Patrząc na losy spółki Ammono, zastanowić się można, co jest w nich bardziej ciekawe: technologia, która — obok również słabo „skonsumowanego” grafenu czy ogniw fotowoltaicznych z perowskitów — miała być sztandarowym produktem eksportowym Polski, czy dzieje samego biznesu, pełne nadziei i konfliktów. Historia znów zatoczyła koło — postawionego w stan upadłości producenta kryształów azotku galu (GaN) ma nabyć od syndyka Instytut Wysokich Ciśnień PAN, posiłkując się pożyczką w wysokości prawie 15 mln zł, uzyskaną od Agencji Rozwoju Przemysłu. Dziś obydwie instytucje ogłaszają swój plan reaktywacji projektu, który jeszcze kilka lat temu był określany mianem „kryształowej rewolucji”. W zaproszeniu na spotkanie zaznaczyły, że „płytki wycinane z tych kryształów mogą znaleźć zastosowanie jako podłoża w tzw. niebieskim laserze, czyli technologii blu-ray, LED-ach dużej mocy stosowanych np. w lampach samochodowychczy konwertorach prądu w autach hybrydowych i elektrycznych”. Cel rozwoju technologii pozostaje więc z grubsza ten sam.

Kolejne nadzieje
Nowej strategii ciekawy jest sam założyciel i twórca objętej patentami technologii — Robert Dwiliński (projekt w 1992 r. zainicjował wspólnie z Leszkiem Sierzputowskim, Jerzym Garczyńskim oraz Romanem Doradzińskim). Zaznacza, że nie chce krytykować podejmowanych wokół projektu działań, nie znając szczegółów, niemniej w jego głosie słychać wyraźną nutę goryczy. Nic dziwnego, projektowi poświęcił ponad 20 lat.
— Dotychczas w Ammono zostało zainwestowanych ok. 150 mln zł, z różnych źródeł, głównie od japońskiego inwestora. Teraz, by dalej rozwijać technologię, potrzeba kolejnych kilkudziesięciu milionów i nie sądzę, aby udało się cokolwiek zdziałać bez finansowego zaangażowania zagranicznych podmiotów, a są na rynku tym zainteresowani. Ponadto, przed laty przenieśliśmy projekt z nauki do biznesu i właśnie przez biznes powinien być on komercjalizowany, a teraz, niestety, znów wraca do sfery naukowej — zaznacza Robert Dwiliński.
Echa przeszłości
Inicjatorzy losom swojego rozwiązania przyglądają się z boku, bez wpływu na rozwój sytuacji. Wokół projektu, któremu w 2012 r. magazyn „Compound Semiconductor” przyznał — jak wówczas mówiono — technologicznego Oskara, niewiele później pojawiły się poważne problemy. Między naukowcami a funduszem GlenCross, który zainwestował w spółkę w 2011 r., obejmując blisko 20 proc. akcji, zrodził się konflikt.
Inwestor zarzucił przedstawicielom Ammono opóźnienia w komercjalizacji projektu. W październiku 2013 r. na łamach „Pulsu Biznesu” pisaliśmy, że w firmie rzeczywiście pojawiły się problemy z hodowlą kryształów galu — i wymusiło to powrót do prac badawczych.
Inwestor uznał tym samym, że nie zrealizowano wyznaczonych zobowiązań i nie objął już — jak było to zapisane w umowie — drugiej emisji ponad 2,3 mln akcji wartości 16- -18 mln zł. Spółka zażądała odszkodowania. Jej założycieli finalnie odsunięto jednak od projektu. Sprawa trafiła na drogę sądową i była początkiem drogi do bankructwa firmy. Postępowanie nadal jest prowadzone. Przez pewien czas Ammono było dzierżawione Grupie Azoty (a dokładnie spółce Grupa Azoty Folie). Pojawiła się wówczas nadzieja, że — w myśl powiedzenia „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” — firma może dostać drugą szansę na podbicie światowego rynku materiałami półprzewodnikowymi z azotku galu.
„Doszliśmy do wniosku, że Ammono może dalej istnieć jedynie jako element szerszego przedsięwzięcia” — opisywał wówczas Witold Szczypiński, dyrektor generalny Grupy Azoty.
Nie udało się. Teraz pisany zaczyna być kolejny rozdział w historii Ammono.