Aleksander Paszyński: popyt inwestycyjny nadal jest wysoki
BŁYSZCZĄCY PUNKT: Duże zainteresowanie ze strony zagranicznych inwestorów jest sygnałem dobrej oceny Polski jako rynku rozwojowego — uważa Aleksander Paszyński. fot. ARC
Gdyby przeprowadzić na dowolnej ulicy dowolnego naszego miasta sondę, której jedyne pytanie brzmiałoby: „wskaż te dziedziny gospodarki, które najtrudniej znoszą jej ustrojową transformację” — to jestem pewien, iż wśród wskazań, obok rolnictwa, górnictwa czy przemysłu zbrojeniowego, znalazłoby się budownictwo. Skąd biorą się takie uproszczone opinie o budowlanej klęsce? Przecież statystyka podaje, że dynamika inwestycji, a zatem także budownictwa, znakomicie przewyższa tempo rozwoju innych sektorów gospodarki. Również dochodowość przedsiębiorstw budowlanych jest generalnie wyższa niż notowana na przykład w przemyśle.
POWSZECHNE PRZEKONANIE o budowlanej mizerii bierze się więc z oceny sytuacji w budownictwie mieszkaniowym. Ten dział budownictwa, najbardziej przecież „ludzki”, nadal znajduje się na linii spadku bądź utrzymuje się na niskim poziomie. Niewiele zmieniają te oceny informacje, iż wielu właścicieli unika statystycznej ewidencji i sztucznie utrzymuje swe ukończone domy w rubryce „w budowie”, bowiem interes ekonomiczny podpowiada sens utrzymywania tej fikcji. Ludzie porównują: kiedyś budowano rocznie 300 tys. mieszkań, dziś tylko 75 tys., a więc prawie pięć razy mniej! Nie warto nawet dowodzić, że nigdy tyle nie budowano, że rok budowlany trwał wówczas nawet 16 miesięcy, że do planu zaliczano budynki ledwo wychodzące z ziemi, że Komisja Planowania wprowadziła pojęcie „mieszkania przeliczeniowego”, w wyniku czego z jednego dużego lokalu mogły powstać dwa „przeliczeniowe”, że loggie w połowie zaliczano do powierzchni mieszkaniowej, itd.
ALE NAWET nie to jest ważne — znacznie istotniejsze jest uświadomienie sobie, jakie miejsce w strukturze robót budowlanych zajmuje mieszkaniówka. Otóż nawet w szczycie mieszkaniowej prosperity udział tego typu robót w globalnej produkcji budowlanej nie przekraczał 17-18 proc.! Popyt inwestycyjny kreuje rozwój gospodarki, a ten był w ostatnim pięcioleciu bardzo wysoki i nadal taki jest, mimo pogorszenia się koniunktury. Towarzyszyły temu korzystne zmiany w strukturze rodzajowej wydatków inwestycyjnych, wynikające z wyraźnego ożywienia procesów modernizacyjnych. Wymuszają one z reguły większy udział prac specjalistycznych, droższych i wymagających wysokich kwalifikacji wykonawczych. Więc budownictwo ma się nieźle!
SZCZEGÓLNIE WYSOKI wzrost inwestowania obserwuje się w dziedzinach stanowiących infrastrukturę gospodarki rynkowej — handlu, łączności, hotelarstwie itp. Istotne jest, iż ok. 60 proc. tych nakładów ponosi sektor prywatny. Ważnym czynnikiem kreującym popyt inwestycyjny jest też wysoki napływ kapitału zagranicznego. Ubiegły rok przyniósł pod tym względem rekord — wielkość bezpośredniego zaangażowania inwestorów zagranicznych przekroczyła 20 mld USD. W rezultacie na naszą statystyczną głowę przypada obecnie blisko 800 USD, podczas gdy w 1995 r. ten sam rachunek dawał wynik na poziomie 180 USD. O trwałości tego trendu może świadczyć także to, iż licząca się grupa zagranicznych inwestorów lokuje swe kapitały w rozwój polskiego potencjału budowlanego i przemysłu materiałów budowlanych.
ZAINTERESOWANIE naszym rynkiem ze strony zagranicznych inwestorów jest nie tylko sygnałem dobrej oceny Polski jako rynku rozwojowego. Myślę, że działa także perspektywa eksportu na Wschód i przekonanie, że rosyjskie trudności nie będą trwały wiecznie. Jest to więc również wielka szansa dla naszej gospodarki i eksportu.
Aleksander Paszyński, były minister budownictwa, jest prezesem Korporacji Przedsiębiorstw Budowlanych Uni-Bud