Zaostrza się walka o zakłady Kani

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2019-08-28 22:00

Szef mięsnej spółki atakuje Alior Bank i twierdzi, że ma pomysł na przyszłość. Wierzyciele zachowują sceptycyzm

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Kiedy spodziewane jest głosowanie rady wierzycieli Zakładów Mięsnych Henryk Kania
  • Na czym polega spór właściciela spółki z Aliorem
  • Jakie pomysły na ratowanie firmy ma Henryk Kania
  • Jaka jest rola "szwajcarskiego" funduszu

Zegar tyka, ale na wiążące decyzje jest wciąż za wcześnie. Według naszych informacji w środę rada wierzycieli Zakładów Mięsnych Henryk Kania nie przystąpiła do głosowania nad możliwymi scenariuszami ratowania spółki przed upadłością i ofertami firm, które są zainteresowane wznowieniem działalności produkcyjnej.

— Głosowanie będzie możliwe w przyszłym tygodniu — usłyszeliśmy od osoby obecnej na posiedzeniu rady.

Jak pisaliśmy we wczorajszym wydaniu „PB”, prawo głosu na posiedzeniach rady wierzycieli mają przedstawiciele Alior Banku i Citi Handlowego, a także prezydent Pszczyny, przedstawiciel Roberto Piniego (dużego dostawcy spółki) oraz mniejszych wierzycieli. Na stole znalazły się trzy propozycje ratunkowe: Henryka Kani oraz konkurentów z Cedrobu i Tarczyńskiego. Każda z nich zakładała znaczną redukcję długów spółki.

Decyzja musi zapaść szybko, bo w ramach przyspieszonego postępowania układowego Kani, które otworzono w czerwcu, tymczasowy nadzorca sądowy powinien do 30 sierpnia przedstawić uzgodniony z wierzycielami plan restrukturyzacji.

Przypomnijmy, że Henryk Kania proponuje wydzierżawienie zakładów produkcyjnych przez spółkę celową, która miałaby za to płacić 90 proc. zysku EBITDA. Zapewnia, że ma podpisane listy intencyjne m.in. z właścicielem sieci Biedronka, zapewniające popyt na produkcję. Cedrob, który jest kilkukrotnie większy od Kani, również proponuje dzierżawę zakładów i odkupienie zorganizowanej części przedsiębiorstwa po wygaśnięciu dzierżawy. Tymczasem Tarczyński chce sfinalizować transakcję od razu i kupić trzy z czterech zakładów spółki oraz kilka nieruchomości za 120 mln zł.

Tego, który plan i czy któryś w ogóle znajdzie uznanie w oczach wierzycieli, nadal nie wiadomo, a poszczególne grupy interesów są dalekie od porozumienia. Najmocniej iskrzy na linii Henryk Kania — Alior Bank. Przedsiębiorca mocno krytykuje bank i oskarża go o złą wolę, a bank powątpiewa w rzetelność i wiarygodność przedsiębiorcy, a także w realność zaprezentowanego przez niego scenariusza i prawdopodobieństwo osiągnięcia przez spółkę celową rentowności. Pod koniec lipca Alior złożył nawet zawiadomienie do prokuratury, przez osoby działające w imieniu spółki, „w związku z ubieganiem się o udzielenie i zwiększenie finansowania” i zwracał uwagę na to, że audytor odmówił podpisania się pod sprawozdaniem finansowym spółki.

W rozmowie z „PB” Henryk Kania wspomina m.in. o szwajcarskim funduszu, który miałby wesprzeć kapitałowo spółkę dzierżawiącą zakłady. „Szwajcarskość” tego funduszu jest jednak dyskusyjna. W rejestrze spółek jednym z dwóch jego reprezentantów jest polski radca prawny, a domena internetowa funduszu została zarejestrowana w marcu tego roku przez polską spółkę i jest utrzymywana na polskich serwerach. Wiadomo o jednej inwestycji funduszu — w polskiego dewelopera powierzchni magazynowych. Dla dużych wierzycieli najbardziej optymalnym scenariuszem może okazać się przedłużenie postępowania układowego i rozpoczęcie konkurencyjnego procesu między inwestorami, którzy mogliby przeprowadzić w spółce due dilligence przed złożeniem wiążącej oferty.

833 mln zł Takie jest łączne zadłużenie Zakładów Mięsnych Henryk Kania.

ROZMOWA Z HENRYKIEM KANIĄ, GŁÓWNYM AKCJONARIUSZEM, SZEFEM RADY NADZORCZEJ I TYMCZASOWYM PREZESEM ZAKŁADÓW MIĘSNYCH HENRYK KANIA

Szykowaliśmy się na kłopoty

„Puls Biznesu”: Ma pan plan ratunkowy dla spółki. Dlaczego dopiero teraz?

