Amerykańska moda na alkohol w pracy

Łukasz OstruszkaŁukasz Ostruszka
opublikowano: 2013-08-01 00:00

Darmowe jedzenie w stołówce to za mało. Za oceanem pojawiają się firmy wstawiające do biur dystrybutory z piwem

Buteleczka whisky i dwie szklaneczki w biurku? To nierzadki widok w wielu biurach. Część pracowników trzyma coś w swoim gabinecie albo boksie na tzw. czarną godzinę rozpaczy po zawalonym projekcie. Dziennik „The Wall Street Journal” wziął ostatnio pod lupę firmy, które zamiast pilnować pracowników, by nie pili w biurze, stawiają im… lodówki z wyskokowymi napojami. Na czym polega ta strategia? Chodzi o coraz cieńszą linię rozgraniczającą pracę i życie osobiste. Alkohol po pracy, ale spożywany w pracy, skutecznie rozmywa tę granicę. Pomysł sprawdza się szczególnie w branżach, w których często trzeba zostawać po godzinach. „The Wall Street Journal” podaje przykłady firm, które nie boją się alkoholu. W bostońskiej agencji reklamowej Arnold Worldwide pracownicy, zamiast po całym dniu udawać się do lokalnego baru, zasiadają wokół automatu z piwem pieszczotliwie nazywanym „Arnie”. Nowojorska Thrillist Media Group przeprowadza nawet degustacje alkoholi. Ben Lerer, założyciel firmy, mówi, że nie ma nic przeciwko temu, żeby pracownicy popijali piwo, pracując.

MODA
 Z SERIALU:
 Sporo pije się
 w pracy
 m.in. w serialach.
 Twórcy hitu
 „Mad Men”,
 który opowiada
 o pracownikach
 agencji reklamowej
 z przełomu lat 50.
 i 60., zadbali o to,
 by kieliszki rzadko
 były suche.
 [FOT. FRANK OCKENFELS/
 AMC]
MODA Z SERIALU: Sporo pije się w pracy m.in. w serialach. Twórcy hitu „Mad Men”, który opowiada o pracownikach agencji reklamowej z przełomu lat 50. i 60., zadbali o to, by kieliszki rzadko były suche. [FOT. FRANK OCKENFELS/ AMC]
None
None

— Są dorośli. Jeśli ktoś się upije, usłyszy: „go home” — tłumaczy Bem Lerer.

Dziennik z Wall Street podaje, że są firmy, które wręcz reklamują się tym, że nie zabraniają pracownikom pić alkoholu w pracy. Przykładem jest popularny ostatnio start-up Dropbox, który udostępnia użytkownikom przestrzeń na serwerach, a przyszłych pracowników kusi elastycznością czasu pracy, pakietami opieki zdrowotnej, smakołykami i tzw. whiskey fridays.

Gdzie jest szkopuł w tej historii pełnej swobody i zabawy? Amerykańscy naukowcy badający zwyczaje obowiązujące w biurach zauważyli, że picie w pracy zdarza się najczęściej w firmach pełnych młodych mężczyzn stanu wolnego. Naukowcy twierdzą, że kultura pracy sprzyjająca piciu w biurze może spychać na margines ludzi, którym taki styl nie odpowiada, bo np. są rodzicami, wiąże ich religia lub leczą się z alkoholizmu.

— Takie praktyki wprowadza się w dobrej wierze. Mogą one jednak sprawić, że ludzie będą czuli się niekomfortowo — mówi profesor Nancy Rothbard z Wharton. Przywołuje wyniki badań, które pokazują, że podczas „happy hours” dobrze czują się młodzi biali mężczyźni, ale spora grupa osób — w tym także o innym kolorze skóry — często traktuje uczestniczenie w takich spotkaniach jako obowiązek. Niezbyt dobre zdanie o piciu w pracy ma też wielu prawników, którzy tworzą listy potencjalnych poalkoholowych przestępstw: jazda po pijanemu, napaści czy molestowanie seksualne. Nawet najbardziej otwarci pracodawcy wolą się zabezpieczać. Moda przemija, a upojona alkoholem firma nie wykręci świetnych wyników. Wspomniany „Arnie” wydaje 3-5 napojów miesięcznie na jednego pracownika. Szefowie wolą podobno przeznaczyć pieniądze na nagrody dla pracowników niż kolejne butelki.

Co sądzisz o piciu w pracy?
Zagłosuj w sondzie na stronach kariera.pb.pl