Od kilku dni działa specjalna komisja do spraw reformy nadzoru właścicielskiego, powołana przez wicepremiera Jacka Sasina, będącego jednocześnie ministrem aktywów państwowych. W ramach komisji utworzono pięć zespołów, z których każdy zajmie się wybranym zagadnieniem, np. prawem holdingowym, reformą funkcjonowania rad nadzorczych oraz kwestiami związanymi z dostępem i ochroną informacji w spółkach.

W rozmowie z „PB” Jacek Sasin oraz jego zastępca, wiceminister Janusz Kowalski, ujawniają, czego można spodziewać się po reformie.
Niekorzyść z korzyścią
Po pierwsze, pomysł stworzenia prawa holdingowego ma być odpowiedzią na potrzeby rynku.
— Na łamach prasy, w tym „Pulsu Biznesu”, ukazywały się w ostatnich latach artykuły wskazujące na potrzebę stworzenia prawa koncernowego lub holdingowego. Nic konkretnego w tej sprawie się jednak nie wydarzyło. Chcemy przełamać ten imposybilizm — mówi Jacek Sasin.
— Brakuje nam prawa koncernowego. Spółki wydają obecnie znaczne pieniądze na wypracowywanie rozwiązań umownych, zamiast korzystać z jasnych zapisów ustawowych. Chcemy to zmienić — dodaje Janusz Kowalski, który jest jednocześnie pełnomocnikiem rządu ds. reformy nadzoru właścicielskiego.
Materia jest rozległa, ale prace mają się posuwać bez zbędnej zwłoki, by projekt zmian można było przedstawić w przyszłym roku. Co będzie jego filarem?
— Prawo koncernowe potrzebne jest przede wszystkim do tego, żeby w sposób legalny, w określonych przypadkach, organy spółki zależnej mogły działać na jej niekorzyść, ale jednocześnie z korzyścią dla całego holdingu i z poszanowaniem uzasadnionych interesów pozostałych interesariuszy, takich jak wspólnicy mniejszościowi czy wierzyciele — wyjaśnia Jacek Sasin.
Po konkretny przykład, z życia wzięty, sięga Janusz Kowalski.
— W 2016 r., kiedy pracowałem w zarządzie PGNiG, w ramach grupy funkcjonowałyspółki o dokładnie tym samym profilu, czyli dwie Geofizyki: Toruń i Kraków. Konkurowały ze sobą na rynkach zagranicznych, co było nieracjonalne i budziło wątpliwości kontrahentów — opowiada Janusz Kowalski.
Według Jacka Sasina takie przypadki nie są w Polsce uregulowane.
— W efekcie bardzo często np. inwestycje na terenie kraju są wstrzymywane lub opóźniane, bo organy spółek, ze względu na ryzyko prawne, nie podejmują decyzji biznesowych. Mam tu na myśli zarówno spółki skarbu państwa, jak prywatne. Nowe regulacje mają zapewnić organom spółek ochronę — mówi Jacek Sasin.
Z myślą o atomie i CPK
Wicepremier podkreśla, że reforma jest ważna ze względu na nadchodzące wielkie inwestycje.
— Będą one być może realizowane przez kilka dużych grup kapitałowych, obejmujących mniejszościowe pakiety w projektach. To formuła, która w przyszłości mogłaby zostać wykorzystana przy ewentualnej inwestycji w elektrownię atomową albo Centralny Port Komunikacyjny — tłumaczy Jacek Sasin.
W praktyce — dodaje Janusz Kowalski — ma to polegać na tym, że zarząd spółki zależnej, planując podjęcie decyzji biznesowej, będzie musiał najpierw ocenić jej wpływ na grupę, a następnie na zarządzany przez siebie podmiot.
— Inwestycje tego typu będą wymagały jasnych regulacji prawnych w zakresie nadzoru, podejmowania decyzji, odpowiedzialności — przyznaje Jacek Sasin.
Powołani przez ministra aktywów państwowych eksperci mają czerpać inspirację m.in. z regulacji niemieckich, które przewidują np. odszkodowanie wypłacane spółce córce przez spółkę matkę.
