Wykonawcy środowych zamachów na hotele w stolicy Jordanii, Ammanie, mogli pochodzić z Iraku - zasugerowała w czwartek rano katarska stacja telewizyjna Al-Dżazira.
W trzech zgranych w czasie zamachach, których celem były hotele amerykańskich sieci w Ammanie, zginęło co najmniej 57 osób, a około trzystu zostało rannych.
Zdaniem naocznych świadków, cytowanych przez stację, jeden z zamachowców mówił iracką odmianą języka arabskiego.
Obiektami ataku stały się hotele Radisson SAS, Grand Hyatt i Days Inn. Według informacji przekazanych przez wicepremiera Jordanii, Marwana Muaszira, ataki w dwóch pierwszych hotelach zostały przeprowadzone przez zamachowców-samobójców, a trzeci z użyciem samochodu-pułapki. Wszystkie trzy są popularne wśród turystów z państw zachodnich i Izraela.
Najwięcej ofiar śmiertelnych było w hotelu Radisson SAS, gdzie zamachowiec zdetonował ładunek na pełnej gości weselnych sali bankietowej. W momencie eksplozji mogło tam przebywać 250 ludzi, uczestniczących w przyjęciu weselnym. Podobnie w hotelu Hyatt celem ataku byli uczestnicy weselnego przyjęcia.
Jakkolwiek żadna organizacja nie przyznała się do ataków, jordańskie władze niemal natychmiast wskazały na Al-Kaidę w Iraku. W nocy do Ammanu przybył nieoczekiwanie szef dyplomacji irackiej Hosziar Zebari. Po północy został przyjęty przez premiera Adnana Badrana. Nie ujawniono żadnych szczegółów. Także Zebari oskarżył o zamachy organizację Musaba al-Zarkawiego.
Bezpośrednio po środowych atakach eksperci sugerowali, że sposób ich przeprowadzenia - m.in. fakt, że trzech zamachów dokonano niemal jednocześnie - jest charakterystyczny dla Al-Kaidy. W sierpniu grupa pod przywództwem Zarkawiego przeprowadziła ataki rakietowe na okręty wojenne USA w jordańskim porcie Akaba nad Morzem Czerwonym, a następnie powiadomiła o tym na stronie internetowej.