Polacy co roku wydają miliardy na zęby. Firma badawcza PMR szacuje, że wartość polskiego rynku usług stomatologicznych w ubiegłym roku sięgnęła ok. 15 mld zł. Za rosnącą część tego tortu odpowiadają prostujący zęby i leczący wady zgryzu ortodonci, a także – od mniej więcej dekady w przypadku polskiego rynku – dostawcy nakładek ortodontycznych.
Globalnie największą firmą w tym segmencie rynku jest amerykański Align Technology, notowany na Nasdaq i wyceniany na 20,4 mld USD (w przeliczeniu ponad 81 mld zł) producent nakładek Invisalign. Polska jest dla niego europejskim hubem.
- Pojawiliśmy się w Polsce w 2014 r., a w 2018 r. otworzyliśmy centrum planowania leczenia, świadczące usługi dla całej Europy. W drugiej połowie 2022 r. otworzyliśmy pod Wrocławiem duży zakład produkcyjny. To trzeci taki zakład na świecie, pozostałe są w Meksyku i Chinach – mówi Jakub Wróbel, dyrektor generalny Align Technology w Polsce.
Align Technology, który w ubiegłym roku wygenerował globalnie 3,9 mld USD przychodów, w 2021 r. zapowiedział, że inwestycja we wrocławski zakład produkcyjny sięgnie 550 mln zł. Firma ciągle zwiększa jego skalę.
- Do 2025 r. w zakładzie produkcyjnym we Wrocławiu zamierzamy zatrudnić łącznie do 2,5 tys. osób. To największa europejska inwestycja naszej firmy - twierdzi Jakub Wróbel.
Ortodontyczne wydatki
W 2022 r. sam segment ortodontyczny polskiego rynku stomatologicznego był wart 1,6 mld zł.
- W najbliższych latach ma rosnąć w dwucyfrowym tempie i dojść do poziomu 3 mld zł w 2028 r. Informacji o udziale w nim nakładek nie ma, ale na całym świecie bardzo szybko rosną wydatki na leczenie tą technologią. W 2022 r. globalnie na nakładki wydano 5 mld USD, a według prognoz branżowych pod koniec dekady taką sprzedaż ma generować sama Europa - mówi Jakub Wróbel.
Przedstawiciele Align Technology szacują, że w Polsce wadę zgryzu, którą powinno się skorygować, ma ok. 15 mln osób
– To olbrzymi potencjał dla branży nakładek ortodontycznych i w ostatnich latach widać jej szybki wzrost. Co więcej, wzrasta świadomość potencjalnych korzyści wynikających z prostowania zębów. Biorąc pod uwagę, że rośnie siła nabywcza Polaków, więcej osób może pozwolić sobie na leczenie – tłumaczy szef Align Technology w Polsce.
Nakładkowa ewolucja
Align Technology zadebiutowało na rynku amerykańskim w 1997 r. W ciągu ostatnich dwóch dekad jego średnioroczny wzrost przychodów przekraczał 20 proc.
- Ortodoncja przez lata była branżą całkowicie analogową - i nadal w dużej mierze taka jest. Pacjenci przychodzili do ortodonty, który robił wycisk zębów. Na tej podstawie zakładano na zęby aparat stały, a pacjent co jakiś czas przychodził do ortodonty, by zmienić parametry drutów – mówi Jakub Wróbel.
W metodzie nakładkowej pierwszym krokiem jest zrobienie cyfrowego skanu jamy ustnej.
- W naszym przypadku taki skan trafia od lekarza do zespołu planowania, który określa parametry nakładek. Następnie produkujemy kilkadziesiąt nakładek dla każdego pacjenta na cały okres leczenia, trwający przeciętnie rok. Do produkcji wykorzystujemy drukarki 3D, jako branża jesteśmy jednym z największych użytkowników tej technologii – tłumaczy Jakub Wróbel.
