Fundusz działający jako alternatywna spółka inwestycyjna wypracował własny model wspierania firm na wczesnym etapie rozwoju
Grupa Assay to firma doradczo-inwestycyjna specjalizująca się we wspieraniu dobrze rokujących start-upów. Stworzyli ją Łukasz Blichewicz, Iwo Rybacki i Paweł Kruszyński, którzy w tym celu zrezygnowali z pracy w korporacjach. Teraz inwestują w start- -upy będące na bardzo wczesnym etapie rozwoju, działające przede wszystkim w branżach związanych z elektromobilnością, medycyną i software’em. Nie ograniczają się jednak tylko do tych sektorów.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł5 zł/ miesiąc
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Cały artykuł mogą przeczytać tylko nasi subskrybenci.Tylko teraz dostęp w promocyjnej cenie.
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Od jakiegoś czasu nie masz pełnego dostępu do publikowanych treści na pb.pl. Nie może Cię ominąć żaden kolejny news.Wróć do świata biznesu i czytaj „PB” już dzisiaj.
Fundusz działający jako alternatywna spółka inwestycyjna wypracował własny model wspierania firm na wczesnym etapie rozwoju
Grupa Assay to firma doradczo-inwestycyjna specjalizująca się we wspieraniu dobrze rokujących start-upów. Stworzyli ją Łukasz Blichewicz, Iwo Rybacki i Paweł Kruszyński, którzy w tym celu zrezygnowali z pracy w korporacjach. Teraz inwestują w start- -upy będące na bardzo wczesnym etapie rozwoju, działające przede wszystkim w branżach związanych z elektromobilnością, medycyną i software’em. Nie ograniczają się jednak tylko do tych sektorów.
NA DOBRE I NA ZŁE:
Nie inwestujemy w start-upy, tylko je współtworzymy — podkreślają Paweł Kruszyński i Łukasz Blichewicz, twórcy Grupy Assay.
Fot. ARC
Na tym samym wózku
Twórcy Assay twierdzą, że do inwestycji w młody biznes mają nieco inne podejście niż reszta rynku.
— Generalnie w Polsce jest mnóstwo osób, które chcą wspierać młode, innowacyjne projekty, ale jak już przechodzą do inwestycji, to ich podejście okazuje się bardzo pragmatyczne. Mało kto chce wchodzić w faktycznie innowacyjne przedsięwzięcia, a jeśli już, to oferuje pieniądze, dobrze zabezpieczając się na wypadek braku ich zapłaty, i oczekuje określonych rezultatów w danym okresie. W ten sposób łatwo zabić innowacyjność. My podchodzimy nieco inaczej. Inwestujemy w start-upy, które są jeszcze na etapie pomysłu. Dajemy im pole do popisu, jeśli chodzi o rozwój ich biznesu, jednocześnie wspierając ich we wszystkich aspektach, które dla wszystkich biznesów są wspólne — czyli prowadzimy księgowość, tworzymy stronę internetową, doradzamy prawnie oraz przygotowujemy i podpisujemy dokumenty. Ponadto każdy taki start-up współtworzy i nadzoruje nasz ekspert — tłumaczy Łukasz Blichewicz.
Dodaje, że dzięki temu młodzi biznesmeni nie są pozostawieni sami sobie i nie muszą raportować postępów.
— To nie jest inwestowanie, tylko współprowadzenie biznesu. Dzięki temu nie ma możliwości, że nas coś zaskoczy. Ponadto za sukcesy i porażki jesteśmy odpowiedzialni tak samo jak pomysłodawcy biznesu — mówi Paweł Kruszyński.
Tłumaczy, że to podejście wynika z ich doświadczenia.
— Kiedy chcieliśmy jako pierwsi w Polsce wprowadzić na rynek skutery elektryczne, nie mogliśmy znaleźć inwestora, mimo że mieliśmy na stole kontrakty, zabezpieczenie i praktycznie gotowy biznes. Szukaliśmy wsparcia w funduszach, bankachi u inwestorów prywatnych. I nikt nie chciał dać nam pieniędzy na to, żeby kupić skutery i ściągnąć je do Polski. A post factum okazało się, że to dobrze prosperujący biznes — tłumaczy Paweł Kruszyński.
Inwestorzy pod nadzorem
W realizacji założeń pomaga firmie działalność w formie alternatywnej spółki inwestycyjnej (ASI). Komisja Nadzoru Finansowego pozytywnie rozpatrzyła wniosek grupy o wpisanie Assay Management do rejestru Zarządzających Alternatywnymi Spółkami Inwestycyjnymi (ZASI) na początku sierpnia. ASI to podmiot, którego wyłącznym przedmiotem działania jest zbieranie aktywów od wielu inwestorów w celu ich lokowania zgodnie z określoną polityką inwestycyjną. Takie projekty powinny przynieść tak duży zysk, żeby pokryć koszty działalności ASI, w tym koszty zarządzania, i wypracować zysk dla inwestorów.
— Tego typu przedsięwzięcia istniały zawsze. W różny sposób zbierano kapitał od inwestorów, by inwestować go na rynku. Nie istniały jednak żadne przepisy dotyczące takich podmiotów i ich działalności. Aż do 2016 r., kiedy wprowadzono regulacje określające ich zasady działania i ustanowiono nadzór nad tym rynkiem. Pojawiły się nie tylko nowe nazwy (ASI i ZASI), ale przede wszystkim szereg obowiązków związanych z taka formą wspólnego inwestowania. Główne założenie tych zmian polega nad uczynieniu tego rynku bardziej transparentnym i bezpiecznym dla inwestorów — tłumaczy Wojciech Chabasiewicz, radca prawny i partner w kancelarii Chabasiewicz Kowalska i Partnerzy.
