Andrzej Szczęśniak: fiskus jest łapczywy a przepisy dziurawe

Szczęśniak Andrzej
opublikowano: 1999-03-04 00:00

Andrzej Szczęśniak: fiskus jest łapczywy a przepisy dziurawe

RYKOSZETEM PO KIESZENIACH: Nadszedł moment, gdy cena ropy już nie spada, a dolar łapczywie nadrabia kursową stagnację z ubiegłego roku. I teraz konsumentom przychodzi płacić — wylicza Andrzej Szczęśniak. fot. ARC

Gdy na świecie paliwowy rynek zwycięża nad kartelem OPEC — konsument w Polsce w ogóle tego nie odczuwa. Gdy koniunktura się pogarsza — natychmiast rykoszetem uderza to nas po kieszeniach.

O BRANŻY NAFTOWEJ mówi się — strategiczna. Rzeczywiście taka jest, ale nie z powodów, które przywołuje się, aby zapobiec prywatyzacji tego sektora lub wpuszczeniu na polski rynek konkurencji. Jest strategiczna, ponieważ dała budżetowi państwa w 1997 roku ponad 8 proc. dochodów podatkowych. W roku 1998 ta strategiczność pogłębiła się aż o 70 proc. — o tyle bowiem wzrosły stawki podatku akcyzowego na olej napędowy. Można to było robić bezkarnie, gdyż w niespotykany sposób taniała ropa naftowa, a kurs dolara był stabilny. Dzięki temu bilans handlowy kraju zyskał ponad 600 mln USD przy imporcie tak taniej ropy. Ale do klienta ta radość nie dotarła. Każda obniżka cen surowca była skrupulatnie punktowana przez Ministerstwo Finansów. Ropa o dolar w dół — akcyza o dwa grosze w górę. Aż nadszedł moment, gdy cena ropy już nie spada, a dolar łapczywie nadrabia kursową stagnację z ubiegłego roku. I teraz konsumentom przychodzi płacić.

JEŚLI 1 STYCZNIA 1998 r. wpłacaliśmy przy dystrybutorze 65 groszy za litr bezpośrednio do budżetu, to od 1 marca 1999 r. płacimy już 85 groszy. Niestety, łapczywość fiskusa idzie w parze z jego nieudolnością. Przepisy akcyzowe powinny być spójne i niemożliwe do obejścia przez tych, którzy chcą pasożytować. A nie są. Od lat prowadzimy walkę ze złym prawem, kończącą się nawet przegraną Ministerstwa Finansów przed Trybunałem Konstytucyjnym. Największe dziury w przepisach zostały dzięki temu załatane, jednak wciąż pojawiają się nowe — na skutek bądź zaniechania, bądź przyznawania kolejnych ulg i wyjątków.

PRZEBOJEM ubiegłego sezonu był olej opałowy. Przez cały rok nie można było nakazać jego barwienia, gdyż ministerstwo nie widziało problemu — choć widziała go prasa, prokuratura, ostrzegaliśmy my. Gdy w wyniku społecznego nacisku podjęto wreszcie decyzję — wylano dziecko z kąpielą: barwienie rozszerzono nawet na oleje ciężkie, tak zwane mazuty, które są czarne. Jak je zabarwić na czerwono? Celnik na granicy tego nie rozumie i żąda zapłacenia akcyzy. Niespodziewany cios uderzył w działalność wielu firm. Ale to nie wszystko — nadgorliwie załatano dziurę w imporcie, zostawiono ją natomiast w produkcji krajowej. I nie wierz tu w spiski cyklistów.

Z JEDNEJ STRONY żarłoczność fiskusa, z drugiej dziurawe przepisy — to mieszanka wybuchowa. Zbyt wysokie podatki (które płaci klient, a nie żadna rafineria, jak starają się one z wdziękiem przekonywać) osłabiają popyt. Konsumpcja paliw wzrosła w ubiegłym roku jedynie o 1 proc., podczas gdy liczba stacji o 10 proc. Oznacza to, że przeciętna stacja sprzedaje coraz mniej. Na dodatek — zachęceni otwartymi drzwiami do przestępstwa — pojawiają się oszuści, cudownie zamieniający olej opałowy (technologicznie produkt prawie ten sam) w olej napędowy. Drobna różnica między nimi to właśnie akcyza, czyli prawie połowa ceny, lądująca w kieszeniach przestępców. Uczciwi przedsiębiorcy nie mają najmniejszych szans w takiej konkurencji.

TO SAMO DOTYCZY handlu paliwami przy granicy z Niemcami czy Czechami, który łata lukę w bilansie płatniczym państwa, a napędzany jest przez różnicę cen. Jeśli ta powoli zanika — skutkiem staje się ograniczenie wymiany przygranicznej. Mniejsze obroty to mniej wpływów budżetowych z akcyzy, więcej bezrobotnych i więcej zasiłków. Czy w sumie to się kalkuluje?

Andrzej Szczęśniak jest prezesem Polskiej Izby Paliw Płynnych