Wszedł do sali konferencyjnej działu kadr zakładu energetycznego General Dynamics w San Diego, aby poznać swój los – został zwolniony. Nie tak wyobrażał sobie podziękowanie firmy za 25 lat uczciwej pracy. Po żywiołowej kłótni Robert Mack, monter linii energetycznych, wyciągnął pistolet, zastrzelił HR-owca, który dał mu wypowiedzenie, oraz zranił swego bezpośredniego przełożonego, powodując u niego nieuleczalny paraliż. Później chodził po siedzibie przedsiębiorstwa, wymachując bronią i siejąc przerażanie wśród pracowników biurowych, którzy modlili się w duchu, by jak najszybciej popełnił samobójstwo, co zwykle następuje w takich sytuacjach. Ale nie, robotnik ochłonął i oddał się w ręce stróżów prawa.
Jest to człowiek niezrównoważony – orzekł dr Stevens Albrecht, ekspert od mobbingu, który w więzieniu przeprowadził jedyny wywiad z Robertem Mackiem. Czy za jego szaleńczym czynem kryła się jednak tylko chwiejna emocjonalnie osobowość?

Śledztwo ujawniło coś innego: desperat przez długi czas pracował w toksycznym środowisku, przeciążony obowiązkami i skazany na humory swych autorytarnych bossów. Ciągłe poganianie, ostra konkurencja i presja na wyniki – wszystko to podwyższało u sprawcy poziom stresu oraz zaogniało stan psychicznego pobudzenia. Bez wątpienia Robert Mack padł ofiarą wypalenia zawodowego i każdy sprawiedliwy sąd powinien uznać to za okoliczność łagodzącą.
Jak uchronić pracowników przed wypaleniem?
Cywilizacja kortyzolu
Za oceanem media rozpowszechniły termin „cywilizacja kortyzolu”. Dlaczego stężenie tego chemicznego związku, nazywanego hormonem stresu, zwiększa się we krwi pracowników?
Światło na sprawę rzuca międzynarodowe badanie Towers Watson Staying@Work Survey. Decydujące są trzy czynniki: naruszenie równowagi między życiem prywatnym i zawodowym (86 proc. wskazań), nadmiar zadań będący skutkiem ograniczania zatrudnienia (70 proc.) oraz coraz większy wpływ nowych technologii, przejawiający się m.in. w tym, że prawie 24 godziny na dobę jesteśmy do dyspozycji klientów lub szefów (63 proc.). Co trzeci ankietowany utyskiwał też na relacje ze współpracownikami.
Polska nie odbiega od światowych statystyk, a pandemia tylko podniosła wśród pracowników poziom nerwowości i strachu. U 71 proc. badanych przez HRK zwiększył się stres w porównaniu do ubiegłego roku. Najdotkliwiej odczuwają go zatrudnieni w korporacjach. Kobiety doświadczają go nawet kilka razy w tygodniu (38 proc.), a mężczyźni kilka razy w miesiącu (30 proc.). W 2020 r. polscy lekarze wystawili 385,8 tys. zwolnień z powodu depresji – to aż o jedną piątą więcej niż rok wcześniej.
Taki odsetek pracowników odczuwa obawę przed nagłą utratą pracy i środków do życia. Przed pandemią ten wskaźnik wynosił 52 proc. – wynika z tegorocznego raportu HRK „Stres w pracy“.
W czasach nowej normalności znaczenia nabrał zawód określany jako effectives & wellness coach. Wykonująca go osoba dba o dobrostan zatrudnionych. Tyle że swoją opieką otacza najczęściej kadrę zarządzającą. Tymczasem troski i wsparcia najbardziej potrzebują szeregowi pracownicy, a za najważniejsze świadczenie pozapłacowe uważają oni przyjazną atmosferę i ludzkie traktowanie.
– Wyzwaniem dla firm jest stworzenie takiego środowiska pracy, w którym pracownicy będą czuć się dobrze i bezpiecznie, niezależnie od miejsca pełnienia obowiązków: zdalnie czy z biura – potwierdza Adrianna Nowaczek, starszy konsultant w HRK Human Resources & Admin.
Skorzystaj z cyklu webinarów “Akademia Lidera”, 18 listopada - 15 grudnia 2021 >>
Odrzućmy sukces, skoro ceną za niego są rozwody, depresje i nerwice – wzywają lekarze, terapeuci i trenerzy biznesu. Zapominają o tym, że tylko niektórzy z nas się realizują i robią kariery. Jak pisał Reiner Maria Rilke: „Kto mówi o zwycięstwie? Przetrwanie jest wszystkim”. Wielu – jeśli nie większość – zmusza się codziennie do pracy i niemal wszystkie swe siły kieruje na to, by jej nie stracić. Jeśli trzeba znosić mobbing lub idiotyzmy szefa, trudno. Rachunki same opłacić się nie chcą.
Dlaczego pracodawcy bardziej troszczą się o przełożonych niż pracowników? Katarzyna Janczuk, trener biznesu, tłumaczy to powszechnym przekonaniem, że pierwszy w kolejce do zawału jest osobnik alfa – pnący się po szczeblach kariery boss, którego napędza ambicja. W odpowiedzi na ten pogląd mnożą się poradniki biznesowe, pełne pomysłów na przezwyciężenie „stresu lidera”. Sęk w tym, że kompetencje decyzyjne rzadko się wiążą z ponadprzeciętnym obciążeniem psychicznym, na który składają się napady paniki, huśtawki nastroju i spędzające sen z powiek zgryzoty.