Wykorzystanie drukarek 3D przez dostawców nakładek ortodontycznych jest tak duże, że Align Technology niedawno zdecydowało się na kupno znaczącego producenta takich urządzeń - na początku tego roku za ok. 79 mln EUR (w przeliczeniu ok. 350 mln zł) przejęło niemieckie Cubicure.
– Na całym świecie Align Technology produkuje dziennie do miliona unikatowych i spersonalizowanych części, które są następnie wykorzystywane w leczeniu ortodontycznym. Z Wrocławia nakładki trafiają na wszystkie nasze rynki europejskie, a wśród największych odbiorców są m.in. Niemcy, Hiszpania i Wielka Brytania – mówi szef Align Technology w Polsce.
Leczenie za pomocą alignerów, inaczej nakładek, ma stosunkowo długą historię. Ostatnio przeżywa swoisty renesans dzięki doskonaleniu właściwości materiałów, a przede wszystkim dzięki rozwojowi technik cyfrowych. Specyfika nakładek daje wiele korzyści, a w ręku wykwalifikowanego specjalisty mogą być one wartościowym narzędziem odpowiadającym na potrzeby pacjentów zwracających szczególną uwagę na estetykę podczas leczenia ortodontycznego. Jak każda metoda, ma swoje jasne i ciemne strony. Rosnącą popularność przyspiesza rozwój wiedzy, dzięki czemu poszerza się zakres wad zgryzu, które mogą być skutecznie leczone tą metodą. Z drugiej strony rośnie ryzyko niewłaściwej kwalifikacji pacjentów do tej metody postępowania. Wymaga ona wiedzy z zakresu diagnostyki ortodontycznej i rozwoju narządu żucia, biomechaniki przesunięć zębowych, jak również nieodzownego doświadczenia. Podsumowując: nakładki stają się cennym narzędziem w rękach wyszkolonego specjalisty, dzięki któremu może łatwiej i wygodniej leczyć pewną stale poszerzającą się grupę pacjentów.
Zmiana finansowania
Leczenie do tanich nie należy - jego koszt to przeciętnie kilkanaście tysięcy złotych, które pacjenci muszą wykładać z własnej kieszeni.
- W Polsce nie ma żadnej refundacji [leczenia nakładkowego, usługi ortodontyczne są częściowo refundowane dla dzieci i młodzieży - red.], cały rynek usług stomatologicznych opiera się zresztą na płatnościach prywatnych. W dłuższej perspektywie może się to zmienić - są już kraje, w których aparaty stałe są refundowane przez państwowego płatnika - mówi Jakub Wróbel.
Przy okazji ubiegłorocznej wysokiej inflacji i spadku dochodu rozporządzalnego Polaków popyt na leczenie nie spadł, choć kolejki do gabinetów stomatologicznych i ortodontycznych były nieco krótsze niż rok wcześniej.
– W ubiegłym roku konsumenci byli ostrożniejsi w wydatkach. Niektórzy pacjenci preferowali opcję rozłożenia płatności za leczenie na raty. Sprzedaż ratalną wcześniej proponowały wyłącznie kliniki, ale teraz niektóre instytucje bankowe również oferują finansowanie leczenia – mówi Jakub Wróbel.
Moda na nakładki ortodontyczne sprawiła, że na rynku zaroiło się od firm oferujących takie usługi. Nie zawsze kończyło się to pięknym uśmiechem. W ubiegłym roku głośno było o niemieckiej firmie Dr Smile, która pozyskała tysiące klientów dzięki szeroko zakrojonym kampaniom w mediach społecznościowych z udziałem influencerów. Od social mediów zaczęły się też wizerunkowe kłopoty firmy, bo stworzona na początku 2023 r. grupa facebookowa „Oszukani przez Dr Smile” szybko zrzeszyła tysiące osób krytykujących efekty leczenia i praktyki sprzedażowe dystrybutora nakładek. We wrześniu Dr Smile ogłosił, że „po dokładnej analizie podjął strategiczną decyzję o wycofaniu się z polskiego rynku”.