ASI od tradycyjnych funduszy różnią się przede wszystkim formą prawną, zasadami działania i opodatkowania. Ponadto funkcjonują w formie spółek, natomiast fundusze inwestycyjne to zupełnie inny typ osoby prawnej.
— Regulacje dotyczące obu podmiotów są różne. W uproszczeniu — te dotyczące funduszy inwestycyjnych są bardziej rozbudowane i sformalizowane, natomiast ASI — prostsze. Generuje to znacznie wyższe koszty działalności funduszy inwestycyjnych niż ASI — tłumaczy Wojciech Chabasiewicz.
Bez ograniczeń
Większość ASI działających na rynku inwestuje publiczne pieniądze, np. od PFR czy NCBR, w ramach różnych programów, przede wszystkim unijnych.
— Choć wszystkich ASI objętych nadzorem jest sto kilkadziesiąt, to te działające w 100 proc. na kapitale prywatnym można policzyć na palcach jednej ręki. Po części dlatego, że nie wszystkie firmy zajmujące się inwestowaniem przejęły się obowiązkiem dostosowania się do nowych regulacji i wpisu do rejestru KNF, a inne wybrały działalność w formie funduszu inwestycyjnego zamkniętego (FIZ) — mówi Łukasz Blichewicz.
Jego zdaniem objęcie nadzorem KNF takich podmiotów to same korzyści.
— Wszyscy, którzy inwestują, powinni działać na podstawie jasnych zasad i spełniać wymagania i założenia, które nadzór będzie weryfikował — mówi Łukasz Blichewicz.
Dodaje, że ASI muszą mieć określoną politykę inwestycyjną, ale lista wymagań w stosunku do tych podmiotów jest znacznie krótsza niż w przypadku tradycyjnych funduszy inwestycyjnych. Ponadto działają one sprawniej.
— To bardzo istotne na rynku start-upów, bo jeśli trafi się perełka, to decyzję trzeba podejmować błyskawicznie — mówi Łukasz Blichewicz.
Jego zdaniemASI oparte na kapitale prywatnym ma dużo zalet w porównaniu z podmiotami działającymi w ramach publicznych programów.
— Przede wszystkim jesteśmy bardziej elastyczni. ASI działające w ramach danych programów często mają ścisłe wytyczne co do tego, w co i ile mogą zainwestować. Na przykład w danym projekcie muszą być elementy badawczo-rozwojowe albo dany fundusz może zaoferować maksymalnie 50 proc. niezbędnej kwoty, a pozostała część musi pochodzić od anioła biznesu. My nie mamy takich ograniczeń. Szukamy tego, co będzie najbardziej opłacalne dla nas i dla naszych inwestorów w danym horyzoncie czasowym — tłumaczy Łukasz Blichewicz.
Niewiele porażek
Dobrym przykładem tego, jak taka swoboda inwestycji może wpłynąć na rozwój biznesu, jest spółka z portfela Assay — Break&Wash.Wyposaża ona stacje benzynowe w pralko-suszarki dla zawodowych kierowców.
— Zainwestowaliśmy w tę firmę 300 tys. zł, a drugie tyle przeznaczyła alternatywna spółka inwestycyjna finansowana z pieniędzy publicznych. Niedawno firma przyszła do nas z prośbą o dodatkowe pieniądze, bo podpisała kontrakt z siecią stacji dysponującą parkingami na 500 tirów przy granicach. W związku z nim zobowiązała się do wstawienia po pięć pralko-suszarek na każdym takim parkingu. Wystarczy zatem kupić sprzęt, żeby potem dzielić się przychodem za jego pracę. My możemy przeznaczyć na to dodatkowe pieniądze, natomiast ASI finansowana z publicznej kasy nie może tego zrobić — tłumaczy Łukasz Blichewicz.
Dodaje, że działalność takiej ASI, pracującej na kapitale prywatnym, jest oczywiście bardziej ryzykowna.
— Dywersyfikujemy jednak ryzyko. Dlatego w portfelu mamy dwadzieścia kilka spółek. Liczymy się z tym, że jakiś koncept się nie powiedzie. Do tej pory problemy pojawiły się tylko w dwóch spółkach. W jednym przypadku doszło do dość radykalnej zmiany zespołu założycielskiego, a w drugim trzeba było zweryfikować na nowo pomysł, w którym wysokość kapitału była mocno niedoszacowana — mówi Paweł Kruszyński.
Tłumaczy, że problemy przy 5 proc. inwestycji to i tak niewiele — w porównaniu z rynkiem, na którym ryzyko niepowodzeń jest dużo wyższe. Assay Managment inwestuje najczęściej nie więcej niż 1 mln zł i przejmuje mniejszościowy pakiet. Aktualnie w portfelu Assay znajdują się 22 spółki, których bieżąca wycena to 34,3 mln zł. Średnia rentowność wyjścia z inwestycji to 514 proc. Firma zakłada, że w portfelu będzie miała maksymalnie 40 start-upów.