Szedł raz grzybiarz przez las — późną jesienią 2007 roku. Wtem miejskie odgłosy nieodległej Pizy zagłuszyło szczekanie psa. Znalazł truflę! Właściciel czworonoga wydobył spod ziemi 1,5-kilogramowy okaz, przyczepiony do korzenia olchy. Pies? Tylko się oblizał. Za namierzenie największej trufli od ponad pół wieku nie dostał ani kęsa…
W Azji — światowym centrum majętnych smakoszy trufli — zawrzało. Zorganizowano jednoczesne licytacje w Casino Lisboa w Makau, Pałacu Medyceuszy we Florencji i w Londynie.
— 330 tysięcy dolarów! — rzucił niejaki Stanley Ho.
Dla Polaków — jak i wielu uczestników aukcji — to ktoś nieznany, choć to hazardowy król Azji, właściciel m.in. gigantycznego Casino Lisboa. "Forbes" ocenia jego fortunę na 7 mld dolarów, plasując go na 104. miejscu w rankingu najbogatszych ludzi świata.
Pas! — odpadli rywale w wyścigu o megatruflę.
Stawki nie podbił nawet Damien Hirst, żądny smakołyku artysta, który twierdzi, że sprzedał swe dzieło — wysadzaną diamentami kryształową czaszkę — za 100 milionów dolarów.
Nieforemny białoszary grzyb trafił na talerz pana Ho.
Cóż innego mu zostało — chichotali zawistnicy — wszak trufla to afrodyzjak!
Jako że Ho jest grubo po osiemdziesiątce i z czterema żonami spłodził siedemnaścioro dzieci — w tym polityków, gwiazdy rocka i biznesu — puszcza aluzje mimo uszu.
— Piękna sprawa — powiedział za to, spytany o wrażenia pozostawione przez truflę na jego podniebieniu.
Dziennikarzom pozostaje pohamować ślinotok. Z racji ceny grzyba mogą co najwyżej posmakować serka z truflowym proszkiem, a raczej — zapachem. Roczne zbiory trufli sięgają ledwie 90 ton. Potentat Stanley Ho, bliski kuzyn Bruce'a Lee, walczył jak tygrys (a jakże!) o prawo do smakowania ich już sześć dekad temu. Do pierwszych wielkich pieniędzy doszedł w latach 40. — dostał nagrodę za walkę z piratami morskimi, próbującymi obrabować statek jego ówczesnego pracodawcy. Wystrzelał ich jak muchy. A mucha na trufli nie siada!
