Stopa bezrobocia okazała się niższa od prognoz, a niespodzianka w tych danych to rzadkość. Co się dzieje na rynku pracy, tłumaczy Ignacy Morawski, główny ekonomista “PB”.
Najnowsze dane z rynku pracy wskazują, że firmy na razie nie zareagowały na jesienne pogorszenie warunków gospodarczych zwolnieniami pracowników. A przynajmniej nie na taką skalę, która byłaby widoczna w danych makroekonomicznych. Mogą być dwie przyczyny odporności miejsc pracy. Jedna jest taka, że firmy jeszcze nie zdążyły zareagować. Druga – bardziej prawdopodobna – że sytuacja gospodarcza jest lepsza od oczekiwań i listopadowe restrykcje nie uderzyły bardzo mocno w firmy.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł7,90 zł/ miesiąc
przez pierwsze 3 miesiące
Chcesz nas lepiej poznać?Wypróbuj dostęp do pb.pl przez trzy miesiące w promocyjnej cenie!
Stopa bezrobocia okazała się niższa od prognoz, a niespodzianka w tych danych to rzadkość. Co się dzieje na rynku pracy, tłumaczy Ignacy Morawski, główny ekonomista “PB”.
Najnowsze dane z rynku pracy wskazują, że firmy na razie nie zareagowały na jesienne pogorszenie warunków gospodarczych zwolnieniami pracowników. A przynajmniej nie na taką skalę, która byłaby widoczna w danych makroekonomicznych. Mogą być dwie przyczyny odporności miejsc pracy. Jedna jest taka, że firmy jeszcze nie zdążyły zareagować. Druga – bardziej prawdopodobna – że sytuacja gospodarcza jest lepsza od oczekiwań i listopadowe restrykcje nie uderzyły bardzo mocno w firmy.
Ministerstwo Rodziny podało wstępnie, że stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w listopadzie tylko 6,1 proc., czyli dokładnie tyle, ile w poprzednich miesiącach. To były dane znacznie lepsze od oczekiwań, bo ekonomiści na rynku powszechnie oczekiwali wzrostu stopy bezrobocia do 6,3 proc. Różnica wydaje się mała, ale w przypadku tych danych takie niespodzianki nie zdarzają się często. I ta mała różnica może dużo mówić o bieżącej koniunkturze.
Ciekawe dane na temat rynku podała też we wtorek firma Manpower, prowadząca regularne badania wśród dużych pracodawców. Z jej badań wynika, odsetek firm planujących zatrudniać pracowników przewyższa o 5 pkt proc. odsetek firm planujących zwalniać pracowników. Ta różnica, nazywana prognozą netto zatrudnienia, nie zmieniła się w ciągu kwartału. Te dane są dalekie od tego, co obserwowaliśmy na rynku przez ostatnie kilka lat, ale są niezłe jak na trudny moment, w którym znajduje się gospodarka. I dużo lepsze niż wiosną, kiedy prognoza netto zatrudnienia wynosiła -7 pkt poc.
Skąd niezłe dane z rynku pracy? Możliwe, że firmy nie zdążyły jeszcze wdrożyć procedur redukcji zatrudnienia. Lub wdrożyły, ale zwalniani pracownicy nie zasilili jeszcze szeregów bezrobotnych, a badania Manpower nie zdążyły jeszcze tego wyłapać. Na taką możliwość wskazują niektóre inne badania ankietowe dotyczące perspektyw zatrudnienia, które pokazuję nieco gorsze wyniki.
Z drugiej strony warto pamiętać, że na wiosnę rynek pracy zareagował na lockdown natychmiast. Stopa bezrobocia już w kwietniu zanotowała najwyższy miesięczny wzrost w historii. Teraz tego nie widać, mimo że listopad mógł być jesiennym odpowiednikiem kwietnia pod względem stopnia restrykcji.
Bardziej prawdopodobna wydaje mi się więc interpretacja, zgodnie z którą firmy chomikują pracowników – korzystają z płynności dostarczonej przez Polski Fundusz Rozwoju i czekają na poprawę koniunktury od grudnia. A szczególnie czekają na poprawę koniunktury w 2021 roku związaną z programem masowych szczepień przeciw koronawiusowi.
Co więcej, wiele wskazuje, że ogólny popyt w gospodarce nie wyglądał w listopadzie aż tak źle jak się obawiano. Dane płatnicze publikowane przez banki PKO BP czy Pekao SA pokazują, że koniec listopada – tzw. Black Friday – przyniósł ogromne ożywienie sprzedaży. Niektóre firmy, jak CCC, informowały o najlepszym weekendzie w historii. Koniec miesiąca pozwolił wielu firmom nadrobić część strat, a grudzień szykuje się jako mocny.