— Nie są to wprawdzie rozwiązania idealne, ale mam nadzieję, że wprowadzając je do prawa krajowego, będziemy efektywniejsi i unikniemy błędów — podkreśla Jacek Sasin.
Rada dostanie budżet
Drugim filarem reformy ma być wzmocnienie nadzoru.
— Przygotowując się do objęcia resortu aktywów państwowych, analizowaliśmy narzędzia nadzoru nad spółkami skarbu państwa. Doszliśmy do przekonania, że prawo nie zapewnia jego skuteczności. Oczywiście istnieją rady nadzorcze, które są emanacją właściciela, ale mają niewielkie możliwości diagnozowania sytuacji w firmie. Opierają się na dokumentach dostarczanych przez zarząd spółki i jeśli zarząd nie jest zainteresowany przekazaniem radzie pełnej wiedzy, to ma możliwości, żeby tak właśnie działać — uważa Jacek Sasin.
Przykłady z życia dorzuca Janusz Kowalski.
— Po pierwsze, obserwujemy różne zdarzenia i afery, w tym z rynku kapitałowego, które wymagają reakcji w postaci zmian prawnych. Po drugie, byłem członkiem rady nadzorczej KGHM. Wiem, jak istotne jest przeprowadzanie audytu lub sięganie po opinię prawną. Dlatego rozważamy np. utworzenie funduszu eksperckiego, który da radzie tego typu możliwości — mówi wiceminister aktywów państwowych.
Czy zastosowanie znajdzie zasada „im więcej uprawnień, tym więcej odpowiedzialności”?
— To na razie element dyskusji — odpowiada Jacek Sasin.
Jedna akcja, mniejsze prawa?
Trzeci filar przygotowywanej reformy dotyczy obowiązków informacyjnych spółek.
— Uważamy, że sytuacja, w której akcjonariusz dysponujący jedną akcją ma takie same uprawnienia informacyjne, jak akcjonariusz większościowy, jest zadziwiająca. Będziemy jednak brali pod uwagę całokształt regulacji w tej sprawie, także przepisy europejskie — tak Janusz Kowalski uzasadnia zajęcie się tym obszarem.
Nie będzie państwowego molocha
Jacek Sasin uważa, że zmiany w prawie umożliwią rozwój firm i ich ekspansję — Jeśli stworzymy ramy zachęcające spółki do konsolidacji, to będą one silniejsze, mocniejsze i bardziej otwarte na inwestowanie — podkreśla wicepremier.
Janusz Kowalski zaprzecza jednocześnie niedawnym doniesieniom „Rzeczpospolitej”, według której „resort nie wyklucza, że może powstać ciało państwowe — jak niegdyś Ministerstwo Skarbu Państwa — które mogłoby być parasolem dla wszystkich państwowych firm”.
— Nie nosimy się z pomysłem na wielki państwowy holding. Oczywiście chcemy zachęcać do łączenia sił, ale nie oznacza to tworzenia molocha, który skupi różne rodzaje działalności — mówi Janusz Kowalski.
CZTERY PYTANIA DO LESZKA KOZIOROWSKIEGO, WSPÓLNIKA W KANCELARII GESSEL, KIERUJĄCEGO DZIAŁEM PRAWA RYNKÓW KAPITAŁOWYCH, SPECJALIZUJĄCGO SIĘ W PRAWIE PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH I FUNDUSZY INWESTYCYJNYCH
Kodeks wymaga reformy, ale gruntownej
„PB”: Czy proponowana przez MAP reforma jest potrzebna?
