ZŁA KONIUNKTURA UDERZYŁA W EWĘ
Fatalna sytuacja na rynku ofert publicznych obniżyła cenę emisyjną akcji Polleny
NIEPOKÓJ PREZESA: Dziś już za późno by przesunąć emisję publiczną na styczeń. A szkoda, bo takie rozwiązanie braliśmy wcześniej pod uwagę — mówi Krzysztof Pawlak, prezes Polleny Ewy. fot. ARC
Wbrew oczekiwaniom analityków proces book-building łódzkiej Polleny Ewy nie spotkał się z entuzjazmem inwestorów. Wina nie leży jednak po stronie spółki, bo ta jest dość atrakcyjna.
Spadek zainteresowania inwestowaniem na polskiej giełdzie ma coraz wyraźniejszy efekt w postaci małej łiczby nowych spółek i ofert publicznych. Wyraźnie widać, że inwestorzy nie są zainteresowani kupowaniem akcji na rynku pierwotnym w tak dużym stopniu, jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu.
Firmy wchodzące do obrotu publicznego mają więc często problemy z uplasowaniem emisji akcji i muszą korzystać z pomocy gwarantów. W najgorszej sytuacji są niewielkie przedsiębiorstwa zdane na drobnych akcjonariuszy. Duzi inwestorzy instytucjonalni nie są bowiem zainteresowani spółkami o małej kapitalizacji.
W Komisji Papierów Wartościowych i Giełd znajduje się niewiele prospektów firm zamierzających wejść do obrotu publicznego. Z pięciu spółek, które miały przeprowadzić w tym miesiącu oferty publiczne, już dwie: Instalexport i Lubelskie Towarzystwo Leasingowe odłożyły swoje plany na później.
Ewa ucierpiała
Najnowszą ofiarą dekoniunktury stała się Pollena Ewa. Łódzki producent kosmetyków już raz, w ubiegłym roku, zrezygnował z wchodzenia na giełdę. Tym razem KPWiG dopuściła jego akcje do obrotu publicznego, ale potem zaczęły się schody.
Spółka, we współpracy z oferującym jej akcje CDM Pekao SA (głównym akcjonariuszem mającym 31 proc. udziałów), wyznaczyła widełki ceny emisyjnej na poziomie od 22 do 28 zł. Specjaliści CDM Pekao, przy założeniu realizacji przez spółkę prognoz finansowych na najniższym poziomie, wyznaczyli przed ofertą publiczną minimalną cenę akcji na 23,45 zł. Natomiast porównanie wskaźników łódzkiej spółki ze wskaźnikami podobnych firm zagranicznych i założeniu dyskonta wobec rynku wysokości 40 proc. dało wycenę rynkową akcji na poziomie 26 zł. Analitycy byli skłonni wyznaczyć jeszcze wyższą wartość papierów łódzkiej firmy, przy założeniu, że spółka zrealizuje zaplanowane przychody i zysk netto.
Tym większe było zaskoczenie analityków w środę, gdy spółka ustaliła cenę emisyjną akcji na minimalnym poziomie 22 zł. Czyżby istniały obawy o uplasowanie emisji?
Z nadzieją na sukces
— W procesie book buildingu deklaracje zapisów objęły więcej akcji niż zaoferowano w tej transzy. Ustalenie ceny na najniższym poziomie może wiązać się z obawą dekoniunktury na rynku. Większość akcji przeznaczona jest bowiem dla drobnych inwestorów, a ci są szczególnie wrażliwi na nastroje giełdowe — uważa Bogna Sikorska, analityk CDM Pekao.
Jej zdaniem, cena wyznaczona przez zarząd jest na tyle atrakcyjna, że daje duże prawdopodobieństwo udanego debiutu giełdowego.
— Budowa księgi popytu wykazała, że jest zainteresowanie dużych inwestorów spółką. Spadki na giełdzie mogą jednak zniechęcić drobnych akcjonariuszy do inwestowania na rynku pierwotnym. Postanowiliśmy dostosować się do panującej tendencji i zwiększyć dyskonto, aby zachęcić potencjalnych inwestorów do kupna naszych akcji — tłumaczy Krzysztof Pawlak, prezes Polleny Ewy.
Zaznacza on również, że jeżeli spadki na GPW utrzymają się również w przyszłym tygodniu, część akcji oferowanych w transzy małych inwestorów może zostać przesunięta do puli dużych inwestorów.
Dobre perspektywy
Pollena ma nadal sporo słabych punktów. Po pierwsze, spółka produkuje prawie wyłącznie na rynek krajowy. Niewielki procent sprzedaży eksportowej nie równoważy więc wysokiego poziomu importu surowców. Pollena sprowadza kompozycje zapachowe, detergenty, surowce do produkcji past do zębów oraz opakowania od renomowanych firm zagranicznych z Niemiec, Włoch, Szwajcarii, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Istnieje więc duże ryzyko różnic kursowych, co może negatywnie wpływać na rentowność spółki (aby temu przeciwdziałać zarząd myśli o zwiększeniu eksportu).
Po drugie, poważnym zagrożeniem dla firmy jest konkurencja koncernów zachodnich o ustalonej renomie, które dominują na rynku mydeł, past do zębów i kosmetyki kolorowej.
Po trzecie, pierwszej publicznej spółce kosmetycznej nie pomaga giełdowe towarzystwo innych firm z szeroko rozumianego sektora chemicznego. Branża ta jest wprawdzie uznawana za rozwojową, ale firmy notowane na giełdzie nie mogą poszczycić się dobrymi wynikami finansowymi.
Z drugiej strony, Pollena Ewa ma ugruntowaną pozycję na polskim rynku kosmetycznym, dysponuje własnym laboratorium badawczym i ciągle rozwija sieć dystrybucji. A to daje dobre perspektywy dalszego rozwoju firmy (lub jej przejęcia przez większego konkurenta).
Skoro, przy panujących nastrojach, nawet tak atrakcyjna spółka nie może być pewna powodzenia oferty publicznej, to na co mogą liczyć dziesiątki słabszych firm, które jeszcze niedawno widziały w upublicznieniu dobry pomysł na dokapitalizowanie?