– Szefowie są w najgorszym położeniu? Bez przesady. Kadra menedżerska dysponuje naturalną tarczą, którą są większe przywileje, lepsze zarobki i społeczny prestiż. Jeżeli komuś należałoby pomóc, to podwładnym, którzy nawet w połowie nie mają tak dobrej ochrony jak kierownicy – uważa Katarzyna Janczuk.
Z mitem o rozterkach (czy depresji) na szczycie rozprawia się Amy Cuddy w książce „Wstań! Skuteczny sposób, by zyskać pewność siebie i stawić czoło wyzwaniom”. Przyznaje, że są tacy przełożeni, którzy naprawdę nie oszczędzają się w pracy i nie brakuje im obaw. To jednak nie znaczy, że doświadczają większej presji niż ich podwładni. „Jeśli już, to raczej posiadanie faktycznej władzy wydaje się nas chronić przed lękiem”.
Prof. Cuddy porównała osoby z korporacyjnego świecznika: członków rządu i menedżerów wyższego szczebla ze „zwykłymi” przedstawicielami klasy pracującej. Pytała jednych i drugich, jak duży odczuwają strach, a następnie kazała pobrać od badanych próbki śliny, by zmierzyć poziom kortyzolu. Co się okazało? Im ktoś ważniejszą sprawował funkcję, tym mniejszy miał poziom hormonu stresu i deklarowanego lęku. U top menedżerów zaobserwowano także największe poczucie kontroli nad swoim życiem osobistym. W przeciwieństwie do osób ze służbowych dołów, ludzie z wierchuszki nawet w obliczu kryzysów nie wpadali w panikę.

Czy są jakieś dobre wieści dla ludzi ze średniej i niskiej półki zarządzania? Bez obaw: nie tylko eksponowane stanowisko może uchronić nas przed wypaleniem.
– Wystarczy nam władza wewnętrzna, polegająca na poczuciu sprawstwa, czyli wierze we własne kompetencje i głębokie przeświadczenie, że coś w firmie jednak od nas zależy – wyjaśnia Katarzyna Janczuk.
Z tego płynie jej rada, by niczym diabeł święconej wody unikać szefów, którzy tłamszą naszą inwencję i autonomię. Choć oczywiście nie zawsze jest to możliwe.
Napęd hybrydowy
Aby się wypalić, trzeba płonąć. I tylko krok dzieli entuzjazm od depresji, a maksymalne zaangażowanie od apatii. Najmniejsze rozczarowanie może zmienić idealistę w cynika i tytana pracy w malkontenta. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy zatrudnieni stwierdzają, że firma nie interesuje się ich stanem psychicznym.
– Regularnie pytamy naszych pracowników, czy stres w pracy jest na poziomie, z którym mogą sobie poradzić. Na tej podstawie projektujemy programy wspierające mentalnie nasze kadry – informuje Monika Toroszewska, kierownik ds. projektów HR w Carlsberg Polska.
Żeby wzmocnić niewidzialną ochronę pracownika, potrzeba jasnego komunikowania się kierownictwa z ludźmi, sensownego podziału obowiązków oraz zadowalających płac i dobrej atmosfery w zespole – dowiadujemy się z raportu HRK.
Wypalony pracownik jest jak wulkan – niegdyś aktywny, gorący, dziś wystygły i martwy, tylko od czasu do czasu zamiast lawy wypluwa popioły: zobojętnienie, pesymizm, marazm.
Wulkaniczna metafora świetnie oddaje przypadek pewnej niemieckiej psycholog – znanej z mediów, odnoszącej spektakularne sukcesy w swym fachu, pomagającej pozbierać się wielu osobom po traumach. Inny kierowca nie wyhamował na światłach. Niegroźna stłuczka wyzwoliła lawinę – nazajutrz kobieta postanowiła nie wychodzić z domu, a później coraz trudniej było jej zabrać się do pracy. Straciła pacjentów, bo kto chciałby się leczyć u kogoś, kto ma problemy z sobą? W dwa lata straciła praktykę, piękny dom i przyznane jej po rozwodzie prawo opieki nad dzieckiem.
Oprócz lęku przed utratą pracą najbardziej stresuje nas:
- nadmiar obowiązków
- zachowanie bezpośredniego przełożonego
- napięte terminy
- brak wystarczających kompetencji do realizacji zadań
- popełnienie błędu oraz wynikających z tego przykrych konsekwencji
- brak rozwoju
- wypalenie zawodowe
- brak szacunku
Na podstawie: raport HRK „Stres w pracy“
To częsty los altruistów. Pracują bez opamiętania, poświęcają się dla innych, odmawiając sobie przyjemności, odpoczynku i relaksu. Troszczenie się o siebie uznają za samolubne. Mimo uszu puszczają ostrzeżenia, że firma nie odpłaci im miłością bez względu na to, ile serca w wkładają w swą pracę. Aż spotyka ich zawód podobny do tego, który był udziałem Roberta Macka.
Dla tzw. dawców pocieszające jest to, że łatwo mogą opuścić grupę wysokiego ryzyka. Powinni tylko wykorzystać napęd hybrydowy, używając określenia Billa Gates’a – to połączenie dwóch potężnych mechanizmów: interesu własnego i troski o innych. Przykład? Wykonywanie żmudnych obowiązków można potraktować jako niezbędny element rozwoju. Jeżeli pogodzimy altruizm z właściwie rozumianym egoizmem, nie tylko ochronimy się przed wypaleniem, ale też zwiększymy swoje szanse na satysfakcjonującą karierę.
Jest tylko jedno ale: to, co wygląda na altruizm zatrudnionego, często jest presją wywieraną przez menedżera. Mądry szef wie, że z wymaganiami nie może przesadzać.