Henryk Kania: Plan był gotowy już w maju i przedstawiliśmy go wtedy bankom. Z niezrozumiałych dla mnie powodów go odrzuciły. Fundamentem planu jest prowadzenie działalności produkcyjnej przez spółkę celową. Spółka celowa dzierżawi zakłady, jednocześnie inwestuje w nią szwajcarski fundusz typu mezzanine. Główne założenia planu nie zmieniły się więc od maja. Również w maju informowaliśmy banki, że wynegocjowaliśmy z największymi odbiorcami nowe, bardzo korzystne dla spółki terminy płatności oraz wyższe ceny odbioru naszych produktów.

I to miałoby wystarczyć?

Te dwa czynniki miałyby istotny wpływ na uzdrowienie płynności spółki. Od dawna było wiadomo, że spółka w związku z dynamicznym rozwojem i inwestycjami nie ma najlepszej płynności, więc w trudnym otoczeniu, przy rosnących cenach surowca, może mieć kłopoty. Przygotowywaliśmy się na to i jestem przekonany, że gdyby nie zablokowano nam rachunków bankowych,latem zdołalibyśmy wyjść na prostą w ciągu trzech miesięcy.

Czemu teraz wierzyciele mieliby zgodzić się na pański plan, skoro odrzucili go wcześniej?

Uważam, że nasza propozycja jest najlepszym możliwym rozwiązaniem dla szerokiej grupy wierzycieli spółki: nie tylko banków, ale też obligatariuszy, dostawców czy akcjonariuszy. Po wstępnym odrzuceniu naszego planu próbowałem zacząć od drugiej strony — podpisaliśmy listy intencyjne z dostawcami i odbiorcami, gwarantujące spółce celowej dobre ceny i dużo lepsze terminy płatności. W przypadku akceptacji tego scenariusza produkcja mogłaby być wznowiona z dnia na dzień, a pieniądze odzyskać mogliby nie tylko najlepiej zabezpieczeni wierzyciele, czyli banki. W przypadku ofert Tarczyńskiego i Cedrobu pieniądze stracą wszyscy poza bankami, a nie jest też wcale pewne, czy banki odzyskają swoje.

Konkurenci, którzy chcą przejąć albo wydzierżawić zakłady produkcyjne, mają finansowanie lub mogą zdobyć je z banków. A pan?

Nasz model, opracowany przy udziale Deloitte’a i kancelarii LSW, zakłada, że spółka celowa będzie w dużej mierze finansować się sama — przy krótkich terminach płatności od odbiorców z płynnością nie będzie problemów. Pieniądze na kapitał obrotowy spółki celowej zapewni fundusz inwestycyjny, który może też wejść kapitałowo do spółki akcyjnej. Docelowo spółka akcyjna miałaby wchłonąć spółkę celową, spłacić na jak najlepszych warunkach wierzycieli i dalej funkcjonować. Zakładamy, że do wierzycieli mogłoby dzięki temu trafić około 250 mln zł.

Wierzyciele, zwłaszcza banki na czele z Aliorem, mogą jednak nie być zainteresowani realizacją tego scenariusza.

To by znaczyło, że Alior myśli tylko o sobie i nie interesuje go, czy inni, niezabezpieczeni wierzyciele dostaną pieniądze. Po drugie, odrzucenie naszej oferty świadczyłoby o tym, że bank nie chce odzyskać swoich pieniędzy. Z naszych wyliczeń wynika, że Alior, przyjmując ofertę Tarczyńskiego, zgadza się na to, że odzyska mniej niż 10 proc. pieniędzy. W przypadku naszej oferty może odzyskać kilkakrotnie więcej. Odrzucając naszą propozycję, działaby nieracjonalnie, chyba że jest drugie dno, którego dzisiaj nie znamy.

Złe emocje i negatywne nastawienie można jednak zrozumieć. Audytor nie podpisał się pod raportem rocznym pańskiej spółki, a na liście jej problemów czołowe miejsce zajmuje sprawa Rubin Energy — kontrahenta, którego należności przekroczyły 300 mln zł, ale ich nie ściągano. Pojawiły się oskarżenia o wyprowadzanie pieniędzy.

Sprawa Rubina ma proste wytłumaczenie. Chcieliśmy rozwijać się w nowych segmentach rynku, ale ze względu na wysokie zadłużenie nie mogliśmy pozwolić sobie na kolejne inwestycje. Dlatego nawiązaliśmy bliską współpracę z Rubinem, którego twórcy zainwestowali w nowoczesny zakład, produkujący głównie dla nas. Samodzielnie byśmy tego nie zrobili i w efekcie nie rozwinęli oferty, ale skala inwestycji chyba przerosła Rubina. Dla nas miało to strategiczny sens i uważaliśmy wtedy, że sytuacja była pod kontrolą. Oczywiście wszystkie niejasności związane z tą sprawą trzeba wyjaśnić.