Leszek Koziorowski: Zgadzam się, że Kodeks spółek handlowych wymaga reformy, ale gruntownej. Świat zmienia się szybko, np. staje się cyfrowy. W ślad za tymi zmianami życie gospodarcze musi stawać się coraz bardziej elastyczne. Utrzymywanie dotychczasowej rygorystycznej systematyki spółek czy niektórych instytucji nie ma już sensu. Dla przykładu: należałoby podzielić spółki kapitałowe na publiczne i prywatne, przy czym w przypadku spółek prywatnych to ich założyciele powinni decydować, czy będzie ona bardziej osobowa, czyli zbliżona do obecnej spółki z o.o., czy też bardziej kapitałowa, czyli zbliżona do obecnej spółki akcyjnej. Wprowadźmy możliwość odbywania wirtualnych walnych zgromadzeń, wirtualnych posiedzeń rad nadzorczych, co z automatu też zredukuje liczbę czynności notarialnych. Konsekwentnie także zredukujmy rygoryzm procesów decyzyjnych, zarządczych w spółkach, chociażby w obszarze łączenia, dzielenia spółek, procesów pozyskania kapitału itp. W zamian zaostrzmy reguły odpowiedzialności decydentów w spółkach kapitałowych.
Na razie wicepremier proponuje napisanie prawa koncernowego, by w sposób legalny, w określonych przypadkach, organy spółki zależnej mogły działać na jej niekorzyść. Co pan o tym sądzi?
Na pewno konieczne jest zachowanie symetrii. Pomysł stawiania interesu holdingu wyżej niż spółki zależnej wymagałby wprowadzenia odpowiedzialności spółki dominującej za szkody wyrządzone tym działaniem akcjonariuszom mniejszościowym spółki zależnej i oczywiście jej wierzycielom. Takiej symetrii wymaga chociażby gwarantowana w każdym cywilizowanym kraju reguła ochrony własności i bezpieczeństwa obrotu gospodarczego. W przeciwnym razie nikt nie chciałby współpracować ze spółką wchodzącą w skład holdingu, nie mając pewności, czy jego kontrahent, w wyniku zgodnych z prawem rozporządzeń, nie stanie się „pustą” spółką. W tej sytuacji rodzi się pytanie, czy zasadne jest tworzenie nowych regulacji, jeżeli w rzeczywistości ich konsekwencją byłoby uczynienie odpowiedzialną za zobowiązania spółki zależnej spółki matki, ewentualnie konieczność wynagrodzenia przez tę spółkę szkód poniesionych przez akcjonariuszy mniejszościowych. To może już lepiej i prościej jest przeprowadzić połączenie spółek w ramach holdingu?
Propozycja zakłada też wzmocnienie kompetencji kontrolnych rad nadzorczych. To potrzebne?
Obecne regulacje dotyczące roli i uprawnień rad nadzorczych, w szczególności odnośnie zasięgania informacji o grupie kapitałowej, są wystarczające. Wymagają jednak inicjatywy, stanowczości i kompetencji ze strony członków tych rad. Jeśli członkowie rady tych cech nie mają, to nie przepisy należy „winić”, tylko osoby. W rzeczywistości problem tkwi w układzie zależności na linii akcjonariusze – rada nadzorcza – zarząd. Jeżeli zarząd czerpie swoje umocowanie bezpośrednio od akcjonariusza, to zawsze będzie bagatelizował radę nadzorczą i żadne dodatkowe przepisy regulujące nadzór tego nie zmienią.
Wiceministra dziwi, że akcjonariusz dysponujący jedną akcją ma takie same uprawnienia informacyjne, jak akcjonariusz większościowy. Ma rację?
Postulowana reforma obowiązkówinformacyjnych pozostaje dla mnie niejasna. Przede wszystkim, w zakresie spółek publicznych, obszar informacji poufnych jest wyłącznie i kompleksowo regulowany przepisami europejskimi, w szczególności tzw. rozporządzeniem MAR. Przepisy o przekazywaniu przez spółki publiczne informacji poufnych mają na celu należyte informowanie o sytuacji w spółce nie tylko jej obecnych akcjonariuszy, ale wszystkich zainteresowanych uczestników rynku. Nie wykluczają innych obowiązków sprawozdawczych, np. przekazywania informacji do GUS. Mogę zrozumieć potrzebę zbierania przez państwo danych od spółek publicznych w związku z zadaniami administracji, ale nie mogę znaleźć uzasadnienia dla uprzywilejowania jednego z akcjonariuszy względem innych.