Zygmunt Solorz-Żak pozwał wydawcę "Naszego Dziennika"

(Marek Druś)
opublikowano: 2006-12-15 17:28

Właściciel Polsatu twierdzi, że gazeta naruszyła jego dobra osobiste w artykule "Solorz chętnie współpracował".

Właściciel telewizji Polsat Zygmunt Solorz- Żak wystąpił w piątek do Sądu Okręgowego Warszawa Praga przeciwko wydawcy "Naszego Dziennika". Według Solorza-Żaka gazeta naruszyła jego dobra osobiste w artykule "Solorz chętnie współpracował", zamieszczonym 17 listopada 2006 r. Gazeta nie chce komentować pozwu.

Solorz-Żak domaga się stwierdzenia, że doszło do naruszenia jego dóbr osobistych, przeprosin na łamach "Naszego Dziennika", a także "zasądzenia pewnej kwoty na cel społeczny" - poinformowała PAP rzeczniczka prasowa Polsatu Katarzyna Wyszomirska. Dodała, że prezes Polsatu nie wyklucza też dochodzenia odszkodowania z tytułu utraconych korzyści majątkowych.

"Jednocześnie informuję, że przygotowywane są powództwa o ochronę moich dóbr osobistych przeciwko innym osobom, które dopuściły się podobnych naruszeń" - napisał Solorz-Żak w przesłanym PAP oświadczeniu.

W redakcji "Naszego Dziennika" poinformowano PAP, że gazeta nie będzie komentować pozwu. Do czasu nadania tej depeszy PAP nie udało się skontaktować z wydawcą "ND" - spółką "Spes".

W spornym artykule "Nasz Dziennik" cytował m.in. fragment zobowiązania do współpracy z wojskowymi służbami specjalnymi PRL, które Solorz-Żak miał podpisać w październiku 1983 r. "W wyniku umowy Z. Solorz zobowiązuje się wykonywać w miarę możliwości zlecone mu przez Służbę Wywiadu PRL zadania dotyczące rozpoznania instytucji, organizacji i osób (...)" - brzmi fragment cytowanego przez "Nasz Dziennik" dokumentu.

Gazeta napisała ponadto, że dzięki współpracy z wywiadem wojskowym oraz przez pewien czas ze Służbą Bezpieczeństwa, Solorz cieszył się wsparciem służb specjalnych w działalności gospodarczej, a po 1989 roku został agentem WSI o pseudonimie ZEG. Według "ND" współpraca Solorza z wywiadem wojskowym PRL i z WSI została podjęta przez niego dobrowolnie i z wyrachowaniem, a dzięki wsparciu wojskowych służb specjalnych "nie tylko cieszył się bezkarnością, lecz także miał z tego wysokie profity".

W wydanym 17 listopada oświadczeniu Solorz-Żak podkreślił, że zobowiązanie do współpracy podpisał, ale zrobił to pod wpływem szantażu, dodał też, że "nikomu nie wyrządził krzywdy". "Mimo kilku prób nacisku ze strony Służb Bezpieczeństwa współpracy z nią nie podjąłem. Nie przekazałem żadnego raportu, ani innych informacji oczekiwanych przez Służbę Bezpieczeństwa. Nikogo nie zadenuncjowałem, nikomu nie wyrządziłem żadnej krzywdy" - brzmiało oświadczenie Solorza.

Podał on w nim, że na przełomie lat 1983-84 doszło do "kilku wymuszonych spotkań". "Ponieważ SB nie uzyskała ode mnie żadnych oczekiwanych informacji, przestała się mną interesować. Od 1985 roku do chwili obecnej nie miały miejsca żadne kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa" - dodał Solorz.

(PAP)