Najpierw leciutki spadek, a potem powrót do ceny, po której obejmowano akcje w IPO — tak wyglądała debiutancka sesja Alumetalu na warszawskiej giełdzie. Producent aluminiowych stopów odlewniczych, który w ubiegłym roku miał 1,015 mld zł przychodów i 35,8 mln zł zysku netto, na GPW trafił spod skrzydeł funduszu Abris, który w ofercie publicznej za 293 mln zł sprzedał cały, 55,5-procentowy pakiet.

Oficjalnie nie wiadomo, ile fundusz zarobił na 4,5-letniej obecności w spółce — w przypadku poprzednich tegorocznych transakcji: Siódemki (sprzedanej DPD) i Prime Car Management (40 proc. sprzedano w IPO), przebicie było ponad dwukrotne. Jak do tego doszło?
Dodatkowy napęd
Alumetal w 2001 r. został wydzielony z giełdowej grupy Kęty — za 23 mln zł spółka sama wykupiła swoje udziały do umorzenia, a za zaledwie 100 tys. zł przejęła ją firma Hovis Polska, która szybko popadła w tarapaty. Wtedy Alumetal odkupiły osoby prywatne — najpierw za ok. 0,5 mln zł Marcin Billewicz, do którego potem dołączył Grzegorz Stulgis. Dziś ten ostatni jest szefem rady nadzorczej i głównym akcjonariuszem Alumetalu, z 40-procentowym pakietem. A miał jeszcze więcej.
— W 2009 r. w Alumetalu, choć nadal rentownym, panowała duża niepewność w związku z kryzysem i ograniczeniem zamówień, a planowane inwestycje miały mocno zwiększyć jego zadłużenie. Uznałem, że to dobry moment na zdywersyfikowanie portfela i znalezienie dla spółki inwestora, ale nie chciałem pozostawać akcjonariuszem mniejszościowym przy inwestorze strategicznym, więc w grę wchodziły tylko fundusze private equity. Negocjowaliśmy z trzema, w końcu postawiliśmy na Abris — sprzedałem wtedy 50-procentowy pakiet akcji, a członkowie zarządu 5 proc. — mówi Grzegorz Stulgis.
Alumetal przygotowywał się wtedy do budowy trzeciego zakładu produkcyjnego — po Kętach i Gorzycach kolejny, „najnowocześniejszy w Europie”, miał stanąć w Nowej Soli. Inwestycja tylko na pierwszym etapie była warta 100 mln zł.
— Alumetal miał konkretne plany rozwoju i potrzebował jedynie wsparcia, by udźwignąć zadłużenie, dochodzące do trzykrotności EBITDA — kogoś, kto popchnąłby go do odważniejszych inwestycji i jeszcze szybszego rozwoju — mówi Paweł Boksa, partner w Abrisie. Zakład w Nowej Soli powstał, a fundusz, kupując akcje Alumetalu, zagwarantował, że dostarczy mu kapitał na ewentualne akwizycje. Historia potoczyła się jednak inaczej.
Inwestorski slalom
Alumetal przyglądał się intensywnie branżowym konkurentomz Niemiec (jak Oetinger), Czech, Słowacji i Rumunii. Najbliżej transakcji był na Węgrzech, ale został tam przelicytowany. Rynek węgierski jednak mu się spodobał, a Abris zachęcał zarząd do szybszych inwestycji.
— Postawimy na Węgrzech od zera nowy zakład produkcyjny — pierwsza linia będzie gotowa już w 2016 r., kolejna w 2018 r. To podobny do Polski rynek, jednak jeszcze lepiej niż u nas po kryzysie rozwija się tam branża motoryzacyjna, która jest naszym głównym odbiorcą — mówi Szymon Adamczyk, prezes Alumetalu. W tym czasie pojawili się chętni na przejęcie spółki.
— Półtora roku temu zgłosił się pierwszy potencjalny inwestor strategiczny, potem dołączyło jeszcze dwóch. Dostaliśmy na stół ofertę, ale uznaliśmy, że jest zbyt niska. Potem równolegle zaczęliśmy przygotowania do debiutu na giełdzie i prowadziliśmy rozmowy z firmami z branży. Zdecydowaliśmy się jednak na giełdę, którą woleli też pozostali akcjonariusze — mówi Paweł Boksa.
Abris pozbył się całego pakietu, choć początkowo rozważał sprzedaż tylko 30 proc. — jak tłumaczy Paweł Boksa, zrobił to, by „uniknąć nawisu podażowego, który mógłby kotwiczyć kurs”. Pozostali akcjonariusze z Alumetalem nie będą się żegnać, nawet gdy wygaśnie im lock-up. — Jestem w spółce od 12 lat i nie mam planów wychodzenia z niej — mówi Grzegorz Stulgis.