Teraz jednak problem jest czysto lokalny, chociaż widać pewną negatywną presję w regionie, będącą pochodną obaw o przyszłą kondycję europejskiej gospodarki. Niezależnie od ocen, czy RPP zrobiła źle, czy dobrze pod kątem dbałości o zejście inflacji w stronę celu, jedno jest pewne – komunikacja z rynkami finansowymi kompletnie nawaliła. Duży kapitał nie lubi być zaskakiwany. Kiedy tak się dzieje, to oczekuje on większej premii za ponoszone ryzyko, ale również często redukuje swoje zaangażowanie tłumacząc to wzrostem niepewności i nieprzewidywalności związanej z danymi aktywami. Czy tak stało się właśnie ze złotym? Język największych banków centralnych pozostanie jeszcze przez jakiś czas relatywnie jastrzębi – pod tym hasłem kryją się też popularne ostatnio stwierdzenia, że „wysokie stopy procentowe pozostaną z nami na dłużej”.
To kontrastuje z obawami rynku, co do dalszych posunięć RPP – część jego uczestników widzi dalsze radykalne obniżki jeszcze w tym roku! Za nieco ponad miesiąc mamy wybory parlamentarne, które zwyczajowo nieco podbijają ocenę ryzyka. Sytuację dodatkowo komplikują sondaże, gdzie konfiguracja partii opozycyjnych, czy też PIS i Konfederacji po drugiej stronie, mieści się w granicach błędu statystycznego. Na rynkach globalnych dzisiaj poznamy ważne dane o inflacji CPI w USA, a jutro komunikat Europejskiego Banku Centralnego. Te wydarzenia mogą podbić zmienność na EUR/USD i mieć wpływ na złotego. Mimo tego wydaje się, że wtorkowe szczyty na EURPLN (4,6950) i USDPLN (4,3820) nie powinny zostać pobite.