Polscy eksperci z sektora zbrojeniowego nie spodziewają się, by Polska jako sojusznik USA zyskała intratne kontrakty na dostawy sprzętu obronnego do Iraku. Pewne natomiast jest to, że na nowe zamówienia mogą liczyć koncerny amerykańskie.
Wojna w Zatoce Perskiej dwanaście lat temu — według danych Deutsche Banku — kosztowała ponad 76 mld USD. Ile pochłonie obecna — nie wiadomo. Na razie nikt nie podejmuje się nawet w przybliżeniu oszacować tych kosztów. Wszystko zależy bowiem od tego, czy trwająca wojna zakończy się szybko, czy też będzie operacją długotrwałą.
Polscy eksperci branży zbrojeniowej są natomiast zgodni w jednej kwestii — na wojnie zyskają amerykańskie firmy zbrojeniowe. Sami zainteresowani nie chcą jednak wypowiadać się na ten temat.
Dostawcami sprzętu dla armi amerykańskiej są m.in. lotniczy koncern Lockheed Martin (dostawca samolotów wielozadaniowych), Raytheon Systems (jeden z dostawców rakiet tomahawk), czy też Northrop Grumman, Boeing Military Airplanes i General Electric Aircraft Engine Group, dostawcy na przykład samolotów B-2 Spirit, które trudno wykryć radarom.
Oferowany przez te spółki sprzęt to nowoczesne i bardzo drogie uzbrojenie.
— Średnia cena samolotu wielozadaniowego to koszt około 50 mln USD, tomahawk kosztuje mniej więcej 1 mln USD, a transporter opancerzony 1-2 mln USD — szacuje Tomasz Hypki, ekspert i redaktor naczelny branżowego czasopisma „Raport”.
— Na razie trudno oszacować, ile amerykańskie firmy mogą zyskać na tej wojnie, ponieważ trudno ocenić, jakie będą straty sprzętowe. Pewne jednak jest to, że rząd USA będzie musiał uzupełnić zapasy uzbrojenia — choćby amunicji. Koncerny ze Stanów Zjednoczonych mają także szansę uzyskać po wojnie kontrakty na dostawę sprzętu wojskowego do Iraku. Można bowiem spodziewać się, że obecnie funkcjonujący sprzęt poradziecki zostanie wymieniony — uważa Sławomir Kułakowski, prezes Polskiej Izby Producentów na Rzecz Obronności Państwa.
Podkreśla jednak, że nie należy liczyć oczywiście na dostawy najnowocześniejszej broni, by Irak nie miał szansy odbudować potencjału.
Polscy eksperci nie spodziewają się natomiast profitów dla polskiej zbrojeniówki.
— Kiedyś Polska była znaczącym dostawcą uzbrojenia na Bliski Wschód, obecnie rząd koncentruje się raczej na innych rynkach — na przykład malezyjskim. Nie widzę raczej szansy powrotu — uważa Tomasz Hypki.
Sławomir Kułakowski podkreśla z kolei, że rodzimym firmom potrzebującym restrukturyzacji trudno konkurować z nowoczesnymi dostawcami zachodnimi.
— Sojusz z USA nie ułatwi polskim firmom pozyskiwania kontraktów w regionie konfliktu. Jedyne, na co możemy liczyć, to uzyskanie — w okresie przejściowym, zanim uzbrojenie irackie zostanie wymienione — kontraktów na remont sprzętu postradzieckiego. W tej dziedzinie jesteśmy specjalistami — dodaje Sławomir Kułakowski.