczą bardzo rzadko wypowiadającą się publicznie minister Annę Fotygę. Dla niej będzie to ogromny stres, jako że szef MSZ w takiej debacie zwyczajowo odpowiada na wiele pytań, ale co najgorsze — samodzielnie. Pani minister trudno będzie dzwonić za każdym razem po obo-wiązującą wykładnię do Lecha Kaczyńskiego, który goszcząc w Krakowie prezydencki szczyt energetyczny, będzie raczej zajęty.

Ta doroczna debata, przeprowadzana nieprzypadkowo w okolicach rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej, miała przez wiele lat charakter dyskusji różniącej strony w szcze- gółach, ale godzącej w generaliach — ponieważ przez okres III RP polska polityka zagraniczna pozostawała w stanie równowagi, podtrzymywanej przez zmieniające się rządy i opozycję. Dopiero w IV RP jest zupełnie inaczej — obie strony toczą ostry spór o jej styl i skuteczność, obciążając się wzajemnie wywlekaniem krajowych sporów na forum międzynarodowe. Przykładem najnowszym jest przypadek europosła Bronisława Geremka, który po odmowie złożenia oświadczenia lustracyjnego nie wie, czy mandat będzie sprawował, czy jednak utraci. Siły patriotyczne po odzyskaniu MSZ obwiniają o krecią robotę międzynarodową korporację profesora G., która obecnie uderza ze zdwojoną siłą. W każdym razie tak złej atmosfery wokół Polski wśród społeczeństw państw unijnych nie było nie tylko od naszego wstąpienia do UE, ale od 1989 r.

Nie ma natomiast żadnych podstaw, aby stawiać tezę — oburzającą i wciąż nerwowo dementowaną przez braci Kaczyńskich — że polityka zagraniczna jest ich piętą achillesową. To rzeczywiście rażąca niesprawiedliwość — przecież zagraniczna nie różni się od wewnętrznej.